środa, 24 lutego 2016

Rozdział 15, cz. II

Z perspektywy Scotta
1 stycznia, niedziela



Scott wpatrywał się w blondynkę, która tańczyła z jego bratem. Mimowolnie zacisnął pięści gdy dłoń Wyatta spoczęła na talii dziewczyny, a ona jakby zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Muzyka nagle ucichła. Brunet wiedział, że oznacza to noworoczną przemowę ojca. Najszybciej jak tylko mógł wydostał się z pomieszczenia na rozległy taras. Dokładnie w momencie gdy podszedł do barierki, na niebie rozbłysły kolorowe fajerwerki. Chłopak patrzył na widowisko, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego ludzie zawsze tak się tym zachwycają.
- Scott?
Brunet odwrócił się. Hayley patrzyła na niego niepewnie.
- Hej! Szczęśliwego Nowego Roku! Jak się bawisz?- zapytał, uśmiechając się.
- Bardzo śmieszne- prychnęła, podchodząc do niego.
Brunet patrzył przez chwilę na jej profil oświetlany kolorowymi fajerwerkami, po czym oparł się o barierkę i westchnął.
- To już niedługo, prawda?- zapytała Hayley, przerywając ciszę. Podniósł na nią wzrok. Dziewczyna również na niego spojrzała- Już niedługo... Nas sprzedacie, prawda?- skrzywiła się lekko, jakby to słowo sprawiało jej fizyczny ból.
Scott podniósł się do pionu i otworzył usta, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy zauważył w oczach dziewczyny świecące łzy. Przygryzła wargę.
- Kiedy?- szepnęła. Chłopak spuścił głowę.
- Przy taki tempie, za jakiś tydzień...- urwał i spojrzał na blondynkę. Po jej policzku zaczęła spływać pojedyncza łza- Może półtora...
Hayley szybko otarła łzy i uśmiechnęła się słabo.
- Szkoda, że tak szybko. Nie zdążyłam cię jeszcze poznać.
Chłopak chciał coś powiedzieć, jednak w jego głowie zapanowała kompletna pustka. Dziewczyna odchrząknęła.
- Nie boicie się?- zapytała, wykonując lekki ruch podbródkiem w stronę fajerwerków- W ten sposób łatwo zdradzicie swoją pozycję, a raczej powinno wam zależeć na pełnej dyskrecji.
- Dziś nikt nie zwraca na to uwagi- chłopak mówił głosem wyzutym z emocji- To taka tradycja, gdy ktoś przebywa na morzu w Nowy Rok. Wszyscy puszczają fajerwerki. Dlaczego my mielibyśmy być wyjątkiem?
Zapadła cisza. Ciężka i niezręczna. Scott czuł się winny, ale nie w taki sposób jak zazwyczaj. Zawsze miewał wyrzuty sumienia, wcześniej czy później. Dopadały go w najmniej spodziewanym momencie i sprawiały, że miał ochotę postawić się ojcu, nawet jeśli miałby potem skończyć za burtą. Kapitan nie tolerował nieposłuszeństwa, jednak nie był to powód, dla którego brunet wciąż się powstrzymywał. Nieważne jaki był, wciąż pozostawał jego ojcem. Smutek kryjący się w oczach mężczyzny przypomniał chłopakowi, dlaczego się taki stał.
Ale tym razem było inaczej. Myśl, że Hayley zostanie niewolnicą, najprawdopodobniej jakiegoś obrzydliwie bogatego arabskiego handlowca, spędzała mu sen z powiek od dłuższego czasu. Oni lubili Europejki, szczególnie blondynki, tak różne od kobiet z ich kraju. Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek ją skrzywdził.
" A jednak"- pomyślał rozgoryczony- " Statek wciąż płynie, a czas się kończy"
Zerknął na blondynkę i zauważył, że dziewczyna objęła się ramionami. Nic dziwnego, przecież to środek zimy. Nawet w tych okolicach temperatura w nocy radykalnie spada. Scott szybko ściągnął marynarkę i otulił nią dziewczynę. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie musisz...
- Przecież widzę, że się trzęsiesz- przerwał jej stanowczo. Poprawił ubranie na jej ramionach, po czym, zupełnie nie myśląc o tym co robi, zatknął kilka niesfornych kosmyków włosów, które wysunęły się z koka, za ucho dziewczyny. Poczuł, że uważnie mu się przygląda. Spojrzał jej w oczy.
Była piękna. Głębia i szczerość jej spojrzenia sprawiły, że chłopak miał ochotę się rozpłakać.
" Nie mogę jej tak skrzywdzić. Nie mogę"
- Scott? Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, ja tylko...- urwał- Wejdźmy do środka.
Zaciągnął blondynkę z powrotem do sali i zamknął drzwi tarasu. Przez chwilę patrzył jeszcze na nocne niebo, teraz już nie pozostał na nim ślad po widowisku sprzed kilku minut.
" Piękne i podziwiane przez wszystkich, a już po chwili nie ma po nich śladu"- pomyślał- " Ciekawe, czy ktoś o nich w ogóle pamięta?"
***
Przyjęcie skończyło się tak jak zwykle, punktualnie o pierwszej w nocy. Do tej pory, załoga statku " świętowała" Nowy Rok z porwanymi ludźmi zaledwie dwa razy. Kapitan, w całej swej perfidności, kochał ten dzień i zawsze świętował go należcie, choćby jego dostojni goście mieli ochotę co najwyżej na popełnienie harakiri srebrnym nożem z eleganckiej zastawy, a nie na zabawę sylwestrową. W tym roku nie było inaczej. Dodatkowym punktem programu było świętowanie urodzin Faith- na samym początku przyjęcia zaśpiewano " Sto lat" i wszystkich poczęstowano wspaniałym tortem. Kapitan był w swoim żywiole. Wznosił toasty, przechadzał się wśród zgromadzonych i prowadził miłe, nie zobowiązujące pogawędki. Patrząc w tej sytuacji na swego ojca Scott widział w nim kapitana luksusowego wycieczkowca, który po zakończeniu rejsu bezpiecznie odwiezie swoich pasażerów do domów i żegnając się z nimi będzie polecał się na przyszłość.
Wciąż ten sam, a jednak inny.
Ojciec nadal był gentlemanem, czasami wręcz pedantycznym. Ale, jak mówił, " wiedział, co do niego należy". Z jednej strony elegant, z drugiej- handlarz żywym towarem. Scott po raz kolejny zastanawiał się, po co to robi. Dla zemsty? W takim razie, jego ojciec był nad wyraz głupi. Przecież ludzie, których porywali, nie mieli nic wspólnego z ich matką. Nie mogli mieć, skoro ich przedział wiekowy zaczynał się od 16 i kończył na 21 roku życia. Nigdy nie porywali nikogo starszego.
A jeżeli sądził, że w ten sposób odzyska mamę, to się przeliczył. Minęło 15 lat. Nawet jeśli jeszcze żyje, nie ma szans, aby ją odnaleźli. W ich czasach przy porwaniu liczyły się pierwsze 24 godziny. Po ich minięciu, z każda sekundą szanse na odnalezienie zaginionego drastycznie malały.
O tym właśnie rozmyślał Scott, wciąż siedząc w pustej już sali balowej i powoli sącząc whisky. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko niego. W jego głowie znów panował chaos. Usiłował jakoś to sobie wszystko uporządkować, ubrać w słowa myśli, które kłębiły się w jego podświadomości. Od jakiejś godziny- na próżno.
Chłopak westchnął i wypił resztkę alkoholu i tak mocno już rozcieńczonego przez stopniałe w nim kostki lodu. Podniósł się i wyszedł z sali. Była chyba 2:30 w nocy. Powoli posuwał się pogrążonym w półmroku korytarzem. Był zmęczony, jednak wiedział, że i tak nie będzie mógł spać. Jaka wizja nawiedzi go tym razem? Płacząca Hayley w objęciach jakiegoś obrzydliwego starca? Nie, to już było. Więc może ujrzy blondynkę pośród kilkudziesięciu innych kobiet, składających się na harem arabskiego szejka? Nie. To też już było.
Pewnie myślałby o tym jeszcze długo, gdyby statek nagle się gwałtownie nie zatrząsł. Chłopak stracił równowagę i upadł na podłogę. Poczuł ostry ból, gdzieś w okolicach biodra. Syknął i w tej sekundzie jego uszy zostały zaatakowane przez znienawidzony sygnał alarmu. Chłopak z niedowierzaniem patrzył, jak korytarz napełnia się czerwonym światłem.
" Nie... To niemożliwe"
Zerwał się z podłogi i popędził w stronę sterowni.
- Scott!- usłyszał nagle. W drzwiach, które właśnie mijał, zobaczył przestraszoną Hayley- Scott, co się dzieje?!- krzyczała, zakrywając uszy.
- Zostań w kajucie!- polecił jej tylko pospiesznie.
- Scott!
- ZOSTAŃ!- wrzasnął i znów zerwał się do biegu.
W połowie drogi wpadł na Wyatta i Matundrę.
- Co jest, do kurwy nędzy?!- zaklął blondyn.
- Nie wiem!- odkrzyknął chłopak, wpadając wreszcie do sterowni. Cały pulpit świecił się na czerwono. Scott przypadł do ekranu, gdzie wyświetlany był obraz z kamer.
- Scott!- krzyknął Wyatt.
Chłopak się nie odzywał. Gorączkowo przeglądał zapisy z kamer i radarów. Na takiej głębokości istniało małe prawdopodobieństwo, by o coś zahaczyli, ale ojciec zawsze mówił mu, że ma sprawdzać nawet nieprawdopodobne. Statek był cały, na szczęście. Jednak co się stało, że włączył się alarm?
- Scott!- wrzasnął znów Wyatt.
- Daj mi chwilę!- wydarł się coraz bardziej zdenerwowany chłopak. Musiał się skupić, a ten idiota wciąż go rozpraszał tymi swoimi okrzykami. To niej jest film akcji, kretynie, swoim wrzaskiem tylko przeszkadzasz. Brunet poczuł, że ktoś łapie go za ramię. Obejrzał się i zobaczył ojca. Na jego twarzy widoczna była niespotykana powaga.
- Spokojnie synu- powiedział i nacisnął guzik, którym wyłączył alarm. Nagła cisza jaka zapanowała, była równie męcząca jak wyjący przed sekundą sygnał- O wiele lepiej, nieprawdaż?
- Nie wiem co się dzieje- zaczął mówić Scott- Radary niczego nie wykazują, statek jest cały, dlaczego...
- Cóż, a myślisz, że zbliżający się sztorm, mógłby być przyczyną?- zapytał retorycznie ojciec, kładąc palce na brodzie. Chłopak patrzył na niego zdezorientowany. Sztorm? Powoli odwrócił się w stronę przestronnego okna, które przez cały ten czas miał tuż przed sobą. Na stalowym niebie widać było złowrogie przebłyski błyskawic, morze coraz bardziej się burzyło.
Scott opadł ciężko na obrotowy fotel.
- Ale...- jęknął- Alarm... Czemu? Czemu... Alarm...
- Muszę ci przypomnieć, że osobiście wyczuliłeś system przed ta podróżą, aby był wrażliwy na mocniejsze uderzenia fal. Jak widać, działa on bardzo sprawnie.
Chłopak wypuścił powietrze z płuc i czuł, że wraz z nim ucieka cała jego duma. Jak mógł tego nie zauważyć? Jak idiota szukał uszkodzenia statku, a zapomniał spojrzeć przez ogromne okno, które miał tuż przed nosem.
Ojciec położył mu rękę na ramieniu i westchnął.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież, kompletnie zaślepiona przez technologię. Cóż zbieraj się Scott.
Chłopak podniósł z niego wzrok.
- Sztorm od tak sobie nie zniknie. To będzie długa noc.
***
Brunet pospiesznie kierował się do swojej kajuty. Musiał się szybko przebrać i wracać do sterowni. Był tam potrzebny ojcu, który teraz sprawdzał, czy Wyatt i reszta załogi zabezpieczyła już ładunek. Zastanawiał się kiedy sztorm uderzy. Pod stopami czuł, że z każdą sekundą statek kołysze się coraz bardziej niespokojnie. Przyspieszył kroku i niemal wpadł na Hayley, która nagle wyrosła przed nim na środku korytarza. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Co ty tu robisz? Wracaj do...
- Co się stało?- zapytała.
- Nic. Fałszywy alarm. Znaczy nie do końca. Wracaj do pokoju.
- Nie do końca?
- Hayley, muszę teraz...
- Powiedz mi co się dzieje!
- Nie musisz wiedzieć!- krzyknął. Patrzyła na niego zdziwiona. Po raz pierwszy podniósł na nią głos.
- Scott...
- Proszę cię, wracaj do kajuty- jęknął zrezygnowany, łapiąc ją za ramiona- Proszę...
Nagle poczuł się taki zmęczony. Oparł głowę na barku dziewczyny.
- Po prostu idź...- szepnął, przymykając oczy.
Hayley nagle ujęła jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Zaskoczony chłopak odsunął się lekko, patrząc na nią uważnie.
- Co?- zapytała, śmiejąc się krótko, jakby próbując ukryć zawstydzenie. Scott przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, po czym pochylił się i złączył ich usta. Przyciągnął dziewczynę bliżej siebie delektując się subtelnym smakiem jej ust. Blondynka nieśmiało odpowiadała na jego pocałunki. Oderwali się od siebie chwilę później.
- Hayley- zaczął Scott, patrząc na nią.
- Hm?- mruknęła tylko dziewczyna, nerwowo bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli. Nie patrzyła mu w oczy.
- Ucieknijmy stąd.






Hehe. No cześć.
Nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę. Moje życie wygląda teraz zupełnie inaczej niż wtedy, gdy zaczynałam ta opowieść razem z Moniką. Zmieniłam się. Obie się zmieniłyśmy. Nawet nie wiecie jak bardzo. Jadnak mimo wszystko, cały ten blog, jest jakiś taki... szczególny. Już tyle razy mówiłyśmy "Ach, trzeba to wreszcie skończyć..." i na słowach się kończyło. Brak konsekwencji, to wada, którą niestety obie posiadamy. Najwyższy czas to zmienić. Pewnego dnia przypomniałam sobie o tym blogu i o tej historii i z jakiegoś dziwnego powodu, to wspomnienie mnie rozczuliło. Przeczytałam wszystkie rozdziały naszego opowiadania i powiem Wam, że miałam ochotę odpalić komputer w środku nocy i zrobić korektę tych wszystkich błędów, które nasadziłyśmy tu razem z Monią xD ( te powtórzenia w prologu, Chryste jedyny w niebiosach <|3) Ale, po chwili namysłu, odrzuciłam ten pomysł. Bo to byłyśmy my. Ten blog to żywy obraz tego, jak się zmieniamy i dojrzewamy *tak, już możecie płakać*
W skrócie- wracamy. Doprowadzę to opowiadanie do końca, choćbym się miała pokroić.
Nie będę miała za złe, jeśli odeszli stąd praktycznie wszyscy czytelnicy, o których swego czasu tak zabiegałyśmy i z których się cieszyłyśmy. Po takiej ilości beznadziejnego czekania, już dawno rzuciłabym to w cholerę. Jednak, jeśli wciąż tu jesteście, to Wasz trud zostanie wynagrodzony. Mam nadzieję. To tyle na teraz. Zabieram się za 16 rozdział.
Życzcie nam powodzenia!
Hayley i Faith <3
P.S- dziś bez gifów, ale za to rozdział jest chyba trochę dłuższy... Muszę wreszcie zacząć pisać dłuższe xD Faith w porównaniu ze mną napisała już epopeję xD
P.P.S- i będzie więcej rozdziałów z perspektywy Hayley, bo z tego co się orientuję, jest ich może cztery ;;

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 15, cz. I

Z perspektywy Hayley
31 grudnia, sobota
Muzyka

Stukanie do drzwi. A potem odgłos naciskanej klamki. I znowu. Dziewczyna mocniej owinęła się kołdrą aby odciąć się od tych dźwięków. Pukanie.
- Hayley?
Jego głos. Głos Scotta. Łagodny i zatroskany.
- Hayley proszę cię, otwórz. Hayley.
Nie. Nie mogła. Nie chciała. Po raz pierwszy w życiu zrobiła coś na przekór. Nie może się teraz wycofać.
- Hayley! Otwórz drzwi!
Usiadła na łóżku przyciskając dłonie do boków głowy. Nie chce tam iść. Bała się, że tam stanie się coś strasznego. Coś jeszcze bardziej przerażającego niż do teraz. O ile to w ogóle możliwe.
- Hayley proszę... To wbrew zasadom...
Wbrew zasadom. Porywanie ludzi też jest wbrew zasadom. Usłyszała ciche westchnięcie.
- Ale wiesz, że mam zapasowy klucz?
Tego nie wiedziała. Odwróciła głowę, gdy chłopak wszedł do kajuty.
- Hayley...
- Odejdź.
- Dobrze wiesz, że tylko go tym wkurzysz.
- I dobrze.
Chwila ciszy.
- Musisz tam iść.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego.
- Nic nie muszę- syknęła, choć w oczach powoli zbierały jej się łzy. Scott usiadł na brzegu łóżka. Podkurczyła nogi, obejmując je ramionami.
- Pomyślałem...- zaczął nagle- Że może ja założysz.
Po tych słowach położył na łóżku duże pudło, które dotychczas chował za plecami. Posłała mu pytające spojrzenie.
- Znalazłem ją w magazynie. Nie mam pojęcia skąd się wzięła, ale...- urwał, a potem uśmiechnął się słabo- Chociaż przymierz.
Light Sky Blue Chiffon Bridesmaid Dresses Cheap by 21weddingdressWstał i wyszedł. Hayley przez chwile wpatrywała się w drzwi, a później podsunęła się w stronę pudełka. Z niechęcią stwierdziła, że ma ochotę sprawdzić, co kryje się pod wieczkiem. Bycie porwanym potrafi być naprawdę zaskakująco nudne. Dziewczyna powoli otworzyła pudełko. W środku leżała idealnie złożona błękitna suknia. Wyciągnęła ją wręcz z namaszczeniem. Szyfonowa spódnica spłynęła w dół, pokrywając kołdrę morzem koloru. Hayley wstała powoli i podeszła do lustra. Przyłożyła suknię do siebie. Miała wielką ochotę ja założyć już teraz. Westchnęła i włożyła ja z powrotem do pudełka.
"To takie nieludzkie"- pomyślała- "Naprawdę ma czelność świętować dziś z nami? Naprawdę uważa, że ktokolwiek z nas będzie się cieszył na ten nowy rok?". Prychnęła, wściekło zamykając pudełko. Przez chwilę oddychała ciężko.
- A może by...- powiedziała do siebie, przekrzywiając głowę- A może by się sprzeciwić?
Natychmiast zaczęła układać sobie w głowie plan. Pójść tam i udawać beztroską i szczęśliwą. Upokorzyć Kapitana i jego okropnych synów... Podły uśmiech znikł z jej twarzy. Nie. Nie może... Nie potrafiłaby wmieszać w to Scotta. Jednak co do reszty... Szczerze wątpiła, by byłoby jej przykro.
***
Dokładnie o 18:10, ktoś zapukał do jej drzwi. Wstała z łóżka, wygładziła sukienkę i nacisnęła klamkę, oczekując widoku Scotta. Uśmiech znikł z jej twarzy, sekundę później, gdy zobaczyła Wyatta.
- No no- gwizdnął chłopak, uśmiechając się przebiegle- Jak chcesz, to potrafisz być elegancka. 
Hayley przewróciła oczyma i wyszła na korytarz.
- He...Hej! Czekaj!-krzyknął za nią. Usłyszała, że za nią biegnie i po chwili poczuła jak łapie ją za ramię. Obróciła się gwałtownie, wyszarpując rękę.
- Czego?- syknęła.
- Nawet nie zamknęłaś drzwi- powiedział z wyrzutem. Prychnęła.
- Dlaczego Scott nie przyszedł?
Wyatt nagle się ożywił.
- A co? Ja ci się nie podobam jako twój książę z bajki?- uśmiechnął się szeroko, poprawiając poły marynarki- Hy!- zakrył usta dłonią, udając zaskoczenie- A może umówiliście się na małe randez vous?- porozumiewawczo poruszył brwiami. Blondynka pokręciła głową.
- Naprawdę jesteś tak głupi, czy tylko udajesz?- rzuciła, unosząc jedną brew.
- Auć!- żachnął się blondyn łapiąc się za serce- Zabolało, Królowo Śniegu. 
- Szczerze wątpię.
Po tych słowach znów ruszyła przed siebie.
- Ej!- zawołał za nią.
- Co znowu?!
- To w tamtą stronę- wskazał kciukiem za siebie. Hayley przeklęła w duchu, jednak wyprostowała się i z wysoko uniesioną głową oznajmiła:
- Przecież wiem.
- Jasne- zaśmiał się chłopak, gdy przechodziła obok niego. Pospiesznie skręciła za róg i krzyknęła, gdy zderzyła się z kimś.
-Chryste Panie!- krzyknął Scott, łapiąc ją w talii- Hayley! Nic ci nie jest?
- Ja... Tak, nie, nie wiem, nic się nie stało- wyrzucała z siebie, wciąż nieświadoma co się właściwie wydarzyło.
- Ha! O wy świntuszki, mam was!- wykrzyknął triumfalnie Wyatt, klaszcząc w dłonie- Ktoś tu chyba poczuł miętę, co?
(tak wiem, że to Ian, ale on i Chace są troche podobni, prawda? xD)
- Zamknij się braciszku- rzucił Scott dowcipnym tonem, wciąż trzymając dziewczynę blisko siebie. Hayley czuła, że się rumieni- W przeciwieństwie do ciebie- kontynuował brunet- Ja potrafię uratować damę z opresji. Madame- zwrócił się do blondynki. Dziewczyna spojrzała na niego i wciągnęła powietrze, gdy pochylił się i ucałował jej dłoń- Mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
- Ja...- zająknęła się.
- Ugh... Chodźmy już- jęknął Wyatt- Ojciec znów się wkurzy. Wiesz jak kocha sylwestra- przewrócił oczyma i ruszył korytarzem. Gdy był już daleko, Hayley szybko zabrała rękę i schowała ją za plecami.
- Pięknie wyglądasz- powiedział brunet.
Odwróciła głowę zakłopotana.
- Chyba... Powinniśmy się pospieszyć...
- No tak. Pozwolisz?- podał jej ramię, uśmiechając się ciepło. Zawahała się, ale delikatnie ujęła jego ramię. Znów się uśmiechnął i pociągnął ją w stronę sali.
***
Godzinę później Hayley usiadła na jednym z krzeseł pod ścianą. Po kolacji stół został usunięty i na środku pojawiło się pełno miejsca. Jakby były tu jakieś szczęśliwe pary, które miałyby zapełnić parkiet. Dziewczyna miała nadzieję, że w półmroku nikt jej nie zauważy i jakoś uda jej się przetrwać do końca tego okropnego wieczoru. 
- Hayley- ktoś nagle złapał ją za rękę. Blondynka stłumiła krzyk, odskakując. Zobaczyła swoją siostrę. Faith miała rozbiegane spojrzenie i jakby przestraszony wyraz twarzy.
- Faith. Co się stało?- posadziła siostrę obok siebie.
- On... To on- szepnęła dziewczyna, wbijając paznokcie w dłonie Hayley.
- Ale kto? Jaki on?- dziewczyna była bardzo zdezorientowana.
- Kapitan... Czarny Wąż...
- Co?
- Można prosić...- Hayley spojrzała w stronę głosu. Stał tam Wyatt, wyraźnie wpatrzony w Faith- Panienkę do tańca?- zakończył z szarmanckim uśmiechem.
Blondynka spojrzała na swoja siostrę. Dziewczyna wyglądała jakby miała ochotę rzucić się za burtę; martwym spojrzeniem wpatrywała się w podłogę. Wyatt chyba zaczął się niecierpliwić.
- Ależ oczywiście, z wielką chęcią!- wykrzyknęła Hayley, ciągnąc go na parkiet. Zaczęła tańczyć, nie zwracając uwagi na to czy robi to także jej partner. Blondyn zaśmiał się krótko. Dopiero wtedy na niego spojrzała.
- Chodziło mi o twoją siostrę... Ale zdaje się, że ty także potrafisz tańczyć.
Hayley uśmiechnęła się krzywo i przeniosła wzrok na Faith. Siedział przy niej Ben, który teraz podniósł wzrok na blondynkę i pokręcił głową, dając do zrozumienia, że on także nic z tego nie rozumie.
- ...zazdrość?
- Co?- zapytała zdziwiona dziewczyna. Wyatt prychnął.
- Pytałem, czy chcesz wzbudzić zazdrość mojego brata.
Wytrzeszczyła na niego oczy.
- Że co?! Ja... Nie.
- Jaaaaaasne- odgryzł się blondyn.
- Co za nonsens- stwierdziła, odwracając głowę. Muzycy nagle przestali grać. Blondynka spojrzała na środek sali. Przed orkiestrą w świetle skierowanym dokładnie na niego stał Kapitan.
- Moi drodzy- zaczął z przyjaznym uśmiechem na ustach, jakby wszyscy obecni czerpali niezwykłą przyjemność z obecności na tym "przyjęciu"- Może i nie jesteśmy ze sobą w zbyt dobrych stosunkach, jednak wszyscy doskonale wiemy, że nie ma lepszego czasu na rozwiązywanie konfliktów niż ten. Szczęśliwego Nowego Roku!- zakończył unosząc do góry kieliszek z szampanem.
Jak na zawołanie za oknami wybuchły fajerwerki, rzucając kolorowe rozbłyski na spokojną powierzchnię oceanu. Hayley spojrzała na swoją siostrę.
W jej załzawionych oczach odbijały się kolorowe światła.

_________________________________________________________________________________

Nie będę się nawet tłumaczyć. Zawaliłam i tyle. Więc dodaję ten rozdział w dwóch częściach, ponieważ nawet nie łudzę się, że napisałabym go w całości. I naprawdę nie wiem kiedy pojawi się druga część.
Mimo wszystko dziękujemy za to, że nas nie opuściliście (chyba...).
Kochamy Was,
Hayley i Faith <3

czwartek, 24 lipca 2014

Powrot!

Jak sama nazwa postu wskazuje, postanowilysmy z Aga sprobowac zreaktywowac naszego bloga. Spotkalysmy sie twarza w twarz, porozmawialysmy i stwierdzilysmy, ze o ile z nasza przyjaznia juz na pewno nie bdz tak samo, to jednak zbyt bardzo przywiazalysmy sie do Faith i Hayley oraz ich przygod, zeby z tego zrezygnowac.
Tak wiec witajcie z powrotem!
Faith i Hayley <3


PS. Wybaczcie, ze bez znakow polskich, ale aktualnie jestem sobie w Rosji i jest taka klawiatura, a nie inna xd
PS2. Jestem tutaj dopiero 4 dni, a juz mam akcent rosyjski boje sie :o

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 14

Z perspektywy Faith
31 grudnia, sobota
Muzyka

Faith przez całą noc nie zmrużyła oka. Nie potrafiła. Nie po tym, czego dowiedziała się poprzedniego dnia. Może to i dziwne, ale czuła współczucie w stosunku do Wyatta. To przez co przeszedł... Gdy opowiadał jej o swoim opiekunie, którego zmyła fala, mogłaby przysiąc, że widziała w jego oczach coś na kształt poczucia winy, mimo iż kategorycznie zaprzeczył, by posiadał takie uczucia. Zauważyła, że podobnie jak ona, otoczył się szczelną skorupą, jednak w przeciwieństwie do niej zrobił to tak umiejętnie, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, sądząc, że urodził się bez emocji. W tym momencie Faith mimowolnie obiecała sobie, że nie powie o historii jego życia nikomu. Nie mogłaby mu tego zrobić. Czuła by się wtedy jak ostatnia zdzira. Po raz pierwszy zapoznawała się z takim uczuciem. Nie podobało jej się to. Z dnia na dzień coraz bardziej traciła pewną siebie Faith i nic nie mogła z tym zrobić. Jedynie świadomość, że nie wahała się przespać z prawie nieznanym chłopakiem, dawała jej nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Na jej twarzy wykwitł uśmiech na samą myśl o przedwczorajszej nocy. Wyatt naprawdę  był niezły w te klocki; musiała to przyznać. Znów czuła się w swoim żywiole. To pomagało jej się odreagować, jak i uspokoić od targających ją emocji. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie miała nawet koszmarów sennych, które nawiedzały ją co noc. W każdym z nich spotykała Johna, który ostrzegał ją przed czarnym wężem. Wciąż nie rozumiała tego, pomimo, iż czasem Mason pokazywał jej różne ,,wizje''. Nierzadko ukazywały śmierć jednego z jej przyjaciół bądź członków rodziny poprzez ukąszenie przez ogromnego gada. Budziła się z krzykiem cała spocona, jak i wykończona kolejnym koszmarem.
 Lecz tej nocy spała spokojnie. Ale o dziwo, brakowało jej tego. Brakowało jej ,,spotkań" z Johnem, pomimo tego, że były one tak straszne i wykańczały ją fizycznie i psychicznie. Nie mogła zaprzeczyć, że tęskniła za nim. Za jego kruczoczarnymi włosami i brązowymi tęczówkami. Za tym jak ją dotykał i całował. Dla wszystkich z zewnątrz ich związek opierał się tylko na stosunkach seksualnych, jednak nie była to do końca prawda. W ich relacjach były tez chwile romantyczne i pełne namiętności, chociaż nikt nie miał o tym pojęcia. Ani Faith, ani John nie przepadali za obdarowywaniem siebie słodkimi prezentami ani za romantycznymi kolacjami przy świecach. Ich relacje ukazywały się w całkiem inny sposób, im tylko zrozumiały. Nie potrzebowali słów, ani rzeczy, by wyrazić to co czuli. Przyzwyczaili się do siebie i nie wytrzymaliby zbyt długo w rozłące. Jak stary obraz w salonie, niepokazujący niczego szczególnego, brzydki, zakurzony, jednak wiszący od lat. A gdy się go ściągnie i powiesi nowy, nagle zaczyna czegoś brakować. Podobnie czuła się Faith. Wyrzuciła ze swych myśli fakt, że przecież już nie są razem. Nie obchodziło jej to. Ślepo wierzyła, że gdyby tylko udało jej się wrócić, wszystko wróciłoby na swoje miejsce, a porwanie i bycie niewolnicą zostałoby tylko przykrym, nic nieznaczącym wspomnieniem.
***

- Faith! - z amoku wyrwał ją natarczywy głos dochodzący zza drzwi - Wiem, że tam jesteś! Otwórz!
Dziewczyna usiadła i przetarła zaspane oczy, po czym wstała oraz otworzyła drzwi natrętowi.
- Co jest? - znużona powiedziała, zamierzając spławić osobnika. Przecież było jeszcze pół godziny ,,czasu snu'', jak to określił Kapitan, omawiając ich rozkład dnia. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, do jej pokoju wparował podekscytowany Ben oraz Hayley z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Szybko zamknęli drzwi, po czym popatrzyli wyczekująco na brunetkę.
- Czego chcecie? - warknęła, po czym odwróciła się z zamiarem ponownego zakopania się pod kołdrą.
- Hola, hola, wracaj tutaj! - zawołał za nią Gray i złapał za jej ramię - Mamy ci do przekazania bardzo ważne informacje!
Młodsza Martin przewróciła oczami, po czym spojrzała na nich z niecierpliwym wyrazem twarzy.
- Streszczajcie się. Nie mam zamiaru marnować cennego wolnego czasu na jakieś pogadanki.
- Och, Faith! Nie bądź taką sztywniarą! - wykrzyknęła Hayley, po czym nagle umilkła. Pozostali popatrzyli na nią jak na wariatkę, jednak ona sama była chyba jeszcze bardziej zaskoczona swoimi słowami, niż oni. Blondynka zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Faith parsknęła śmiechem i pokręciła głową z politowaniem. ,, Że też to tego doszło, żeby moja siostra nazywała mnie sztywniarą" pomyślała.
- No więc...? - ponagliła przybyszów.
- Hayley dowiedziała się czegoś bardzo interesującego, co być może pomoże nam w dalszym śledztwie! Czyż to nie cudownie?! - wykrzyknął Ben, podnosząc rękę ku górze.
- Taaa cudownie, a teraz możecie już iść - powiedziała Faith beznamiętnym głosem i znów ponowiła próbę powrotu do łóżka.
-Zaraz! - zaprotestowała Hayley - Nawet nie wiesz, czego się dowiedziałam!
Brunetka zacisnęła ręce ze złości i odwróciła się do gości. Na twarzy wykwitł jej szeroki uśmiech, który jednak nie miał w sobie krzty ciepła, ani radości, a wręcz odwrotnie; Ukazywał jak bardzo ta cała sytuacja ją irytuje.
- Więc moglibyście mi to wyjaśnić i sobie stąd pójść, a nie rozwodzić się nad geniuszem Hayley? - syknęła przez zaciśnięte zęby.
Ben znacząco spojrzał na blondynkę, po czym rzekł głosem przepełnionym dumą:
- Żona kapitana zaginęła 15 lat temu.
- No i...? - Faith uniosła jedną brew.
Chłopak popatrzył na nią z niezrozumieniem.
- Nie sądzisz, że to istotna informacja? Przecież na pewno była związana z nim i synami i...
- Błagam cię - przerwała mu młodsza Martin - Oni się widywali raz na pół roku, kiedy to Kapitan wracał z rejsu. Nawet synowie wychowywali się na statku. Wątpię, żeby mieli jakikolwiek...
Urwała, zauważając, że powiedziała zbyt wiele. ,,Kurwa" przeklneła w myślach.
Hayley spojrzała na nią z niezrozumieniem.
-Skąd ty to...
Nagle otworzyła szeroko oczy i zaskoczona dodała:
- Ty coś wiesz...
Ben również wyglądał na zdziwionego.
-O co chodzi, Faith?
- O nic - odparła szybko, a nawet za szybko - Po prostu usłyszałam kiedyś jak rozmawiali o niej Wyatt ze Scottem - skłamała bez chwili zawahania, patrząc im prosto w oczy.
- To... - rzekła Hayley - Czemu nam o tym nie powiedziałaś?
- Przecież mówiłam już, że ta informacja jest bezużyteczna.
- Ale... - zaoponował Ben.
- Boże, czy nie moglibyście dać mi w końcu święty spokój?! - warknęła Faith. Była zła. Wkurzona. Ale nie na nich, tylko na siebie - Powiedzieliście mi o swoim ,,genialnym" odkryciu, które jednak jest bezużyteczne, więc idźcie się dalej bawić w detektywów, szukając istotnych informacji, a mnie zostawcie w spokoju!
To mówiąc wypchnęła ich na korytarz i z trzaskiem zamknęła im drzwi przed nosem. Następnie odwróciła się i zjechała plecami po ścianie, łapiąc się za włosy.
- Kurwa - szepnęła, jednak po chwili wydarła się na całego - Kurwa mać!
Jak zwykle jej wybuchowy temperament musiał się pojawić w niewłaściwym momencie. Przecież obiecała sobie, że nikomu nie powie, że zachowa to w tajemnicy. A jednak jej niewyparzony język musiał zdradzić. Pozostawała tylko nadzieja, że uwierzyli w jej wymówkę, a jeśli nie to żeby nie próbowali wyciągnąć z niej tego, co wie. Tym razem już nic nie powie. Nie może. Nie chce.
***
- Halo! Pobudka, słoneczko! - z odrętwienia wyrwał ją głos Wyatta, otwierającego drzwi. Faith spojrzała na niego bezbarwnie i bez słowa wstała z podłogi. Dopiero wtedy poczuła ból całego ciała od zbyt długiego siedzenia w bezruchu. Skrzywiła się nieznacznie.
- Ojć! Czyżbyś postanowiła spędzić nockę na podłodze? - zaśmiał się blondyn, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu - Łóżko było zbyt miękkie, aby upodobnić się do mojego umięśnionego torsu?
- Nie - odparła nawet na niego nie patrząc i odwróciła się do szafy, szukając ubrań na przebranie. O dziwo, kiedy tu przybyła, w garderobie znalazła swoje ubrania, które spakowała do Paryża. Nie bacząc na obecność chłopaka, wyciągnęła spodnie oraz koszulkę i zaczęła się przebierać. Wayland zaśmiał się gardłowo.
- Nie każesz mi się odwrócić albo wyjść? - spytał.
- A zrobiłbyś to? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Kiedy nie uzyskała odpowiedzi, dodała - No właśnie.
Chłopak popatrzył na nią przekrzywiając głowę na bok, jakby przyglądał się dziwnemu, niespotykanemu zjawisku. I może faktycznie tak było. Faith nie zachowywała się dzisiaj w swój zwyczajny sposób. Była zbyt spokojna i zajęta własnymi myślami.
- Faith? - zapytał Wyatt, chyba po raz pierwszy używając jej imienia.
Brunetka zignorowała go, wciągając na swoje nogi czarne spodnie. Jednak zanim zdążyła zapiąć rozporek, chłopak podszedł do niej, obejmując ją od tyłu i uniemożliwiając wykonanie czynności. Następnie zaczął z powrotem zsuwać jej spodnie.
- Wyatt, daj mi spokój - szepnęła cicho, sama dziwiąc się sobie, że nie ma ochoty na chwilę przyjemności.
Chłopak zignorował ją i kucnął, aby pozbyć się całkowicie jej dolnej części ubrania. Następnie zaczął składać delikatne pocałunki na jej nogach, powoli podnosząc się do pozycji stojącej. Faith westchnęła cicho ze zrezygnowaniem, próbując odsunąć się od ,,napastnika", jednak blondyn ponownie złapał ją w pasie uniemożliwiając dalszy ruch. Gdy upewnił się, że dziewczyna nie będzie uciekać, sięgnął ponad nią do szafy i po krótkich poszukiwaniach wyciągnął krótką, czerwoną sukienkę.
- Dzisiaj o 18 masz się w to ubrać - powiedział zwięźle, wręczając jej wieszak.
- Po co? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Kapitan organizuje uroczystą kolację. Noworoczną.
Faith zesztywniała.
- Który dzisiaj jest? - spytała cicho.
- 31 grudnia.
- C...co? - wyjąkała, czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa i tylko silny uścisk chłopaka uchronił ją przed niechybnym upadkiem. Słowa blondyna huczały jej w głowie jak mantra. Trzydziesty pierwszy grudnia. Trzydziesty pierwszy grudnia. Jak to? Nie! To niemożliwe! To niemożliwe, żeby przegapiła swoje urodziny! Nie!
Od dziecka wmawiano jej, że dzień narodzin jest jednym z najważniejszych dni w roku i trzeba go przeżyć wyjątkowo i uroczyście. Choćby to była impreza z przyjaciółmi, na której upiłaby się do nieprzytomności, ale znalazłby się ten moment, kiedy wszyscy krzyczą ,,Sto lat" i życzą jej wszystkiego najlepszego, to już dzień byłby całkiem inny. Tymczasem ona spędziła go... No właśnie. Nawet nie wiedziała jak. Nawet nie wiedziała, kiedy były jej urodziny. Jej osiemnaste urodziny. Wiek, w którym weszła w dorosłość, a ona nie miała pojęcia co tego dnia robiła i kiedy to było.
- Halo? Faith? - do rzeczywistości przywrócił ją głos Wyatta i jego ręka machająca jej przed oczami - Żyjesz? Co jest?
Chłopak brzmiał na zatroskanego, co pomiędzy myślami o straconych urodzinach, wydawało jej się bardzo dziwnym zjawiskiem.
- Moje urodziny... - szepnęła dziewczyna i spojrzała na niego oczami pełnymi bólu - Ja... prze-przegapiłam...
Wyatt zmarszczył brwi, jakby nie wiedział co zrobić. W pewnej chwili zamarł, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie bacząc na brunetkę dla której był jedynym oparciem, szybko puścił zielonooką i jak strzała wybiegł z pomieszczenia. Faith zachwiała się i jedynie drzwi szafy o którą się oparła sprawiły, że nie upadła na ziemię. Jednak ona nawet tego nie zauważyła, wciąż pochłonięta swoimi myślami. Czuła, że powoli stacza się na dno. Czuła to. To wszystko, co stało się w tak niedługim czasie przytłoczyło ją i sprawiło, że powoli zagłębiała się coraz bardziej i bardziej w smolistą czerń. Spadała w dół. Była sama. Całkiem sama. I nikt nie mógł jej pomóc. A ona opadała coraz niżej i niżej.
Nagle pośrodku tej czerni ujrzała małe, jasne światełko, które powoli, ale jednak powiększało się coraz bardziej, aż stanął przed nią John ze zmartwioną twarzą.
- F... - szepnął, używając skrótu, z którego tylko on korzystał. Dziewczyna podniosła wzrok i popatrzyła na niego smutno.
- F, nie poddawaj się. Jesteś silna i twarda jak skała. Masz wytrwać. Walcz i wygrywaj. Nie poddawaj się. Dla mnie.
To mówiąc zniknął tak szybko jak się pojawił, a dziewczyna znów była sama.
Nawet nie zauważyła, że wstrzymuje powietrze. Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić. Powoli zaczynało do niej docierać to, co powiedział jej John. Miał rację. Nie może się tak szybko poddawać. Pokaże im, że wcale nie jest słaba. Udowodni, że wytrwa. Poradzi sobie. Zawsze sobie radziła. Teraz też. Musi.
Niczym oparzona zerwała się z podłogi i powróciła do ubierania się. Jednak teraz w przeciwieństwie do pierwszej próby, robiła to szybko i z entuzjazmem. Wciągając spodnie na nogi, zawahała się i po chwili ściągnęła je z powrotem. Po krótkich poszukiwaniach w szafie znalazła krótką kwiecistą sukienkę i od razu ją na siebie włożyła. Jeszcze dwa tygodnie temu nawet by nie pomyślała o założeniu czegokolwiek innego niż spodnie, ale teraz postanowiła, że to zrobi. Gdy popatrzyła na siebie w lustrze, uśmiechnęła się złośliwie. Wyatta będzie czekał ciężki dzień.
W pewnym momencie, niczym wilk w znanym przysłowiu, pojawił się blondyn we własnej osobie. Jego mina była niezapomniana. Stanął w drzwiach i rozdziawił usta ze zdziwienia.
Faith widząc to zaśmiała się promiennie, po czym podeszła do niego kuszącym krokiem i biorąc pod ramię, rzekła:
- To co, idziemy do kuchni?
Wyatt wciąż zaskoczony kiwnął głową, patrząc się na jej dekolt, a następnie pozwolił, by dziewczyna zaprowadziła go na korytarz.
***
Brunetka wracała do pokoju, równie radośnie, co z niego wychodziła. W myślach przypominała sobie obrazy z dzisiejszej pracy w kuchni. Tym razem nie myła naczyń, ale pomagała Wyattowi w robieniu tortu na dzisiejszą uroczystość. Nawet nie sądziła, że zwykła praca w kuchni mogłaby sprawiać jej tyle przyjemności. Podczas krojenia czekolady ,,przez przypadek" upadł jej nóż i podnosząc go ostentacyjnie pochyliła się, ukazując swój już i tak bardzo odsłonięty biust. Blondyn tak się zapatrzył, że nie zauważył jak powoli jego budyń wylewa się z garnuszka, który trzymał. Chłopak miał całą ubrudzoną koszulkę i spodnie, które wyglądały, jakby...pewne... ciecze wydostały się z jego organizmu. Następnie, gdy brunetka wylizywała ponętnie łyżkę z masy śmietankowej, Wayland upuścił deskę do krojenia na swoją stopę. Skutek był taki, że przez pięć minut skakał na jednej nodze po całej kuchni, trzymając się za bolącego palca i wykrzykując nieprzyzwoite słowa.
Jednak dla Faith najważniejsze było to, że po raz pierwszy od rozpoczęcia ostatnich wydarzeń, które tak bardzo zmieniły jej życie, potrafiła się szczerze śmiać.
Wyatt, który szedł obok niej, z niezbyt zadowoloną miną, zatrzymał się koło drzwi do jej pokoju i powiedział władczym głosem:
- O 18 masz stać tutaj i czekać na mnie. Nie ruszaj się stąd, dopóki nie przyjdę. I żadnych spóźnień!
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, panie Waylandzie - odparła słodkim głosem. Blondyn zgromił ją wzrokiem i odwrócił się w swoją stronę. Jednak po chwili zmienił zdanie i pochylił się nad zielonooką tak, że stykali się nosami. Jego oczy ciskały błyskawice, ale dziewczyna wydawała się tym niewzruszona.
- Za te wszystkie twoje wybryki należy mi się porządne wynagrodzenie - warknął cicho, przejeżdżając lodowatym palcem od jej policzka, poprzez żuchwę i szyję, aż do materiału sukienki. Gdy tam dotarł, ścisnął jej lewą pierś, na co Faith skrzywiła się nieznacznie.
- Wiesz, o czym mówię - dodał, przenikając ją wzrokiem. To mówiąc, odwrócił się i udał w swoim kierunku, a brunetka jak najszybciej zamknęła się w swoim pokoju, być może bojąc się, że chłopak mógłby zawrócić.
- Trochę go wkurzyłam - powiedziała do siebie, stając na środku pokoju i próbując unormować oddech. Po chwili na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. ,,Dobrze mu tak" pomyślała ,,Niech nie myśli, że wszystko mu wolno".
Następnie rozpoczęła przygotowania do kolacji. Rozebrała się i udała do pomieszczenia, używanego jako łazienka. Było to średniej wielkości pomieszczenie z dość ubogim wyposażeniem biorąc pod uwagę luksusy jakie panowały w sypialni. Aby się umyć trzeba było napełnić wodą mikroskopijną wannę, w której trudno było się zmieścić nawet kucając. Nie było to zbyt wygodne, ale lepsze to niż nic. Ponieważ woda nie była ciepła, mycie szło dość szybko i nie trzeba było spędzać dużo czasu przy tej czynności, skupiając się na innych sprawach. Tak też uczyniła Faith. Nie minęła chwila, a już wychodziła z ,,łazienki" owinięta ręcznikiem i udała się do garderoby, aby ubrać kreację na ten wieczór. Gdy tam dotarła pozwoliła opaść ręcznikowi, szukając sukienki.
Nagle usłyszała stłumiony głos, wypowiadający jej imię, a po chwili drzwi od jej pokoju otworzyły się gwałtownie, ukazując Bena, który na widok Faith stanął jak słup soli. Zresztą podobnie było z dziewczyną. Przez sekundę wpatrywali się w siebie oszołomieni, lecz w następnej chłopak zrobił się czerwony jak burak i szybko zasłonił oczy dłonią, a brunetka błyskawicznie sięgnęła po ręcznik szczelnie się nim opatulając. Jej policzki również nabrały ciemniejszego odcienia, lecz to z powodu złości.
- Co ty tu do chuja robisz?! - wydarła się na chłopaka, który wciąż miał zasłonięte oczy - Nie widzisz, że się ubieram?!
- Ja... przepraszam! - odparł zażenowany - Nie wiedziałem, że jesteś.... jesteś....
- Naga?! To chciałeś powiedzieć?! Matka nie nauczyła cię pukać, zanim się wejdzie?! Wynocha mi stąd! Już!
Ben nie dało sobie tego powtarzać. Szybko ulotnił się za drzwi, a po całej sytuacji został tylko głośny oddech Faith i przyspieszone bicie jej serca. Sama nie wiedziała, czemu tak zareagowała. Nigdy nie krępowała się swojego ciała i często je pokazywała. Nieraz zdarzała jej się podobna sytuacja, z której zawsze się śmiała i nic sobie z tego nie robiła. Tymczasem teraz czuła ogromne zażenowanie. Nie miała pojęcia czemu tak zareagowała.
Po chwili jednak przypominając sobie, że ma niewiele czasu, zignorowała to uczucie i ponowiła dalsze szykowanie się do kolacji. Nie była typem dziewczyny, która musiała wyglądać perfekcyjnie w każdym calu i przygotowywała się do tego godzinami, jednak lubiła dobrze wyglądać. Na szczęście dzięki licznym imprezom potrafiła zrobić to w szybkim czasie. Założyła bieliznę, czerwoną sukienkę, pozłacaną bransoletkę i wysokie czerwone szpilki. Następnie się pomalowała i uczesała włosy, pozwalając by falując opadły jej na plecy. Gdy obejrzała się w lustrze, poczuła znajome łaskotanie w brzuchu. Zawsze tak się czuła, kiedy miała wyjść gdzieś z przyjaciółmi. Teraz jednak przyjaciele byli daleko stąd, a ona sama ruszała podbijać nowe parkiety.
Wychodząc z pokoju, zobaczyła, że Wyatt już na nią czeka. Ubrany w czarny garnitur i czerwony krawat, z włosami ułożonymi w artystycznym nieładzie, wyglądał bardzo przystojnie.
- Mówiłem, bez spóź... - warknął, ale przerwał w połowie, lustrując ją od stóp do głów. Po chwili na jego twarzy wykwitł grymas niezadowolenia.
- Nie jest źle, jak na ciebie - rzekł obojętnym tonem, a Faith uśmiechnęła się złośliwie. Wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie, ale chłopak nie chciał się do tego przyznać, by nie stracić swojego ,,honoru".
- Chodź - powiedział, po czym pociągnął brunetkę za sobą. Wciąż udawał wkurzonego, lecz dziewczyna zauważyła, że co jakiś czas zerkał na nią kątem oka. W końcu nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Przez chwilę Wyatt udawał poważnego, jednak w niedługim czasie on również zaśmiał się głośno. Kiedy dotarli do sali balowej, uspokoili się, ale na ich twarzach wciąż gościł radosny uśmieszek. Otworzyli drzwi i ich oczom ukazała się pięknie udekorowana sala. Faith poczuła się jakby trafiła prosto do Titanica. Srebrne i niebieskie balony wisiały na ścianie, a z żyrandoli zwisały girlandy. Po prawej stronie znajdował się duży stół z przekąskami, a po lewej parkiet do tańczenia. Naprzeciwko stała scena, na której grali muzycy. Dziewczyna z zaskoczeniem rozpoznała wśród nich paru kucharzy, z którymi miała styczność w kuchni. Obok sceny były drzwi balkonowe, którymi można było wychodzić na pokład i posłuchać szumu morza.
Wyatt zaprowadził ją do stołu, podając kieliszek wytrawnego wina. Brunetka podziękowała kiwnięciem głosy i rozejrzała się szukając znajomej twarzy. Niestety nigdzie nie mogła wypatrzyć ani Hayley, ani Bena.
- Co się tak panienka rozgląda? - znienacka usłyszała niski głos i aż podskoczyła ze strachu. Odwróciła się i ujrzała Kapitana, ubranego równie dostojnie co jego syn.
- Przestraszyłem panią? - spytał uprzejmie, jednak jego oczy świdrowały ją na wylot.
- T..trochę - odparła, czując nieprzyjemną aurę wokół mężczyzny. Szybko się rozejrzała, szukając wzrokiem Wyatta jednak chłopaka, którego jeszcze przed chwilą widziała obok siebie, nigdzie nie było. Poczuła nieprzyjemną gulę strachu, rosnącą w jej gardle, która wzmogła się, kiedy Kapitan zapytał:
- Czy chciałaby pani zatańczyć?
To mówiąc podał jej swoje ramię i zaprowadził na parkiet. Faith była zbyt przestraszona, żeby zaprotestować, więc posłusznie poszła za nim. Gdy tam dotarli, mężczyzna złapał ją w pasie, przyciągając blisko do siebie, a jej ręce, położył na swoich barkach. Zaczęli się lekko kołysać w rytm muzyki. Pomimo tego, że była ona kojąca, dziewczyna nie potrafiła się rozluźnić. Kapitan patrzył jej w oczy przenikliwym wzrokiem, a ona czuła, jakby wysysał z niej całą duszę.
Nagle muzyka ustała i mężczyzna puścił ją, jednak wciąż obejmował ją ramieniem w pasie. Następnie orkiestra zaczęła grać melodię, którą Faith musiała znać, jednak dopiero po chwili dotarło do niej, że jest to piosenka urodzinowa i odwróciła się w stronę sceny. Lecz jej wzrok nigdy tam nie dotarł, bowiem dziewczyna ujrzała coś, co sprawiło, że w ustach jej zaschło, głowa zaczęła boleć, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Na szyi Kapitana znajdowało się coś, co prześladowało ją od wielu dni. Coś co nie dawało je spać po nocach, coś przed czym ostrzegał ją John, coś czego bała się najbardziej na świecie wytatuowane było na ciele mężczyzny.
Czarny Wąż.

__________________________________________________________________________________

W końcu wróciłyśmy z nowym, świeżutkim rozdziałem. Wybaczcie, że nie ma gifów, ale nie chciałam dłużej przeciągać tej przerwy, która i tak już trwała zbyt długo. Opublikowałabym go szybciej, ale postanowiłam przedłużyć go trochę, abyście mieli więcej do czytania i aby zrekompensować Wam naszą nieobecność. Co do gifów to postaram się je dodać później, ale nie wiem kiedy to będzie, gdyż w poniedziałek jadę na wycieczkę do Londynu i wracam dopiero w sobotę za tydzień. Ale może Hayley je dla Was znajdzie.
Nie truję Wam już więcej, tylko oddaję rozdział w Wasze ręce :)
Kochamy was
Hayley i Faith <3
PS. KOMENTARZE MILE WIDZIANE <3

środa, 23 kwietnia 2014

Ogłoszenia parafialne

PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM!!!

Już chyba miesiąc minął od ostatniego rozdziału, a my nadal nie dodałyśmy kolejnego. Bardzo mi wstyd z tego powodu. Obiecałam sobie, że rozdziały będą pojawiały się regularnie, a tu klops. Wiem dowaliłam. Po prostu miałam strasznie dużo na głowie. W poniedziałek mam bardzo ważny finał konkursu do którego dość długo się uczyłam i nie chcę tego zaprzepaścić. Dodatkowo mamy teraz testy gimnazjalne i w szkole naprawdę robili mnóstwo powtórek. Trzeba było się uczyć.
Kurde jak zwykle zwalam winę na wszystko wokół, a to ja zawaliłam. Wiem. I bardzo was przepraszam. Jak tylko zrobi się luźniej, to obiecuję, że wstawię nowy rozdział.

PS. OMG OMG JUŻ 3000 WYŚWIETLEŃ. NAWET NIE WIECIE JAK SIĘ UCIESZYŁAM, GDY ZOBACZYŁAM TĄ LICZBĘ!!! 

Wiem, że na niektórych blogach jest wiele więcej, ale I TAK SIĘ CIESZĘ! 
KOCHAM WAS NAPRAWDĘ!
WASZA FAITH <3

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 13

Z perspektywy Scotta
30 grudnia, sobota
Muzyka

Chłopak po raz kolejny niespokojnie poruszył się na krześle. Siedział tu już od pół godziny, a ojciec nawet się jeszcze nie odezwał. Odchrząknął. Mężczyzna podniósł na niego wzrok znad jakiś papierów rozłożonych na biurku.
- Tego... Miło się gadało, ale może ja już...
- Siedź- przerwał mu ojciec i powrócił do dokumentów. Scott zapadł się w fotelu, czując ze zaraz umrze z nudów. A może raczej z niepokoju. Nagle drzwi gabinetu się otworzyły i do środka wszedł Wyatt.
- Chciałeś mnie widzieć- powiedział beznamiętnie zatrzymując się przed biurkiem.
- Istotnie. Usiądź- polecił, wskazując na drugi fotel obok Scotta. Siadając blondyn obdarzył brata nieprzyjemnym spojrzeniem. Przez chwilę panowała cisza. w końcu kapitan westchnął i zaczął przenosząc wzrok z jednego syna na drugiego:
- Jesteście jedynymi ludźmi, którym ufam. Wiecie?
Skinęli głowami. Zdawali sobie sprawę z tego, że ojciec nie toleruje pozostawiania pytań bez odpowiedzi.
- Wiecie. To dobrze. Ale mimo to... Wyatt.
- Tak?- blondyn starał się ukryć zdenerwowanie w swoim głosie.
- Dziewczyna. Wczoraj nie pracowała, prawda?
Scott spojrzał na brata, który zacisnął szczękę.
- Nie.
Na twarzy kapitana wymalowało się samozadowolenie. Odchylił się w fotelu stukając długopisem w blat biurka.
- Nigdy niczego ci nie zabraniałem. Ufałem ci, a ty mnie. Synu... Nigdy nie ingerowałem w to z kim spędzasz noc.
Wyatt był coraz bardziej spięty. Skóra na fotelu lekko zaskrzypiała, gdy chłopak wbił w nią palce.
- Zresztą nadal się tym nie interesuję. W końcu jesteś dorosły. Ale... to?
Scott czekał na rozwój wydarzeń. Był całkowicie zdezorientowany ta sytuacją. Twarz kapitana nagle stężała.
- Możesz pieprzyć kogo chcesz, Wyatt. Ale nigdy nie podważaj moich decyzji. Choćby po tej nocy nie mogła chodzić, miała pracować. Rozumiesz?
- Ja...
- Jeżeli jeszcze raz nie wykonasz rozkazu, odbiorę ci wszystkie twoje przywileje. Będziesz w moich oczach znaczył tyle co oni. Rozumiesz?
Przez chwilę panowała cisza.
- Tak.
- Świetnie- ojciec znów się uśmiechnął, jakby nic się nie stało. Scott przenosił wzrok z jednego mężczyzny na drugiego. Skoro chcieli rozmawiać na takie tematy, to dlaczego on tu jest?
- Scott- brunet podniósł wzrok na ojca- Od dzisiaj masz prawo wydawać rozkazy Wyattowi. Daje mu kredyt zaufania, a ty będziesz pilnował, aby go nie zmarnował.
Chłopakowi opadła szczęka. On? Młodszy?
- Chyba nie będzie to dla ciebie problemem?
- Ja...- spojrzał na blondyna, którego wyraz twarzy mówił "Spróbuj mnie podkablować, to nie żyjesz"- Nie...
- Dobrze. To wszystko. Możecie iść- po tych słowach ojciec wyciągnął i zapalił papierosa. Brunet jak zahipnotyzowany patrzył na chmurę dymu, która na chwilę zasłoniła twarz kapitana. Gdy mężczyzna uniósł brew, Scott szybko pokręcił głową i jeszcze szybciej wyszedł z pomieszczenia.

***
- Umm Scott? Słyszysz?- chłopak wzdrygnął się powracając do rzeczywistości. Zobaczył Hayley, która patrzyła mu głęboko w oczy- Odleciałeś- oznajmiła, odsuwając się.
- Przepraszam. To... To był ciężki dzień.
Blondynka uniosła jedną brew.
- Był? Dopiero 12. Dzień ledwo się rozpoczyna.
Scott jęknął pocierając kark.
- O co chodzi? Jesteś jakiś nie swój- powiedziała, znów podnosząc do ust arbuza. Chłopak uśmiechnął się.
- Rano byłem, raczej świadkiem niż uczestnikiem pewnej rozmowy. 
- Mhm...
- Myślę, że...- zawahał się. Czy powinien jej o tym mówić? Nie chciał zmącić spokoju dzisiejszego poranka. Odkąd jak zwykle spotkali się z Hayley pod jej pokojem, postanowili lekko nagiąć zasady. Siedzieli w starym magazynie, który teraz stał się ich prywatnym azylem, i opychali się owocami, które wcześniej "pożyczyli" z kuchni.
- Że?- ponagliła go, wycierając ręce w chusteczkę. Chłopak zaczerpnął powietrza i nim jeszcze raz to przemyślał, wypalił: 
- Myślę, że Faith spała z Wyattem.
Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy.
- O... To...- zamrugała, odwracając się- No cóż. Nic nie mogę z tym zrobić.
Teraz to chłopak spojrzał na nią zszokowany.
- Nie patrz tak na mnie. Ona nigdy mnie nie słuchała. Nie oczekuję, że będzie to robić teraz. Jest dorosła- zakończyła, wkładając do ust winogrono.
- Ty naprawdę... Nic sobie z tego nie robisz...- przekrzywił głowę wpatrując się w nią.
- Gdybym przejmowała się każdym wybrykiem Faith, już dawno popełniłabym samobójstwo. 
Scott roześmiał się i pokręcił głową. 
- Co cię tak śmieszy?
- Nie, ja... Nie znam jej, ale... Szacuję- podkreślił to słowo unosząc palec wskazujący do góry- Że umarłabyś w wieku 10 lat.
Hayley spojrzała na niego z wyrzutem.
- Przepraszam, to wstrętny temat. Truskawkę?- uniósł do góry czerwony owoc. Dziewczyna roześmiała się mimo woli i otworzyła usta. Scott uśmiechnął się, chwycił jej dłoń i położył na niej truskawkę.
- No tak. Dzięki- powiedziała, uśmiechając się nieśmiało. Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Chłopak spojrzał w dół i po chwili powoli złapał jej rękę. Podniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Ciesze się, że cie poznałem- uśmiechnął się, a ona to odwzajemniła. Chłopak poczuł, że pierwszy raz tego dnia uśmiecha się także jego serce.
***
Około 14 nasza buntownicza dwójka po cichu wyszła z magazynu i jak gdyby nigdy nic skierowała się w stronę świetlicy. Spokojnie szli jednym z korytarzy, gdy nagle statek zatrząsł się, jakby spadł z jakiejś wyjątkowo wysokiej fali. Hayley zachwiała się i poleciała na ścianę. Wstrzymała oddech, gdy okazało się, że Scott również miał problemy z równowagą, co zaowocowało tym, że teraz opierał się dłońmi po obu stronach jej głowy, równocześnie przylegając do niej prawie całym ciałem. Nastała chwila ciszy przerywana jedynie świstem ich oddechów. Chłopak powoli zbliżył się do niej i delikatnie musnął wargami jej usta. Nie pogłębiając pocałunku odsunął się i spojrzał w jej oczy. Hayley spuściła wzrok i zaśmiała się nerwowo.
- Kto kieruje tym statkiem?- zapytała, próbując rozładować napięcie. Scott zrobił krok do tyłu wyswabadzając dziewczynę.
- Głównie to ja. I autopilot.
- A... Acha...- odparła powoli, nerwowo poprawiając włosy.
- Przepraszam, ja... Nie chciałem cie wystraszyć...
- Nie! Znaczy tak... Znaczy nic się nie stało! W sensie wiesz to... Nie szkodzi- motała się wbijając wzrok w swoje buty. Znów zapanowała cisza. Po chwili Scott odchrząknął nerwowo, zwracając uwagę blondynki.
- Jesteśmy spóźnieni, więc...- chłopak wskazał korytarz prowadzący do świetlicy.
- Tak, tak jasne- Hayley nie podnosząc wzroku powoli ruszyła w tamta stronę. Brunet pozwolił iść jej przodem. Gdy zatrzymała się przed drzwiami od świetlicy, otworzył je przed nią i wpuścił jako pierwszą do środka.
- No jesteś wreszcie! Gdzie żeś się szwendał braciszku?- zapytał wyraźnie zadowolony Wyatt. Scott doskonale wiedział, że blondyn będzie próbował pogrążyć brata, aby odzyskać przywileje. Po trupach do celu.
- Wybacz nasze spóźnienie. Dziewczyna strasznie się dzisiaj grzebała- odparł, siląc się na jak najbardziej obojętny ton. Kątem oka spojrzał na Hayley, która rozmawiała z Benem nieopodal- A tobie jak minął dzień?
Twarz Wyatta natychmiast stężała. Prychnął i powrócił na swoje miejsce przy stole. Brunet usiadł obok niego, jednak miał dziwne wrażenie, że coś tu nie gra. Rozejrzał się po pokoju i natychmiast zrozumiał.
- Ej- nachylił się do brata- Co jest? Pokłóciliście się?- ruchem głowy wskazał samotnie siedzącą Lanę. Blondynka piłowała paznokcie niecierpliwymi ruchami, jakby wyładowywała na nich swoją złość. Wyatt tylko prychnął.
- Szkoda gadać.
- O co chodzi? Zazwyczaj to bez przerwy się do ciebie klei, a od wczoraj nic. Chodzi o tą akcję z nożem?
- Szkoda gadać- powtórzył tamten, nawet nie patrząc na Scotta.
- No ale...
- Szkoda gadać.
- Wyatt...
Blondyn najwyraźniej stracił cierpliwość, bo odwrócił się do brata i chwycił go za koszulkę przyciągając do siebie.
- Powiedziałem: szkoda gadać- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- No to chyba rzeczywiście coś jest na rzeczy- odparł brunet uśmiechając się łobuzersko.
- Wkurzanie mnie to twoje hobby?
- Zdecydowanie. Od tego jest młodsze rodzeństwo.
Wyatt znów prychnął i puścił go. Chłopak znów wygodnie się oparł, wciąż się uśmiechając.
- Kretyn- powiedział Wyatt krzyżując ręce na piersi.
- Szmaciarz- odparł młodszy bez mrugnięcia okiem. Wymienił z bratem krótkie spojrzenie i oboje wybuchnęli śmiechem, jednak zaraz go zdusili aby nie wywołać zamieszania.
- Cóż... Przynajmniej możesz teraz swobodnie oddychać. Czy zapach jej perfum nie był dość... Przytłaczający?- zapytał, nalewając do stojących na stole szklanek whiskey.
- Miałem wrażenie jakby się w nich wytarzała.
- Wypije za to- powiedział, podnosząc szklankę do ust. Nagle panującą w pomieszczeniu ciszę przerwał sygnał wiadomości. Scott wyciągnął telefon z kieszeni i zmarszczył brwi.
" Kolacja jutro o 18. Powiedz Wyattowi żeby się postarał. Zadbasz o wszystko. Liczę na ciebie"
- Hmm...
- Co?- zapytał blondyn dolewając sobie bursztynowego trunku.
- Wygląda na to- Scott pokazał bratu wiadomość- że Kapitan postanowił jutro wyprawić uroczystą kolacje.
***
Tym razem Scott postanowił nie dokładać bratu, więc odprowadzał do pokoju nie tylko Hayley, ale także Lanę. Blondynka kroczyła dumnie na swoich okrutnie wysokich szpilkach z naburmuszoną miną. Obcasy jej butów wydawały głuchy dźwięk przy każdym spotkaniu z podłogą. Dziewczyna bez słowa skręciła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.
- Dobranoc- powiedział zrezygnowany Scott. Zachowanie tej dziewczyny powoli zaczynało go irytować. Spojrzał na stojąca obok Hayley.
- Przemiła osoba- powiedziała.
- Nie da się ukryć.
Znów ruszyli przed siebie. Gdy przez przypadek musnęli się palcami, Scott od razu przypomniał sobie dzisiejsze popołudnie i delikatne usta Hayley. Dziewczyna zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok. Pomiędzy dwójką ponownie zapanowała cisza. Zatrzymali się dopiero przed pokojem dziewczyny, jednak żadne z nich się nie odezwało.
- To ja... Już pójdę- powiedziała cicho, wskazując na drzwi.
- Zaczekaj- złapał ją za rękę. Gdy podniosła na niego wzrok, przyciągnął ja do siebie i szybko pocałował. Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy dotykając warg dwoma palcami. Błyskawicznie odwróciła się i wbiegła do pokoju. Scott ciężko oddychając, oparł się o drzwi plecami.
- No! Proszę, proszę!- nagle przed brunetem stanął Wyatt- Nie wiedziałem, że tak potrafisz- mrugnął do niego.
- Kretyn- prychnął młodszy, popychając brata i szybko się oddalając. Za plecami usłyszał jeszcze zduszony chichot blondyna.



________________________________________________________________________________

Przepraszam! ;__; To już było przegięcie, nawet ja tak uważam. Trzy tygodnie bez rozdziału?! Cóż moje jedyne usprawiedliwienie to to, że moja wena postanowiła sobie zrobić wakacje. I wiecie co? Wyjechała naprawdę daleko.
Mimo to, mam nadzieje, że nas nie nienawidzicie...
Rozdział jest dość krótki, naprawdę się przy nim namęczyłam przez te  TRZY TYGODNIE ;___; 
Proszę o komentarze komentarze KOMENTARZE ( tak jestem zdesperowana... TRZY TYGODNIE!!!)
Jednak pamiętajcie, że zawsze, ale to zawsze:
Kochamy was
Hayley i Faith <3

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 12

Z perspektywy Wyatta
28-29 grudnia, czwartek-piątek
Muzyka

- Chodź - powiedział Wyatt, po czym pociągnął brunetkę za rękę. Ze zdziwieniem zauważył, że nie protestowała i uśmiechnął się pod nosem. Dawno nie czuł takiego podniecenia na myśl o dziewczynie. Fakt, Lana była idealną kochanką, doświadczoną i napaloną, ale jej zachowanie powoli zaczynało go irytować. Rozważał nawet, czy ona rzeczywiście ma mózg, bo wydawało się, jakby była totalnie głupia. Natomiast Faith... ona była bardzo interesująca i taka... nieprzewidywalna. Z zainteresowaniem przyglądał się dalszemu rozwojowi wypadków, kiedy zaprowadził ją do swojego pokoju. Było to niewielkie pomieszczenie z ogromnym, podwójnym łóżkiem, przytwierdzonym do podłogi na wypadek mocnych sztormów. Naprzeciwko drzwi znajdowało się małe okno, zazwyczaj szczelnie zamknięte. Po całym pokoju walały się różnego rodzaju ubrania, od zwykłych czarnych koszulek, poprzez białe bokserki, aż po różowe, koronkowe staniki, na pewno nie należące do właściciela pomieszczenia. Blondyn uśmiechnął się pod nosem widząc zdegustowane spojrzenie Faith. Oczywiście, wiedziała do kogo należały te części garderoby, jednak to sprawiało mu jeszcze większą zabawę.
Wyatt podszedł do łóżka i jednym ruchem ręki zrzucił z niego wszystkie ubrania na podłogę. Następnie na narzucie posadził Faith, która z nikłym uśmieszkiem na ustach przypatrywała się poczynaniom chłopaka.
-Co cię tak śmieszy, słońce? - wychrypiał prosto w jej usta, które zagryzła delikatnie.
- Ty - odparła - Ile kobiet jest na tym statku?
Wyatt zmarszczył brwi.
- Osiem - odpowiedział z wahaniem - Czemu pytasz?
- Do ilu z nich należą te ubrania? - wskazała na podłogę.
-Słucham? - zdziwił się jeszcze bardziej. Kompletnie nie wiedział do czego zmierza ta rozmowa, ale nie podobało mu się to. Wolał działać niż gadać.
Faith wywróciła oczami.
- Z iloma z nich się pieprzyłeś?
Wyatt jeszcze szerzej otworzył oczy i zaskoczony automatycznie odpowiedział, nawet nie myśląc, co robi:
- Z sześcioma.
- Czyli będę siódma. Pasi. Moja ulubiona liczba. A twoja?
- W co ty pogrywasz? - warknął chłopak.
- Rozmawiam. Nie robisz tego zanim kogoś przelecisz? - zapytała nawijając pasmo włosów na palec wskazujący.
- Nie - syknął - A teraz się zamknij, bo inaczej ja ci w tym pomogę.
To mówiąc popchnął ją na łózko i zaczął namiętnie całować.

Uwaga! Od teraz będą sceny przeznaczone tylko dla dorosłych, więc jeśli nie chcesz tego czytać, przejdź do czerwonej gwiazdki, oznaczającej koniec fragmentów erotycznych.
(buahaha i tak wiem, że przeczytacie dziecioki! xD)

- Przelecę cię tak, że nie będziesz mogła chodzić - szepnął uwodzicielsko, przejeżdżając palcem po jej podbródku i zjeżdżając w dół, aż do jej prawej piersi, którą lekko ścisnął. W odpowiedzi dziewczyna pociągnęła go za włosy, na co warknął gardłowo. Włożył jej ręce pod koszulkę gładząc jej brzuch, by po chwili ściągnąć ją całkowicie. Faith nie była mu dłużna. Szybko pozbyła się górnej części garderoby Waylanda i przejechała palcami po jego umięśnionym torsie, zjeżdżając aż do spodni, które zsunęła w dół. Wyatt oderwał się od niej i wstał, by całkowicie ściągnąć z siebie dżinsy. Jednak po chwili znów był nad nią i obdarowywał pocałunkami całe jej ciało. Nagle dziewczyna złapała go za ramiona i odwróciła tak, że teraz to ona znajdowała się na górze. Wyatt nie móg ukryć uśmieszku satysfakcji. Od początku widział, że sprowadzenie jej tutaj będzie dobrym pomysłem. Z ciekawością przyglądał się jak wsunęła rękę między ich ciała i ujęła w dłoń jego męskość. Początkowo gładziła go nieśmiało, dając sobie czas, by się przyzwyczaić do jego wielkości. Lecz już po chwili poczuł ogromną rozkosz, która z każdą sekundą rosła coraz bardziej. Zamknął oczy i mruknął gardłowo, niczym kot poddający się pieszczotom właściciela. Jednak zanim dziewczyna dopowadziła go do punktu kulminacyjnego, złapał ją za nadgarstek i odsunął zdecydowanym ruchem. Brunetka zrozumiała ten przekaz i z satysfakcją na twarzy przerwała wykonywaną czynność, cicho prychając pod nosem. Dźwięk ten zadziałał na chłopaka jak płachta na byka. Błyskawicznie popchnął ją tak, że znów leżała pod nim i mocno wpił się w jej usta, podczas gdy jego dłoń zjechała w dół, odsuwając materiał i  dotarła do jej kobiecości, w którą wcisnął dwa palce i szybko wyciągnął. Faith otworzyła szeroko oczy i jęknęła głośno. Po chwili uniosła pośladki, pozwalając, by chłopak zsunął z niej spodnie. Byli teraz w samej bieliźnie i obydwoje napawali się widokiem pięknych ciał. Jednak nie trwało to długo. Nie minęła chwila, a Wyatt pozbył się ich ostatnich części garderoby, założył prezerwatywę i wszedł w nią pewnym, doświadczonym ruchem. Z zadowoleniem przyglądał się, jak brunetka reaguje na jego działania. Uwielbiał to uczucie. Uwielbiał, gdy dziewczyna wiła się pod nim i drżała z rozkoszy. Uwielbiał patrzeć, jak doprowadzał ją do ekstazy. Poruszał się coraz szybciej. Wiedział, że ta chwila zbliża się nieuchronnie. W końcu fala rozkoszy uniosła najpierw Faith, później Wyatta i zawiodła ich w spełnienie. Blondyn opadł na łóżko obok niej, a ich gorące oddechy były jedynm odgłosem w tym pokoju. Gdy ich ciała przestały drżeć, obydwoje odpłynęli w krainę Morfeusza.
*
Koniec fragmentów erotycznych
*
Obudził się, czując lawendowy zapach, który drażnił jego nos. Zaspany otworzył oczy i ujrzał przed sobą brązowe kosmyki. Zmarszczył brwi, nie wiedząc co się dzieje. Jednak po chwili przypomniał sobie, co działo się poprzedniej nocy. Przespał się z nią. Przespał się z niewolnicą. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Musiał przyznać, że dziewczyna była naprawdę niezła. Dorównywała nawet Lanie, która była jedną z najlepszych w te klocki. Odwróciła głowę i spojrzał na Faith, śpiącą spokojnie u jego boku. Jej twarz okalały kasztanowe włosy, pachnące lawendowym szamponem, a długie, ciemne rzęsy tworzyły cień na jej zaróżowionych policzkach. Nagle dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, jakby wiedząc, że się jej przygląda.
- Czemu się na mnie patrzysz? - wyszeptała cicho, a po chwili otworzyła oczy, ukazując duże, zielone tęczówki.
- Jak się spało? - zapytał, ignorując jej pytanie.
- A co ty nagle taki troskliwy, co? Nigdy taki nie byłeś.
Zaśmiał się cicho.
- A co ty taka radosna, co? Nigdy taka nie byłaś.
- Tak o - zachichotała wesoło - Po prostu mam dobry humor.
- Jeśli zawsze jesteś taka po seksie, to muszę cię częściej pieprzyć.
Tym razem roześmiała się głośno, a Wyatt jej zawtórował. Musiał przyznać, że taka podobała mu się bardziej niż wiecznie zła i wkurzona Panna Obrażalska. Gdy po chwili się uspokoili, Faith podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła niczym kotka. Na twarzy chłopaka wykwitł uśmiech, gdy koc zsunął jej się z ramion, ukazując jędrne piersi. Po chwili ponownie opadła na poduszki, a włosy rozsypały się po materiale. Niektóre dotarły aż do twarzy Wyatta i zaczęły drażnić go w nos. Prychnął cicho i uwolnił się od nich, odsuwając głowę. Faith popatrzyła na niego przenikliwym wzrokiem.
- Opowiedz mi coś o sobie - powiedziała nagle.
Zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej prośby. Nikt nigdy tego od niego nie wymagał.
- Po co chcesz to wiedzieć? - zapytał z wahaniem.
- A dlaczego nie? Przecież wkrótce i będę żyć jako służąca dla jakiegoś bogatego gnojka, prawda? Chciałabym przynajmniej poznać tych, którzy zgotowali mi taki los.
Pomimo tego, że te słowa brzmiały naprawdę złowieszczo, dziewczyna wypowiedziała je swobodnym i spokojnym tonem. Wyatt zawahał się. W sumie nie widział żadnego ,,ale" przeciwko tej prośbie, jednakże czuł lekko niepokój. Nie był pewny czy dobrze zrobi, jeśli otworzy się przed tą dziewczyną. Zielonooka jakby widząc jego wahanie, przysunęła się do niego i położyła mu dłoń na klatce piersiowej, znacząc palcami delikatne wzory.
- Proszę - wyszeptała mu prosto do ucha. Wayland ze zdziwieniem zauważył, że cały się spiął pod wpływem jej dotyku, jednak z czasem przyzwyczaił się do tego i jego ciało zaczęło się powoli rozluźniać, tym samym sprawiając, że momentalnie się poddał. Wiedział to. Wiedział, że wykona jej polecenie bez żadnego protestu. I to go przeraziło. Czyżby owinęła go sobie wokół palca? Jego? Jednego z najbardziej niezależnych ludzi na ziemi? ,,Nie, to  niemożliwe" pomyślał ,,Po prostu chce dowiedzieć się jakie jest moje życie. To wszystko. Nie ma w tym żadnego podstępu. Zresztą niby jak miałaby to wykorzystać przeciwko mnie?" Uspokojony własnymi myślami, popatrzył na nią uważnie.
- Ale jeśli ty także opowiesz mi coś o sobie - powiedział z przenikliwym uśmiechem. Przez chwilę zauważył na jej twarzy nutkę zaskoczenia, jednak po chwili uniosła kąciki ust do góry.
-Zgoda - odparła i ułożyła się wygodnie obok niego na łóżku.
Wziął głęboki wdech i powiedział:
- Mój ojciec poznał moją matkę podczas jednej z jego podróży. Szybko wzięli ślub, a potem urodziłem się ja. Pomimo tego, że ojciec jako kapitan statku, na którym przewożono towary, nie miał problemu z zarobkami, mama nie była do końca szczęśliwa. Jego częste wyjazdy i to jak rzadko bywał w domu, sprawiało, że nie czuła się z tym dobrze. Chciała podróżować z nim, ale ojciec się nie zgadzał. Uważał, że to może być dla niej niebezpieczne, gdyż w niektórych krajach, do których się udawał, kobiety uważano za coś gorszego. Jednak ona miała to gdzieś. Nie sądziła, że coś mogłoby się jej stać. Nie chciała takiego życia z dala od męża i nie chciała tego dla swoich dzieci, które wychowywały się bez ojca. W końcu jednak mój ojciec uległ i zabrał nas na pokład. Scott urodził się na środku oceanu, podczas jednej z najgorszych burz, jakie widziano. Z dnia na dzień coraz częściej chodziłem za tatą, podczas gdy moim bratem opiekowała się matka. Już jako 4-latek umiałem wiązać skomplikowane węzły żeglarskie, jak i wchodzić wysoko na maszt. Ale wtedy wydarzyła się tragedia. Podczas jednej z wypraw do Arabii Saudyjskiej moja matka została porwana przez handlarzy niewolników i nigdy więcej jej nie widzieliśmy. Ojciec zmienił się diametralnie. Z radosnego, troskliwego mężczyzny stał się zgorzkniałym i mrukliwym człowiekiem. Nie umiał się pogodzić z tym, że jego żona zaginęła. Pomimo wielu prób odnalezienia jej, wszystko poszło na marne. Życie na statku już nigdy nie było takie samo. Ojciec praktycznie przestał się nami interesować. Scotta wychowała jedna z kucharek, natomiast mnie zastępca kapitana, który pokazał mi jak korzystać z życia najlepiej jak się da. Stał się dla mnie przewodnikiem i nauczycielem. Gdy miałem 13-lat podczas jednego ze sztormów wyszło na jaw, że maczał palce w zaginięciu mojej matki i dostał za to niemałą kupę pieniędzy. Kiedy to usłyszałem, wpadłem w tak straszny gniew, że rzuciłem się na niego z pięściami. Kierowała mną czysta nienawiść. Prawie nieprzytomnego przycisnąłem do rufy i wtedy nadeszła ogromna fala. W ostatniej chwili złapałem się liny, by nie wypaść za burtę, jednak on nie miał już takiego szczęścia. W jednym momencie stał przede mną patrząc nieprzytomnym wzrokiem, w następnym już go nie było, zmyty przez falę. Od tego momentu zniszczyły się wszystkie moralne bariery, które jeszcze posiadałem. Nie obchodził mnie nikt i nic. Jako niezależny i nieprzewidywalny mogłem wszystko. Nie zwracałem uwagi na żadne zakazy. Byłem ponad nimi. Jednak to pomogło mi stać się tym, kim jestem. W przeciwieństwie do mojego brata, nie boję się niczego. Nie mam wyrzutów sumienia. Czerpię korzyści ze wszystkiego. Zawsze wygrywam. Nigdy nie przegrywam.
Umilkł, zaskoczony tym jak wiele jej powiedział. Planował tylko zdradzić jej nieistotne fakty, lecz w rzeczywistości otworzył się przed nią jak jeszcze przed nikim innym. Oznajmił jej stanowczo zbyt wiele. Czuł, że gdyby tylko chciała mogłaby wykorzystać tę wiedzę przeciwko niemu.
Błyskawicznie wstał i położył się na niej, pozbawiając ją tchu. Z zadowoleniem zauważył iskierki strachu w jej oczach i warknął złowrogo:
- Jeśli komukolwiek powiesz to, co teraz usłyszałaś, własnoręcznie cię zabiję.
W jej tęczówkach dostrzegł, że ona wie, iż mówi na poważnie i uśmiechnął się pod nosem, wstając z niej i kładąc się obok. Gdy usłyszał jak dziewczyna łapczywie chwyta powietrze, prychnął z rozbawieniem. Bawiło go to, jak na nią działał i nie mógł ukryć złośliwego uśmieszku.
- Co się tak kurwa śmiejesz, co? - syknęła - Najpierw jesteś miły, potem opowiadasz mi historię swojego życia, chociaż wcale nie prosiłam o takie szczegóły, później mnie dusisz, a teraz się jeszcze śmiejesz. Co do chuja z tobą jest, człowieku?
To rozbawiło go jeszcze bardziej i wybuchnął śmiechem. Z zaskoczeniem zauważył, że dużo czasu minęło odkąd się tak śmiał. ,, No cóż, może dzięki niej powróci do mnie moje zajebiste poczucie humoru" pomyślał i znów się zaśmiał. Po chwili usłyszał cichy świst i poczuł uderzenie w brzuch czymś miękkim. Otworzył oczy i ujrzał jak Faith z wielką furia w oczach naparza w niego poduszką.
- Ty debilu jeden! Jak ja cię nienawidzę! - krzyczała, co doprowadzało go do jeszcze większego rozbawienia. Jednak kiedy dostał w twarz, błyskawicznie wstał i rzucił się na nią ze swoją poduszką.
- O nie, tak to nie będzie! Nikt nie ma prawa bić mojej twarzy! - wykrzyknął i z szybkością zaatakował brunetkę, która zachwiała się od siły uderzenia. Jednak po chwili się otrząsnęła i oddała mu równie mocno. Rozpoczęła się brutalna walka na poduszki. Pierza latały po całym pokoju, a oni wykrzykiwali obraźliwe słowa na swój temat, które wkrótce zamieniły się w okrzyki rozbawienia i śmiechu.
W końcu wykończeni opadli na łózko, łapczywie chwytając powietrze. Przez chwilę leżeli w ciszy, którą przerwał Wyatt.
- Teraz ty.
- Co? - zmarszczyła brwi.
- Teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o sobie - jego głos spoważniał.
- A co tu dużo gadać? - odwróciła wzrok. Po niedawnym rozbawieniu nie było ani śladu - Przez całe życie byłam tą drugą, gorszą. Moja siostra uwielbiana przez wszystkich, spychała mnie na dalszy tor. Cała rodzina uważała mnie za czarną owcę, oprócz babci, która jako jedyna mnie rozumiała. Gdy umarła i podarowała mi cały swój majątek, wszyscy się oburzyli. Próbowali wszystkiego, by mi go odebrać, jednak walczyłam ciężko o to, co było moje. Wszyscy stali przeciwko mnie. Uważali mnie za narkomankę, pijaczkę i imprezowiczkę. Nawet nie próbowali poznać mojego punktu widzenia. To było mój sposób na odreagowanie. Jedynymi ludźmi, którzy mnie w miarę znali byli moi przyjaciele Kevin, Alice, Sam i mój chłopak John. Jednak nawet im czasem trudno było mnie zrozumieć. Chociaż przynajmniej miałam jakiś sojuszników w walce z własną rodziną. Razem ze mną potępiali Hayley i jej przyjaciół. Nienawidziliśmy ich wszystkich. W oczach wszystkich byli tacy wspaniali i idealni, że każdy ich lubił, podczas gdy mnie bali się wszyscy. Otoczyłam się ciasną skorupą, przez którą przedarł się tylko John. Stał się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Kiedy mnie zranił, czułam, że rozpada się cały mój świat. Jednak wszystko zepsuło się w Paryżu, gdy poszłam do klubu. Od tego czasu wiem, że moje życie już nigdy nie będzie takie same.
Dopiero po chwili Wyatt zorientował się, że skończyła i popatrzył na nią uważnym wzrokiem. Pomimo tego, że wiedział już wcześniej co nie co o jej życiu, zaskoczyło go to, że nie było ono kolorowe, tak samo jak i jego, chociaż miała rodziców, siostrę i przyjaciół. Zauważył, że teraz lepiej rozumiał jej agresywne zachowanie i wiedział, że ona tak samo poznała jego.
- Dlaczego to robicie? - zapytała szeptem, przerywając ciszę między nimi - Dlaczego porywacie ludzi i sprzedajecie ich jako niewolników?
- Ponieważ już nic innego nam nie zostało. Oglądanie krzywdy innych jest najlepszym lekarstwem na ból w środku. Dzięki tego wiemy, że nie tylko nam zniszczyło się całe dotychczasowe życie. Wyznaczamy sprawiedliwość.
- Co?! Wyznaczaniem sprawiedliwości jest dla ciebie rujnowanie życia innym ludziom?!
- Jeśli ja mam zrujnowane życie, to inni także nie powinni żyć szczęśliwi.
image- To, że innym powodzi się lepiej nie znaczy, że oni też żyją szczęśliwie - powiedziała cicho Faith i odwróciła wzrok. Zapanowała niezręczna cisza. W końcu Wyatt postanowił ją przerwać.
- Wprawdzie już i tak jest trochę późno, ale chyba czas już wstawać.
- Dlaczego? - brunetka zmarszczyła brwi.
- Czeka cię kolejny dzień intensywnej pracy przy garach, skarbie - odparł siłą woli powstrzymując się od śmiechu.
- Że co? - zerwała się z łóżka, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- A coś ty myślała? - prychnął z rozbawieniem - Że jak cię przelecę to będziesz miała wolny dzień?
- No mniej więcej - skrzywiła się nieznacznie - Zadowolić ciebie to niełatwe zadanie. Jesteś dość wymagający.
 - A ty dobrze spełniłaś swoje zadanie.
- Dlatego liczyłam na to, że dasz mi wolny dzień - odparła i popatrzyła na niego z niezadowoleniem. Wyatt zaśmiał się cicho.
- Jeśli tak bardzo chcesz - zgodził się - Ale będziesz musiała zadowolić mnie jeszcze raz. Teraz.
- Nie ma problemu - odpowiedziała radośnie, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Jednak zanim udało im się zrobić jakikolwiek kolejny ruch, usłyszeli głośne pukanie, a po chwili drzwi się otworzyły i ujrzeli w nich Lanę, która wpatrywała się w nich z równych zaskoczeniem, co oni w nią.
- Co ta suka tu robi? - syknęła blondynka i zmrużyła oczy, niczym niebezpieczna kocica, broniąca swojego terytorium. Po chwili jej pomalowane krwistoczerwoną szminką usta ułożyły się w dużą literę ,,O", gdy ujrzała, że obydwoje są nadzy.
- Lana, wyjdź - odezwał się Wyatt chłodnym, pozbawionym emocji głosem.
- Co ona robi w naszym łóżku? - wykrzyknęła piskliwie dziewczyna, ignorując rozkaz chłopaka. W tym momencie Faith wstała i zaczęła się ubierać. Wayland spojrzał na nią z niezrozumieniem.
- Gdzie ty idziesz? - warknął przez zęby. Ta cała sytuacja zaczynała go irytować. Nienawidził, gdy ktoś mu przeszkadzał.
- Nie będę wam przeszkazać. Pogadajcie sobie sami - oznajmiła beznamiętnie, kierując się do wyjścia.
- No i dobrze wyjdź, suko - powiedziała Lana głosem przepełnionym jadem.
 - Zostań - syknął rozkazującym tonem, posyłając blondynce mordercze spojrzenie.
- Nie mam zamiaru przebywać w tym samym pomieszczeniu co ta dziwka, Wyatt -odparła Faith, stojąc przy drzwiach - Wyjaśnicie sobie swoje sprawy, a tymczasem ja poczekam na zewnątrz.
-Powiedziałem zostań - warknął Wyatt z szybkością światła wstając i zakładając na siebie ubrania. Jednak brunetka go nie posłuchała i wyszła na korytarz.
imageRuszył za nią, ale Lana zatrzymała go, łapiąc za ramię.
- Wajuś, kochanie, zostaw ją - powiedziała przesłodzonym tonem - Masz przecież mnie. Niech ta suka sobie pójdzie jak najdalej, a my się zabawimy, dobrze?
- Kurwa mać, Lana, spieprzaj - warknął, po czym mocno odepchnął dziewczynę,która jednak się nie poddała i mocno wczepiła się swoimi długimi paznokciami w jego bark, z pewnością robiąc bolesne zadrapania. Ale Wyatt zignorował ją całkowicie, pochłonięty gonitwą za brunetką. Dogonił ją i złapał mocno za nadgarstek.
- Coś powiedziałem. A ja nie lubię, gdy nie wykonuje się moich poleceń - syknął. Faith spojrzała na niego odważnie.
- Nie obchodzi mnie to. Idź do swojej dziwki. Ja ci już nie jestem potrzebna. - odpowiedziała chłodno, lecz z ledwo widoczną z goryczą w głosie.
W tym momencie usłyszeli donośny odgłos przychodzącego połączenia. Wyatt popatrzył znacząco na Faith, jakby mówiąc ,,Poczekaj i nie ruszaj się stąd. Zaraz do tego wrócimy", po czym przyłożył telefon do ucha.
- Czego? - warknął - A gdzie niby mam być? Na północnym korytarzu. Nie kurwa nie żartuje. Dobra. Zaraz będę - odłożył słuchawkę i rozłączył się - Idziemy - zakomenderował, ponownie chwytając brunetkę za nadgarstek. Wtedy dołączyła do nich Lana. Złapała blondyna za ramię i pochyliła się do przodu, ostentacyjnie udając, że dostała zadyszki. Lecz obydwoje całkowicie ją zignorowali, wpatrując się w siebie ze złością.
- Powiedziałem idziemy - powiedział przez zęby chłopak. Zielonooka dumnie zadarła głowę do góry.
- Gdzie? Do kuchni? Nigdzie nie idę - syknęła.
- Do świetlicy. Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Idziemy - to mówiąc pociągnął brunetkę za sobą. Lana, wciąż trzymająca się ramienia chłopaka, nie spodziewała się takiego szybkiego ruchu i potknęła się o swoje wysokie szpilki.
-Wajuś, kochanie! Zaczekaj na mnie! - krzyknęła rozpaczliwie walcząc z grawitacją. W końcu udało jej się stanąć na nogach, jednak puściła ramię Wyatta, co chłopak zwinnie wykorzystał, przyspieszając kroku.
- Zostaw mnie , ty popaprańcu jeden! - wykrzyknęła Faith, uporczywie próbując wydostać się z silnego uścisku blondyna. W odpowiedzi na te słowa, Wyatt błyskawicznie się zatrzymał i przyszpilił dziewczynę do ściany.
- Nie waż się tak do mnie mówić - warknął jej prosto do ucha tak, że usłyszała to tylko ona.
- Bo co? - odpowiedziała pewnie - Bo pozbędziesz się mnie tak samo jak tego twojego opiekuna?
To mówiąc wyrwała się mu i sama ruszyła do świetlicy. Jednak blondyn nie zwracał na to uwagi. W tym momencie zrozumiał, że poznając jego życie, Faith poznała także bliżej niego, sprawiając, że przestała się go bać. Zauważył, że właśnie stracił jedną z najważniejszych jego broni. I nie podobało mu się to wcale.
__________________________________________________________________________________
Wiem, rozdział miał być w niedzielę. Ale przez cały ostatni tydzień byłam na obozie narciarskim i nie miałam jak tego napisać, a jak tylko wróciłam dopadła mnie okropna gorączka i leżę w łóżku prawie nieżywa. Połowę napisałam właśnie w takim stanie, więc wybaczcie, że może być trochę gorzej napisany i z wieloma błędami. Po prostu jeśli czujesz się jakby cię czołg przejechał, nie myślisz o takich sprawach. Ale poświęciłam się dla was, bo wiem, że czekacie na kolejny rozdział i nie chciałam was zawieźć. A szczególnie dla Venetii, której chciałam bardzo podziękować za miłe słowa. To właśnie dzięki nim wzięłam się w garść i postanowiłam, że pomimo mojego okropnego stanu zdrowia uda mi się napisać ten rozdział, by tak jak ona nie poddawać się i nie zawieść czytelników.
Tak więc oddaję go w wasze ręce. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Poznajemy w nim trochę bardziej Wyatta, no i Faith też jest troszkę inna. Co z tego wyniknie? Dowiecie się w kolejnych rozdziałach :)
Kochamy Was
Faith i Hayley <3

PS. Macie tutaj na przeprosiny ślicznego Wyatta, który uśmiecha się do was, mówiąc, żebyście się na mnie nie gniewali ^^
czadowy co nie? :D