1 stycznia, niedziela
Scott wpatrywał się w blondynkę, która tańczyła z jego bratem. Mimowolnie zacisnął pięści gdy dłoń Wyatta spoczęła na talii dziewczyny, a ona jakby zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Muzyka nagle ucichła. Brunet wiedział, że oznacza to noworoczną przemowę ojca. Najszybciej jak tylko mógł wydostał się z pomieszczenia na rozległy taras. Dokładnie w momencie gdy podszedł do barierki, na niebie rozbłysły kolorowe fajerwerki. Chłopak patrzył na widowisko, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego ludzie zawsze tak się tym zachwycają.
- Scott?
Brunet odwrócił się. Hayley patrzyła na niego niepewnie.
- Hej! Szczęśliwego Nowego Roku! Jak się bawisz?- zapytał, uśmiechając się.
- Bardzo śmieszne- prychnęła, podchodząc do niego.
Brunet patrzył przez chwilę na jej profil oświetlany kolorowymi fajerwerkami, po czym oparł się o barierkę i westchnął.
- To już niedługo, prawda?- zapytała Hayley, przerywając ciszę. Podniósł na nią wzrok. Dziewczyna również na niego spojrzała- Już niedługo... Nas sprzedacie, prawda?- skrzywiła się lekko, jakby to słowo sprawiało jej fizyczny ból.
Scott podniósł się do pionu i otworzył usta, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy zauważył w oczach dziewczyny świecące łzy. Przygryzła wargę.
- Kiedy?- szepnęła. Chłopak spuścił głowę.
- Przy taki tempie, za jakiś tydzień...- urwał i spojrzał na blondynkę. Po jej policzku zaczęła spływać pojedyncza łza- Może półtora...
Hayley szybko otarła łzy i uśmiechnęła się słabo.
- Szkoda, że tak szybko. Nie zdążyłam cię jeszcze poznać.
Chłopak chciał coś powiedzieć, jednak w jego głowie zapanowała kompletna pustka. Dziewczyna odchrząknęła.
- Nie boicie się?- zapytała, wykonując lekki ruch podbródkiem w stronę fajerwerków- W ten sposób łatwo zdradzicie swoją pozycję, a raczej powinno wam zależeć na pełnej dyskrecji.
- Dziś nikt nie zwraca na to uwagi- chłopak mówił głosem wyzutym z emocji- To taka tradycja, gdy ktoś przebywa na morzu w Nowy Rok. Wszyscy puszczają fajerwerki. Dlaczego my mielibyśmy być wyjątkiem?
Zapadła cisza. Ciężka i niezręczna. Scott czuł się winny, ale nie w taki sposób jak zazwyczaj. Zawsze miewał wyrzuty sumienia, wcześniej czy później. Dopadały go w najmniej spodziewanym momencie i sprawiały, że miał ochotę postawić się ojcu, nawet jeśli miałby potem skończyć za burtą. Kapitan nie tolerował nieposłuszeństwa, jednak nie był to powód, dla którego brunet wciąż się powstrzymywał. Nieważne jaki był, wciąż pozostawał jego ojcem. Smutek kryjący się w oczach mężczyzny przypomniał chłopakowi, dlaczego się taki stał.
Ale tym razem było inaczej. Myśl, że Hayley zostanie niewolnicą, najprawdopodobniej jakiegoś obrzydliwie bogatego arabskiego handlowca, spędzała mu sen z powiek od dłuższego czasu. Oni lubili Europejki, szczególnie blondynki, tak różne od kobiet z ich kraju. Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek ją skrzywdził.
" A jednak"- pomyślał rozgoryczony- " Statek wciąż płynie, a czas się kończy"
Zerknął na blondynkę i zauważył, że dziewczyna objęła się ramionami. Nic dziwnego, przecież to środek zimy. Nawet w tych okolicach temperatura w nocy radykalnie spada. Scott szybko ściągnął marynarkę i otulił nią dziewczynę. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie musisz...
- Przecież widzę, że się trzęsiesz- przerwał jej stanowczo. Poprawił ubranie na jej ramionach, po czym, zupełnie nie myśląc o tym co robi, zatknął kilka niesfornych kosmyków włosów, które wysunęły się z koka, za ucho dziewczyny. Poczuł, że uważnie mu się przygląda. Spojrzał jej w oczy.
Była piękna. Głębia i szczerość jej spojrzenia sprawiły, że chłopak miał ochotę się rozpłakać.
" Nie mogę jej tak skrzywdzić. Nie mogę"
- Scott? Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, ja tylko...- urwał- Wejdźmy do środka.
Zaciągnął blondynkę z powrotem do sali i zamknął drzwi tarasu. Przez chwilę patrzył jeszcze na nocne niebo, teraz już nie pozostał na nim ślad po widowisku sprzed kilku minut.
" Piękne i podziwiane przez wszystkich, a już po chwili nie ma po nich śladu"- pomyślał- " Ciekawe, czy ktoś o nich w ogóle pamięta?"
Brunet patrzył przez chwilę na jej profil oświetlany kolorowymi fajerwerkami, po czym oparł się o barierkę i westchnął.
- To już niedługo, prawda?- zapytała Hayley, przerywając ciszę. Podniósł na nią wzrok. Dziewczyna również na niego spojrzała- Już niedługo... Nas sprzedacie, prawda?- skrzywiła się lekko, jakby to słowo sprawiało jej fizyczny ból.
Scott podniósł się do pionu i otworzył usta, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy zauważył w oczach dziewczyny świecące łzy. Przygryzła wargę.
- Kiedy?- szepnęła. Chłopak spuścił głowę.
- Przy taki tempie, za jakiś tydzień...- urwał i spojrzał na blondynkę. Po jej policzku zaczęła spływać pojedyncza łza- Może półtora...
Hayley szybko otarła łzy i uśmiechnęła się słabo.
- Szkoda, że tak szybko. Nie zdążyłam cię jeszcze poznać.
Chłopak chciał coś powiedzieć, jednak w jego głowie zapanowała kompletna pustka. Dziewczyna odchrząknęła.
- Nie boicie się?- zapytała, wykonując lekki ruch podbródkiem w stronę fajerwerków- W ten sposób łatwo zdradzicie swoją pozycję, a raczej powinno wam zależeć na pełnej dyskrecji.
- Dziś nikt nie zwraca na to uwagi- chłopak mówił głosem wyzutym z emocji- To taka tradycja, gdy ktoś przebywa na morzu w Nowy Rok. Wszyscy puszczają fajerwerki. Dlaczego my mielibyśmy być wyjątkiem?
Zapadła cisza. Ciężka i niezręczna. Scott czuł się winny, ale nie w taki sposób jak zazwyczaj. Zawsze miewał wyrzuty sumienia, wcześniej czy później. Dopadały go w najmniej spodziewanym momencie i sprawiały, że miał ochotę postawić się ojcu, nawet jeśli miałby potem skończyć za burtą. Kapitan nie tolerował nieposłuszeństwa, jednak nie był to powód, dla którego brunet wciąż się powstrzymywał. Nieważne jaki był, wciąż pozostawał jego ojcem. Smutek kryjący się w oczach mężczyzny przypomniał chłopakowi, dlaczego się taki stał.
Ale tym razem było inaczej. Myśl, że Hayley zostanie niewolnicą, najprawdopodobniej jakiegoś obrzydliwie bogatego arabskiego handlowca, spędzała mu sen z powiek od dłuższego czasu. Oni lubili Europejki, szczególnie blondynki, tak różne od kobiet z ich kraju. Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek ją skrzywdził.
" A jednak"- pomyślał rozgoryczony- " Statek wciąż płynie, a czas się kończy"
Zerknął na blondynkę i zauważył, że dziewczyna objęła się ramionami. Nic dziwnego, przecież to środek zimy. Nawet w tych okolicach temperatura w nocy radykalnie spada. Scott szybko ściągnął marynarkę i otulił nią dziewczynę. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie musisz...
- Przecież widzę, że się trzęsiesz- przerwał jej stanowczo. Poprawił ubranie na jej ramionach, po czym, zupełnie nie myśląc o tym co robi, zatknął kilka niesfornych kosmyków włosów, które wysunęły się z koka, za ucho dziewczyny. Poczuł, że uważnie mu się przygląda. Spojrzał jej w oczy.
Była piękna. Głębia i szczerość jej spojrzenia sprawiły, że chłopak miał ochotę się rozpłakać.
" Nie mogę jej tak skrzywdzić. Nie mogę"
- Scott? Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, ja tylko...- urwał- Wejdźmy do środka.
Zaciągnął blondynkę z powrotem do sali i zamknął drzwi tarasu. Przez chwilę patrzył jeszcze na nocne niebo, teraz już nie pozostał na nim ślad po widowisku sprzed kilku minut.
" Piękne i podziwiane przez wszystkich, a już po chwili nie ma po nich śladu"- pomyślał- " Ciekawe, czy ktoś o nich w ogóle pamięta?"
***
Przyjęcie skończyło się tak jak zwykle, punktualnie o pierwszej w nocy. Do tej pory, załoga statku " świętowała" Nowy Rok z porwanymi ludźmi zaledwie dwa razy. Kapitan, w całej swej perfidności, kochał ten dzień i zawsze świętował go należcie, choćby jego dostojni goście mieli ochotę co najwyżej na popełnienie harakiri srebrnym nożem z eleganckiej zastawy, a nie na zabawę sylwestrową. W tym roku nie było inaczej. Dodatkowym punktem programu było świętowanie urodzin Faith- na samym początku przyjęcia zaśpiewano " Sto lat" i wszystkich poczęstowano wspaniałym tortem. Kapitan był w swoim żywiole. Wznosił toasty, przechadzał się wśród zgromadzonych i prowadził miłe, nie zobowiązujące pogawędki. Patrząc w tej sytuacji na swego ojca Scott widział w nim kapitana luksusowego wycieczkowca, który po zakończeniu rejsu bezpiecznie odwiezie swoich pasażerów do domów i żegnając się z nimi będzie polecał się na przyszłość.
Wciąż ten sam, a jednak inny.
Ojciec nadal był gentlemanem, czasami wręcz pedantycznym. Ale, jak mówił, " wiedział, co do niego należy". Z jednej strony elegant, z drugiej- handlarz żywym towarem. Scott po raz kolejny zastanawiał się, po co to robi. Dla zemsty? W takim razie, jego ojciec był nad wyraz głupi. Przecież ludzie, których porywali, nie mieli nic wspólnego z ich matką. Nie mogli mieć, skoro ich przedział wiekowy zaczynał się od 16 i kończył na 21 roku życia. Nigdy nie porywali nikogo starszego.
A jeżeli sądził, że w ten sposób odzyska mamę, to się przeliczył. Minęło 15 lat. Nawet jeśli jeszcze żyje, nie ma szans, aby ją odnaleźli. W ich czasach przy porwaniu liczyły się pierwsze 24 godziny. Po ich minięciu, z każda sekundą szanse na odnalezienie zaginionego drastycznie malały.
O tym właśnie rozmyślał Scott, wciąż siedząc w pustej już sali balowej i powoli sącząc whisky. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko niego. W jego głowie znów panował chaos. Usiłował jakoś to sobie wszystko uporządkować, ubrać w słowa myśli, które kłębiły się w jego podświadomości. Od jakiejś godziny- na próżno.
Chłopak westchnął i wypił resztkę alkoholu i tak mocno już rozcieńczonego przez stopniałe w nim kostki lodu. Podniósł się i wyszedł z sali. Była chyba 2:30 w nocy. Powoli posuwał się pogrążonym w półmroku korytarzem. Był zmęczony, jednak wiedział, że i tak nie będzie mógł spać. Jaka wizja nawiedzi go tym razem? Płacząca Hayley w objęciach jakiegoś obrzydliwego starca? Nie, to już było. Więc może ujrzy blondynkę pośród kilkudziesięciu innych kobiet, składających się na harem arabskiego szejka? Nie. To też już było.
Pewnie myślałby o tym jeszcze długo, gdyby statek nagle się gwałtownie nie zatrząsł. Chłopak stracił równowagę i upadł na podłogę. Poczuł ostry ból, gdzieś w okolicach biodra. Syknął i w tej sekundzie jego uszy zostały zaatakowane przez znienawidzony sygnał alarmu. Chłopak z niedowierzaniem patrzył, jak korytarz napełnia się czerwonym światłem.
" Nie... To niemożliwe"
Zerwał się z podłogi i popędził w stronę sterowni.
- Scott!- usłyszał nagle. W drzwiach, które właśnie mijał, zobaczył przestraszoną Hayley- Scott, co się dzieje?!- krzyczała, zakrywając uszy.
- Zostań w kajucie!- polecił jej tylko pospiesznie.
- Scott!
- ZOSTAŃ!- wrzasnął i znów zerwał się do biegu.
W połowie drogi wpadł na Wyatta i Matundrę.
- Co jest, do kurwy nędzy?!- zaklął blondyn.
- Nie wiem!- odkrzyknął chłopak, wpadając wreszcie do sterowni. Cały pulpit świecił się na czerwono. Scott przypadł do ekranu, gdzie wyświetlany był obraz z kamer.
- Scott!- krzyknął Wyatt.
Chłopak się nie odzywał. Gorączkowo przeglądał zapisy z kamer i radarów. Na takiej głębokości istniało małe prawdopodobieństwo, by o coś zahaczyli, ale ojciec zawsze mówił mu, że ma sprawdzać nawet nieprawdopodobne. Statek był cały, na szczęście. Jednak co się stało, że włączył się alarm?
- Scott!- wrzasnął znów Wyatt.
- Daj mi chwilę!- wydarł się coraz bardziej zdenerwowany chłopak. Musiał się skupić, a ten idiota wciąż go rozpraszał tymi swoimi okrzykami. To niej jest film akcji, kretynie, swoim wrzaskiem tylko przeszkadzasz. Brunet poczuł, że ktoś łapie go za ramię. Obejrzał się i zobaczył ojca. Na jego twarzy widoczna była niespotykana powaga.
- Spokojnie synu- powiedział i nacisnął guzik, którym wyłączył alarm. Nagła cisza jaka zapanowała, była równie męcząca jak wyjący przed sekundą sygnał- O wiele lepiej, nieprawdaż?
- Nie wiem co się dzieje- zaczął mówić Scott- Radary niczego nie wykazują, statek jest cały, dlaczego...
- Cóż, a myślisz, że zbliżający się sztorm, mógłby być przyczyną?- zapytał retorycznie ojciec, kładąc palce na brodzie. Chłopak patrzył na niego zdezorientowany. Sztorm? Powoli odwrócił się w stronę przestronnego okna, które przez cały ten czas miał tuż przed sobą. Na stalowym niebie widać było złowrogie przebłyski błyskawic, morze coraz bardziej się burzyło.
Scott opadł ciężko na obrotowy fotel.
- Ale...- jęknął- Alarm... Czemu? Czemu... Alarm...
- Muszę ci przypomnieć, że osobiście wyczuliłeś system przed ta podróżą, aby był wrażliwy na mocniejsze uderzenia fal. Jak widać, działa on bardzo sprawnie.
Chłopak wypuścił powietrze z płuc i czuł, że wraz z nim ucieka cała jego duma. Jak mógł tego nie zauważyć? Jak idiota szukał uszkodzenia statku, a zapomniał spojrzeć przez ogromne okno, które miał tuż przed nosem.
Ojciec położył mu rękę na ramieniu i westchnął.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież, kompletnie zaślepiona przez technologię. Cóż zbieraj się Scott.
Chłopak podniósł z niego wzrok.
- Sztorm od tak sobie nie zniknie. To będzie długa noc.
***
Brunet pospiesznie kierował się do swojej kajuty. Musiał się szybko przebrać i wracać do sterowni. Był tam potrzebny ojcu, który teraz sprawdzał, czy Wyatt i reszta załogi zabezpieczyła już ładunek. Zastanawiał się kiedy sztorm uderzy. Pod stopami czuł, że z każdą sekundą statek kołysze się coraz bardziej niespokojnie. Przyspieszył kroku i niemal wpadł na Hayley, która nagle wyrosła przed nim na środku korytarza. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Co ty tu robisz? Wracaj do...
- Co się stało?- zapytała.
- Nic. Fałszywy alarm. Znaczy nie do końca. Wracaj do pokoju.
- Nie do końca?
- Hayley, muszę teraz...
- Powiedz mi co się dzieje!
- Nie musisz wiedzieć!- krzyknął. Patrzyła na niego zdziwiona. Po raz pierwszy podniósł na nią głos.
- Scott...
- Proszę cię, wracaj do kajuty- jęknął zrezygnowany, łapiąc ją za ramiona- Proszę...
Nagle poczuł się taki zmęczony. Oparł głowę na barku dziewczyny.
- Po prostu idź...- szepnął, przymykając oczy.
Hayley nagle ujęła jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Zaskoczony chłopak odsunął się lekko, patrząc na nią uważnie.
- Co?- zapytała, śmiejąc się krótko, jakby próbując ukryć zawstydzenie. Scott przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, po czym pochylił się i złączył ich usta. Przyciągnął dziewczynę bliżej siebie delektując się subtelnym smakiem jej ust. Blondynka nieśmiało odpowiadała na jego pocałunki. Oderwali się od siebie chwilę później.
- Hayley- zaczął Scott, patrząc na nią.
- Hm?- mruknęła tylko dziewczyna, nerwowo bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli. Nie patrzyła mu w oczy.
- Ucieknijmy stąd.
Hehe. No cześć.
Nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę. Moje życie wygląda teraz zupełnie inaczej niż wtedy, gdy zaczynałam ta opowieść razem z Moniką. Zmieniłam się. Obie się zmieniłyśmy. Nawet nie wiecie jak bardzo. Jadnak mimo wszystko, cały ten blog, jest jakiś taki... szczególny. Już tyle razy mówiłyśmy "Ach, trzeba to wreszcie skończyć..." i na słowach się kończyło. Brak konsekwencji, to wada, którą niestety obie posiadamy. Najwyższy czas to zmienić. Pewnego dnia przypomniałam sobie o tym blogu i o tej historii i z jakiegoś dziwnego powodu, to wspomnienie mnie rozczuliło. Przeczytałam wszystkie rozdziały naszego opowiadania i powiem Wam, że miałam ochotę odpalić komputer w środku nocy i zrobić korektę tych wszystkich błędów, które nasadziłyśmy tu razem z Monią xD ( te powtórzenia w prologu, Chryste jedyny w niebiosach <|3) Ale, po chwili namysłu, odrzuciłam ten pomysł. Bo to byłyśmy my. Ten blog to żywy obraz tego, jak się zmieniamy i dojrzewamy *tak, już możecie płakać*
W skrócie- wracamy. Doprowadzę to opowiadanie do końca, choćbym się miała pokroić.
Nie będę miała za złe, jeśli odeszli stąd praktycznie wszyscy czytelnicy, o których swego czasu tak zabiegałyśmy i z których się cieszyłyśmy. Po takiej ilości beznadziejnego czekania, już dawno rzuciłabym to w cholerę. Jednak, jeśli wciąż tu jesteście, to Wasz trud zostanie wynagrodzony. Mam nadzieję. To tyle na teraz. Zabieram się za 16 rozdział.
Życzcie nam powodzenia!
Hayley i Faith <3
P.S- dziś bez gifów, ale za to rozdział jest chyba trochę dłuższy... Muszę wreszcie zacząć pisać dłuższe xD Faith w porównaniu ze mną napisała już epopeję xD
P.P.S- i będzie więcej rozdziałów z perspektywy Hayley, bo z tego co się orientuję, jest ich może cztery ;;
Nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę. Moje życie wygląda teraz zupełnie inaczej niż wtedy, gdy zaczynałam ta opowieść razem z Moniką. Zmieniłam się. Obie się zmieniłyśmy. Nawet nie wiecie jak bardzo. Jadnak mimo wszystko, cały ten blog, jest jakiś taki... szczególny. Już tyle razy mówiłyśmy "Ach, trzeba to wreszcie skończyć..." i na słowach się kończyło. Brak konsekwencji, to wada, którą niestety obie posiadamy. Najwyższy czas to zmienić. Pewnego dnia przypomniałam sobie o tym blogu i o tej historii i z jakiegoś dziwnego powodu, to wspomnienie mnie rozczuliło. Przeczytałam wszystkie rozdziały naszego opowiadania i powiem Wam, że miałam ochotę odpalić komputer w środku nocy i zrobić korektę tych wszystkich błędów, które nasadziłyśmy tu razem z Monią xD ( te powtórzenia w prologu, Chryste jedyny w niebiosach <|3) Ale, po chwili namysłu, odrzuciłam ten pomysł. Bo to byłyśmy my. Ten blog to żywy obraz tego, jak się zmieniamy i dojrzewamy *tak, już możecie płakać*
W skrócie- wracamy. Doprowadzę to opowiadanie do końca, choćbym się miała pokroić.
Nie będę miała za złe, jeśli odeszli stąd praktycznie wszyscy czytelnicy, o których swego czasu tak zabiegałyśmy i z których się cieszyłyśmy. Po takiej ilości beznadziejnego czekania, już dawno rzuciłabym to w cholerę. Jednak, jeśli wciąż tu jesteście, to Wasz trud zostanie wynagrodzony. Mam nadzieję. To tyle na teraz. Zabieram się za 16 rozdział.
Życzcie nam powodzenia!
Hayley i Faith <3
P.S- dziś bez gifów, ale za to rozdział jest chyba trochę dłuższy... Muszę wreszcie zacząć pisać dłuższe xD Faith w porównaniu ze mną napisała już epopeję xD
P.P.S- i będzie więcej rozdziałów z perspektywy Hayley, bo z tego co się orientuję, jest ich może cztery ;;