piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 8

Z perspektywy Faith
27 - 28 grudnia, czwartek-piątek
Muzyka


Faith dotarła zdyszana do swojego pokoju. Bieg z jadalni niezbyt dobrze jej zrobił. Jej zadymione papierosami płuca nie były przyzwyczajone do wysiłku fizycznego. Jednak tym razem miała to gdzieś. Była wkurzona. Błąd. Była wkurwiona. Na wszystko i na wszystkich. Na cały świat. Z dnia na dzień jej, może nie idealne, ale własne życie zostało wywrócone do góry nogami. Została porwana na sprzedaż jak jakieś bydło. Jej zwykle najwyższa pozycja wśród ludzi ją otaczających, została zniszczona w mgnieniu oka. Już nie była Wielką Faith Martin. Stała się tylko jedną z nic nieznaczących niewolnic. Nie umiała się z tym pogodzić. Ba! Nawet nie chciała! Wciąż tliła się w niej nadzieja, że wkrótce obudzi się w swoim własnym łóżku, zbudzona przez znienawidzoną siostrę, a to wszystko okaże się tylko zwykłym snem, powstałym na skutek zbyt dużej ilości alkoholu we krwi. Niestety wciąż znajdowała się w tym przeklętym pokoju, który jej przydzielono kilka dni temu. Warknęła ze złości i mocno uderzyła ręką w ścianę.
- Łohoho- usłyszała arogancki głos i błyskawicznie odwróciła się na pięcie- Nasza mała złośnica chyba się wkurzyła.
-Czego chcesz Wyatt?-syknęła przez zaciśnięte zęby. Chłopak uśmiechnął się szeroko i uniósł ręce do góry.
-Spokojnie morderco! Mam pokojowe zamiary-po tych słowach błyskawicznie chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, unieruchamiając jej rękę. Faith zaczęła się szarpać, ale to sprawiło, że jeszcze boleśniej wykręciła swoją rękę. Jęknęła z bólu- No widzisz? I po co te nerwy?-zapytał łagodnie blondyn. Zielonooka wbiła w niego zabójcze spojrzenie.
- Nienawidzę cię- wyszeptała głosem ociekającym jadem - Nienawidzę cię- powtórzyła głośniej - NIENAWIDZĘ!- warknęła, lecz chłopak tylko zaśmiał się gardłowo.
- Tak wiem. Nie musisz powtarzać. Głuchy nie jestem- zakpił.
Brunetka zacisnęła zęby ze złości i zrobiła zamach, planując uderzyć go kolanem w krocze. Jednak Wyatt przewidział ten ruch i zwinnie złapał jej nogę, okręcając ją sobie wokół uda i jednocześnie odskakując odrobinę w bok. Wynikiem tej akcji było to, że teraz wyglądali jakby właśnie skończyli tańczyć namiętne tango, z ta różnicą, że Faith cały czas się szarpała.
- Boże ,wyluzuj mała- zirytował się Wyatt- Nie próbuj mi wmówić, że nie pociąga cię moje seksowne ciałko.
- Chyba w innej rzeczywistości- syknęła, usiłując jakoś go odepchnąć. Chłopak wybuchnął śmiechem, tym samym puszczając brunetkę. Dziewczyna odeszła od niego kilka kroków i zaczęła rozmasowywać sobie bolący nadgarstek.
- Czego chcesz? - spytała oschle.
Wyatt nadal rozbawiony uśmiechnął się szelmowsko.
- Kapitan Francisco Wayland wzywa do siebie.
Faith prychnęła ze złości.
- Niby po co? Ostatnim razem dał nam wyraźnie do zrozumienia, że mamy mu się nie pałętać pod nogami i cieszyć ostatnimi chwilami wolności.
- Sama mu to powiedz- wzruszył ramionami- A teraz chodź, wszyscy już są.
To mówiąc brutalnie złapał ją za ramię i pociągnął mocno, kierując się w stronę gabinetu kapitana, nie zważając na głośne protesty dziewczyny.


***
- Puść mnie, słyszysz?! Puszczaj ty wstrętny...- nie dokończyła, bo została wepchnięta do gabinetu, a wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nią. Do blondyna podbiegła Lana, zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła na jego ustach soczysty pocałunek, jakby tylko czekała, aby zrobić to na oczach Faith. Brunetka przewróciła oczyma i stanęła obok Bena, który posłał jej krzepiący uśmiech. Przeniosła wzrok na swoja siostrę, która stała po drugiej stronie bruneta i wpatrywała się w swoje buty. Wyglądała jakby trafiła na dywanik do dyrektora. Faith zaśmiała się cicho, patrząc na nią- miała minę jak zbity pies.
- Wyatt. Czy możemy?- zapytał ktoś niskim i opanowanym głosem. Młodsza Martin wzdrygnęła się mimo woli na dźwięk tego głosu.
- Emm, tak ojcze- powiedział blondyn, wyraźnie zmieszany. Odsunął od siebie dziewczynę, ale ona i tak wciąż się do niego przytulała. Podniosła wzrok na Faith. Z jej twarzy można było jasno wyczytać "Wygrałam, dziwko". Zielonooka uniosła jedną brew i spojrzała na kapitana. Trudno było uwierzyć, aby był takim skurwielem. Wyglądał jak szczęśliwy pan w średnim wieku, który kroi indyka w święto dziękczynienia i jeździ na ryby z sąsiadami. No cóż, pozory mylą.
- Zastanawiacie się pewnie, po co was wezwałem- zaczął, wodząc wzrokiem po wszystkich zgromadzonych- Współczuje wam- powiedział, wstając z fotela i wychodząc zza dębowego biurka- Całymi dniami siedzicie w tych pokojach, zamknięci, samotni, podczas gdy my- wskazał na siebie, Scotta i Wyatta- Uwijamy się tutaj, dbając o to, aby ten statek dopłynął tam, gdzie ma dopłynąć- uśmiechnął się, jakby oczekiwał, że ktoś to odwzajemni. Faith posłała mu mordercze spojrzenie- Postanowiłem być wspaniałomyślny- zaczął chodzić po pokoju- Takie siedzenie bez przerwy, jest wielce nieproduktywne, a musicie być w formie, jeżeli chcemy za was dostać poważne pieniądze. Więc od dziś- spojrzał na wszystkich, robiąc dramatyczną przerwę- będziecie pracować. Zaczniecie od jutra.
Brunetka prawie zachłysnęła się powietrzem. ŻE CO PROSZĘ?!
- Hahahahahaha, dobre tato- zaśmiał się nerwowo Scott, lecz zamilkł, gdy kapitan spojrzał na niego wilkiem- Ale... Chyba nie mówisz poważnie?
- Mówię jak najbardziej poważnie.
- Ale... Tato...
- Dość tych dyskusji! Tak jak powiedziałem, tak będzie. Możecie odejść- po tych słowach chciał wrócić za biurko. Scott zaczął popychać wszystkich do wyjścia. Faith nie ruszyła się z miejsca.
- Chodź. Nie jest w dobrym humorze- szepnął jej do ucha brunet, lekko ciągnąc ją za rękę.
- W dupie to mam- odparła, po czym wyrwała się chłopakowi, podbiegła do biurka i uderzyła w blat otwartymi dłońmi, przykuwając tym uwagę mężczyzny.
- Czego ty do cholery chcesz?! Dlaczego nam to robisz?!
Mężczyzna również oparł dłonie na biurku, tak, że teraz ich twarze były na tej samej wysokości.
- A ty, jakbyś się czuła, gdybym zabił twoją rodzinę?- zapytał z kamiennym wyrazem twarzy. Dziewczyna cofnęła się zszokowana i wtedy ponownie złapał ją Scott.
- Chodź już. To nie ma sensu- wyciągnął ją z pokoju i zamknął drzwi. Wracała do swojego azylu wciąż mając w głowie obraz smutnych oczu kapitana.

***


Faith leżała na zdecydowanie zbyt wygodnym łóżku i uparcie wpatrywała się w sufit. Pomimo iż była zmęczona, nie umiała zasnąć. Zbyt dużo myśli kłębiło jej się po głowie. Dodatkowo czuła niepokój. Miała wrażenie, jakby stało się coś strasznego. ,,Głupia" powiedziała do siebie w myślach ,, Zostałaś porwana, a od jutra będziesz pracować dla tego egoistycznego dupka, który cię uwięził na wielkim statku, by potem sprzedać jako niewolnicę. Jasne, że stało się coś strasznego". Jednak czuła, że chodzi o coś innego. Że nie dlatego była niespokojna. Oczywiście nie znaczyło to, że uważała tą całą sytuację za normalną i nie przejmowała się nią. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko pomyślała o tym, co się z nią stanie, gdy dotrą na miejsce, ogarniała ją niewyobrażalna panika, a po plecach spływała strużka potu. Ale tym razem miała wrażenie, że coś w niej umarło. Że jakaś cząstka jej samej odeszła z tego świata i nigdy już nie wróci. Lecz jeszcze dziwniejsze było to, że kiedy tylko zamykała oczy, widziała Jego twarz wpatrującą się w jej zielone tęczówki z taką miłością, której nigdy u niego nie zauważyła. Po chwili Jego oczy stawały się bez wyrazu, jakby odeszło z nich całe życie. Wtedy dziewczyna szybko otwierała oczy, chcąc pozbyć się tego obrazu ze swojej głowy. Ale tym razem, gdy to zrobiła, widok nie zniknął. Znów ujrzała Jego ciemne tęczówki. Przestraszona szybko zerwała się z łóżka. Stał tam piękny i nieskazitelny, a kąciki jego ust, które tak często całowała, unosiły się delikatnie w górę. W tym momencie Faith całkowicie wyłączyła myślenie. Nie zastanawiała się co On tu robił i jak się tu dostał. Nie widziała niczego poza nim. Lecz kiedy zrobiła krok w jego stronę, on cofnął się lekko przestraszony. Kiedy zrobiła kolejny, historia się powtórzyła. Popatrzyła na niego zdezorientowana. Chłopak pokręcił głową i wyszeptał ,, Nie podchodź". Jego głos nie przychodził z jednego kierunku. Rozległ się w jej głowie, jakby ona sama go wytworzyła. Zawahała się. Tak bardzo chciała Go dotknąć i znów poczuć, jak Jego ramiona oplatają ją, chcąc ochronić przed całym światem. Zrobiła kolejny niewielki krok. Chłopak cofnął się, a brunetka cicho krzyknęła. Bowiem jego ciało natknęło się na krzesło i zamiast się na nim zatrzymać, przeszło przez niego, jakby ten przedmiot wcale nie istniał. Faith błyskawicznie się wycofała, przerażona do granic możliwości i sięgnęła po drugie krzesło zasłaniając się nim dla bezpieczeństwa. On spojrzał na nią z troską wymalowaną na twarzy.
- Nie bój się - wyszeptał, a dziewczyna mimowolnie się rozluźniła. Powoli postawiła drewniany przedmiot i wyprostowała się, lecz w każdej chwili była gotowa do ucieczki.
- John? - spytała ledwo słyszalnym szeptem, czując jak coś nieprzyjemnie ściska jej żołądek. Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Po chwili spoważniał się i powiedział:
- Strzeż się Czarnego Węża.
Faith zmarszczyła brwi.
- Jakiego czarnego węża?
Mason ją zignorował. Powtórzył, tym razem głośniej:
-Strzeż się Czarnego Węża.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.
- O czym ty mówisz?
Ale chłopak jej nie słuchał. Wciąż powtarzał jedno i to samo, aż nagle jego źrenice się powiększyły, a on wydał z siebie głuchy jęk, łapiąc się za głowę.
- John!- wykrzyknęła Martin i podbiegła o niego, ale zamarła w połowie drogi, bowiem nagle zamiast ciepłych brązowych tęczówek swojego ,byłego już, chłopaka ujrzała zimne, chłodne oczy Kapitana. Nim się zorientowała po Johnie nie było już śladu, a na jego miejscu stał Francisco, uśmiechając się drwiąco. Po chwili wybuchnął tubalnym śmiechem, a po plecach brunetki przebiegł dreszcz. Mężczyzna otworzył usta, a z nich wysunął się długi, wąski, wężowy język. Zaczął zbliżać się do przerażonej dziewczyny, która powoli się cofała, aż jej plecy dotknęły ściany. Wężowy uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. Podszedł do niej i złapał kosmyk jej włosów, patrząc na nią jakby była smacznym kąskiem. Faith poczuła jak całe jej ciało drętwieje. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Gdy pociągnął ja za włosy, odchylając szyję, z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.
art (14052) Animated Gif on GiphyMłodsza Martin gwałtownie wstała i aż odetchnęła z ulgą. To był tylko sen. To nie działo się naprawdę. To był tylko nic nieznaczący sen. Drżącą ręką przejechała po mokrych od potu włosach. To był tylko sen, lecz musiała przyznać, że bardzo realny. Nigdy w życiu nie miała równie prawdziwego snu. Te oczy, patrzące na nią jak lew na swoją ofiarę, zimne i bezlitosne. Na samą myśl po jej ciele przeszedł dreszcz. ,,Weź się w garść" pomyślała      ,,To tylko sen. Nie jesteś jakimś tchórzem, który boi się byle snu". Jednak pomimo tego, że wmawiała to sobie naprawdę usilnie, wiedziała, że nie zapomni tego jeszcze długo i do końca nocy nie zmrużyła oka.
***
Następnego dnia wstała zmęczona i zła. Po nieprzespanej nocy bolało ja dosłownie wszystko, od stóp po cebulki włosów. Usiadła na skraju łóżka i pokręciła głową, aby rozruszać sztywne mięśnie. Jak każdego ranka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę, aby znów porzucić nadzieję, bo drzwi oczywiście były zamknięte. Ale tym razem coś się zmieniło. Faith mocniej nacisnęła klamkę i głośno wciągnęła powietrze, gdy drzwi się uchyliły. Rozejrzała się po pustym korytarzu, a po chwili zerwała się do biegu. Nie miała pojęcia dokąd zmierza, po prostu chciała wyrwać się z tego pokoju. Skręciła w kolejny korytarz, zatrzymała się gwałtownie i zaklęła cicho bo po drugiej stronie korytarza stał Wyatt. Było za późno na ucieczkę, chłopak już ją zauważył.
- O! Tu jesteś- powiedział ruszając w jej stronę.
- Czego chcesz?-zapytała, zaciskając dłonie w pięści.
- Cóż... Niespodzianka?- zapytał sam siebie, patrząc na dziewczynę. gdy po chwili do niej podszedł, kontynuował znudzonym głosem- Dziś będziesz mi towarzyszyć w wykonywaniu moich obowiązków. Ciesz się. Twoja siostrunia będzie szorować pokład z tym lalusiem- Faith mimowolnie się spięła na wzmiankę o Hayley. A może o Benie?
- A ty? Co ty robisz?- zapytała, podnosząc wysoko głowę.
- Ja? Ja gotuję- oznajmił, po czym złapał ja za rękę- Zapraszam do mojego królestwa- pociągnął ja za sobą.
- Niech cię szlag- wysyczała przez zęby dziewczyna. Blondyn zaśmiał się głośno, po czym otworzył wielkie i ciężkie drzwi.
-Panie przodem- powiedział i wykonał szarmancki ruch dłonią. Faith uniosła jedną brew.
- Od kiedy to jesteś takim dżentelmenem co?- warknęła, lecz potulnie weszła do pomieszczenia, które okazało się wielką kuchnią, jaką znała z wielu włoskich filmów. Wokół blatów i wysepek kuchennych kręciło się paru kucharzy.
- Od zawsze- odparł z uśmiechem.
- Zwłaszcza gdy upiłeś mnie i porwałeś w tak brutalny sposób.
- Ależ to było jak najbardziej eleganckie- zaprotestował  Nie chciałabyś zobaczyć mnie, gdy jestem naprawdę brutalny.
- Oczywiście, że bym chciała- odpowiedziała dziewczyna, nie spodziewając się konsekwencji. Zanim zdążyła zrobić kolejny krok, Wyatt błyskawicznie sięgnął po ostry, kuchenny nóż i przyłożył go do gardła zaskoczonej brunetki, która oparła się o blat. Pochylił się nad nią, sprawiając, że wygięła swoje ciało do tyłu, aż uniemożliwił jej to kręgosłup. Chłopak z zainteresowaniem patrzył na nóż, przesuwając go powoli wzdłuż skóry dziewczyny.
- Jak się czujesz ze świadomością, że jeden ruch mojej ręki może pozbawić się życia?- wyszeptał. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę.
- Nie.. nie zrobisz tego- wyjąkała cicho.
- Czyżby?- chłopak podniósł swój wzrok na oczy brunetki. Faith ujrzała w nich chłód i bezwzględność. Zdała sobie sprawę, że blondyn jest zdolny do wszystkiego i po jej ciele przeszedł dreszcz.
- Ka-kapitan  za-zabronił robienia mi krzy-krzywdy- poruszyła ustami, niezdolna do jakiegokolwiek głosu.
- A kto powiedział, że się dowie? Wmówienie mu bajeczki o tym , jak to sama odebrałaś sobie życie, nie będzie takie trudne- uśmiechnął się arogancko- Chcesz tego?
- N-nie- wyszeptała.
- Więc nigdy więcej nie podważaj moich umiejętności- odparł chłodno i puścił przerażoną dziewczynę, która od razu złapała się za miejsce, które jeszcze przed chwilą dotykanie było przez zimny metal. Wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy zauważyła jak bardzo drży. Roztrzęsiona z przerażeniem wpatrywała się w Wyatta, który jak gdyby nigdy nic podszedł do jednego z kucharzy, zamieniając z nim parę słów. Zielonooka ze zdziwieniem spostrzegła, że nikt z tu obecnych nie przejął się zbytnio rozegraną przed chwilą sceną. Niska, pulchna kobieta z zaangażowaniem mieszała w wielkim garze. Chudy rudzielec szybko kroił warzywa i wrzucał je do dużego sita. Wysoki szatyn z kozią bródką zmywał naczynia, dokładnie wycierając je szmatką. Także pozostali zajmowali się swoimi sprawami, udając, że dziewczyna nie istniała. Faith przeniosła wzrok na starszego mężczyznę rozmawiającego z Wyattem. Nie rozróżniała słów, stała za daleko, lecz widziała jak kucharz patrzy na nią przenikliwym wzrokiem. Po chwili ledwo zauważalnym gestem przywołał ją do siebie. Brunetka na wciąż jeszcze drżących nogach podeszła do nich. Wyatt uśmiechnął się arogancko i odszedł w kierunku sobie tylko znanym. Nie wiedzieć czemu, zapragnęła pójść za nim. Zorientowała się, że czuje się bezpiecznej przy blondynie, który to, o ironio, jeszcze przed chwilą chciał zrobić jej krzywdę. Zignorowała tę palącą potrzebę i zwróciła się w stronę kucharza. Był on w podeszłym już wieku. Spod białej czapki wystawało parę siwych włosków, a twarz zaorana była zmarszczkami, ale i kilkoma bliznami, co świadczyło o tym, że miał bujne życie. Ubrany w biały fartuch wyglądał na spokojnego staruszka, lecz przez jego przenikliwe spojrzenie, dziewczyna pomyślała, że takie stwierdzenie byłoby ogromnym błędem.Chwilę przyglądał jej się w ciszy, jakby oceniając do czego by się nadała. Po chwili spytał bezbarwnym głosem:
- Umiesz myć naczynia?
- No..chyba - odparła powoli.
- Idź do Nicholasa i pomóż mu - to mówiąc podał jej szmatkę i wskazał mężczyznę z kozią bródką. Faith ujęła ją i podeszła do niego. Kucharz bez słowa podał jej talerz, nawet na nią nie patrząc. Martin lekko zdziwiona jego zachowaniem, zaczęła wycierać naczynie i odłożyła je na suszarkę. Po chwili dostała kolejny talerz, z którym zrobiła to samo. Kilka talerzy później, cisza między nimi zaczęła ją przytłaczać, więc nieśmiało powiedziała:
- Jestem Faith.
Zero reakcji.
- Długo tu pracujesz?
Znów nic.
- Skąd jesteś?
To samo. Brunetka westchnęła. Zaczynała się powoli irytować.
- Umiesz w ogóle coś mówić? - warknęła. Tym razem poskutkowało. Mężczyzna przerwał szorowanie miski i spojrzał jej prosto w oczy, a Faith aż zachłysnęła się powietrzem.  Jego oczy były tak niesamowicie błękitne, że aż prawie białe. Nawet źrenice wydawały się jaśniejsze niż u zwykłego człowieka. Przez chwilę wpatrywał się w nią, aż w końcu rzekł mechanicznym tonem:
- Wycierać . Nie gadać.
Jego głos był tak strasznie pozbawiony uczuć, że aż ją zamurowało. Chwilę minęło zanim się otrząsnęła i powróciła do swojej roboty, myślami jednak będąc daleko stąd.
Jakiś czas później Faith zaczynały boleć nogi. Powoli miała już dość stania przy zlewie i wycierania naczyń, których było mnóstwo. W końcu postanowiła, że wypyta mniemanego szefa kuchni ile jeszcze ma pracować. Jednak gdy się odwróciła, w tym samym momencie wielkie dwu skrzydłowe drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Wyatt. Blondyn ubrany był w biały fartuch, a w rękach trzymał kawałek papieru. Podszedł na środek kuchni i zabębnił w garnek. Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu.
- No dobra, kochani, bierzmy się do roboty!- zawołał- Już wkrótce pora obiadu, więc musimy się pospieszyć. Emilly- skierował się do niskiej, pulchnej kobiety- ty weźmiesz się za Sałatkę Szefa, tylko pamiętaj nie za dużo pomidorów, bo Kapitan jest dzisiaj nie w sosie. Rick- odwrócił się w stronę chudego rudzielca- twoje zadanie na dziś to pierś z kurczaka zasmażona z serem i pomidorami. Pomoże ci- rozejrzał się po pozostałych- Dorothea i... Nicholas zostaw te naczynia, ona je dokończy. Ty pomożesz Dorothe'i. Mark z Sophią zajmiecie się zupą La'Finget (czyt. La Finjet), a ja zrobię mały prezencik dla naszych gości - uśmiechnął się szeroko, patrząc prosto w oczy młodszej Martin, po czym klasnął w ręce- Do roboty!
W kuchni zawrzało. Wszyscy skierowali się na swoje stanowiska, od razu zaczynając przygotowywać podane im zadanie. Faith ze zdziwieniem zauważyła, że nikt nie protestował. Co dziwne, nie odzywali się do siebie nawet słowem! Jak gdyby każdy wiedział co ma robić i nie było potrzeby skonsultowania tego z współpracownikiem. Wystarczyło, żeby Rick wyciągnął rękę i automatycznie Dorothea podawała mu odpowiednią przyprawę lub narzędzie. Pracowali w idealnej harmonii i ciszy, którą przecinały tylko odgłosy wydawane podczas przygotowywania potraw, choć dla dziewczyny brzmiały one bardziej jak prowizoryczna muzyka, wytwarzana z garnków, patelń i łyżek. Jak zahipnotyzowana wsłuchiwała się w nią, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Na ziemię sprowadził ją arogancki ton Wyatta.
- Śpiąca królewno, do roboty!
Podskoczyła zaskoczona, gdy usłyszała jego głos, jakże niepasujący do tej pięknej melodii. Spojrzała na niego, czerwieniąc się delikatnie,, jakby przyłapał ją na czymś prywatnym.
- No już!- ponaglił ją blondyn- Nie możemy czekać wiecznie!
Faith odwróciła się szybko i zaczęła intensywnie szorować naczynia. Najwyraźniej to zadowoliło chłopaka, bo nie odezwał się już więcej. Kilka minut później zielonooka odważyła się ukradkowo spojrzeć na Waylanda. Blondyn z zaangażowaniem kroił podejrzanie wyglądające czerwone pałeczki i wsypywał je do niewielkiej fioletowej miseczki. Mięśnie jego ramion napinały się delikatnie za każdym razem, gdy nóż stykał się z deską. Młodsza Martin musiała z niechęcią przyznać, że faktycznie jego ciało było nieziemsko seksowne. Dlaczego nie mógłby porwać ją jakiś obleśny grubas, którego mogłaby wiecznie nienawidzić? Tymczasem najgorsze co jej się w życiu przytrafiło, spowodował ON. To sprawiło, że zaczęła go jeszcze bardziej nienawidzić. Te jego kocie ruchy, ten niski głos... To wszystko było tylko pułapką na biedne, niewinne dziewczyny. Zorientowała się, że pod tym prawie że idealnym ciałem, kryje się dusza fałszywego i złego człowieka. To, że obdarowano go takim wyglądem i takim charakterem spowodowało, że Faith przestała wierzyć w istnienie kogoś, kto trzyma pieczę nad każdym człowiekiem. Niemożliwe by było, że stworzył coś tak potwornego. W tym momencie Wyatt podniósł rękę i poprawił blond kosmyk wpadający mu do oczu. Dziewczyna tym bardziej przekonała się co do swoich racji. Ten gość był cholernie niebezpieczny i należało się od niego trzymać jak najdalej.
Nagle chłopak podniósł głowę i popatrzył na nią, a po chwili jego twarz rozjaśnił zniewalający uśmiech. Brunetka prychnęła cicho i odwróciła się do zlewu, udając, że jest tak zajęta zmywaniem naczyń, że nie zauważa intensywnego spojrzenia, które Wyatt wlepiał w jej plecy. Po chwili usłyszała ciche parsknięcie śmiechem i przysięgła sobie, że kiedyś odpłaci mu za wszystko co zrobił jej i innym.
W pewnym momencie drzwi znów się otworzyły i ujrzała w nich zdenerwowanego Scotta, mocno trzymającego za ramię Bena, który stał z pochyloną głową. Gdy minęli próg pomieszczenia, chłopak wyprostował się i popatrzył prosto w oczy Faith, uśmiechając się zwycięsko.
- Wyatt, weź go tu, proszę cię- jęknął Scott- Już czwarty raz próbował dzisiaj uciec do wody, chociaż jesteśmy zbyt daleko od lądu, by mógł przeżyć. Ja z nim po prostu nie wytrzymuje. Weź go, może przyda się do czegoś w kuchni, bo tam na górze, tylko nam przeszkadza.
Młodsza Martin popatrzyła na Bena, robiąc oczy wielkie jak spodki. Jej usta otworzyły się w niemym: ,,Jak?!", lecz widząc jego zadowoloną minę, uśmiechnęła się szeroko. Chłopak puścił do niej oko, co nie uszło uwadze braci Wayland. Wyatt popatrzył na nich dziwnie. Po chwili zmierzył wzrokiem Gray'a, jakby oceniając czy się przyda.
- No dobra- wzruszył ramionami- Idź, pomóż jej- wskazał na Faith, a zadowolony Ben podszedł do niej tak, jakby chciał skakać z radości.
- Cześć- szepnął jej do ucha, drażniąc skórę swoim oddechem.
- Cześć- odparła i uśmiechnęła się szeroko, podając mu miskę- Co ci odbiło?
- Po prostu miałem już dość szorowania pokładu. Poza tym, nie obraź się, ale nie przypadła mi do gustu obecność twojej siostry. To naprawdę ładna i mądra dziewczyną, ale jest taka...- zamyślił się, szukając odpowiedniego słowa.
- Zbyt grzeczna?- podpowiedziała zielonooka, na co brunet uśmiechnął się szeroko.
- Tak. To dobre określenie. Choć przyznam, że zaciekawiła mnie swoją opowieścią o motorach. Zna się na tym, jak mało kto.
Młodsza Martin skrzywiła się nieznacznie. Nie potrafiła zrozumieć jak taka osoba jak jej siostra mogłaby wsiąść na ten dwukołowy pojazd. To jakby mały, słodki różowy miś okazał się gwałcicielem. To było po prostu nierealne.
- Moglibyśmy nie gadać o mojej siostrze?- spytała. Ben przez chwilę na nią patrzył, jakby doszukując się powodu jej zachowania. Wzruszył ramionami.
- Jak chcesz.
W pewnym momencie przerwało im donośnie chrząknięcie. Obydwoje odwrócili się w stronę dochodzącego dźwięku.
- Wybaczcie, gołąbeczki, że wam przeszkadzam- usłyszeli arogancki głos Wyatta- ale to nie czas na pogadanki. Poplotkujecie sobie kiedy indziej. A teraz skończcie to, bo zaraz obiad, a uwierzcie nie chcielibyście zdenerwować Kapitana.
Ponaglił ich ruchem ręki. Odwrócili się z powrotem. Brunet lekko trącił swoim biodrem o jej.
- Zawsze jest taki nerwowy?- spytał konspiracyjnym szeptem. Faith pokręciła głową.
- Chyba jest wkurzony na marchewkę, że dała się krzywo pokroić- odparła, po czym natychmiast zatkała sobie usta ręką, by nie roześmiać się na głos.
- Och, marchewko, czemu jesteś taka krnąbrna?- naśladował gardłowy głos Wyatta.
W tym momencie obydwoje nie wytrzymali i wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem. Wayland popatrzył na nich złowrogo.
- Jak tak macie dalej mnie tak dekoncentrować, to możecie sobie już iść- warknął. Po chwili, gdy nie zauważył z ich strony żadnego ruchu, dodał:
- Już!
Młodsza Martin zmarszczyła brwi.
- Nie odprowadzisz nas?- spytała z wahaniem.
- Uważasz mnie za swoja niańkę?- syknął.
- Nie boisz się, że uciekniemy?
- Niby gdzie?- zaśmiał się drwiąco- Wokół sama woda. Nie przeżyjecie tego. Ale jeśli chcecie, proszę bardzo. Droga wolna- to mówiąc powrócił do swoich czynności. Faith spojrzała na Bena, po czym wzruszyła ramionami i udała się do wyjścia. Chłopak podążył za nią. Bez słowa szli korytarzem wiodącym do ich pokoi. Gdy dotarli do drzwi od sypialni zielonookiej, Gray błyskawicznie przyparł zaskoczoną dziewczynę do ściany. Złapał jej nadgarstki i przyszpilił po obu stronach jej głowy.
- Co ty do jasnej cholery robisz, Ben?!- wkurzyła się Faith. Nienawidziła, gdy ktoś traktował ją tak jakby była marionetką. Chłopak nie odpowiedział, tylko przybliżył swoje usta do jej ucha. Zaczął delikatnie muskać wargami jej szyję. Martin zaczęła się wyrywać.
- Faith, uspokój się- szepnął cicho Ben. Coś w jego głosie sprawiło, że dziewczyna się rozluźniła. Zorientowała się, że mocno zaciska oczy, więc otworzyła je szeroko i popatrzyła prosto w czekoladowe tęczówki bruneta, w których ujrzała determinację i pewność siebie.
- Muszę ci coś powiedzieć- dodał cicho, drażniąc jej usta swoim gorącym oddechem.
- Nie mogłeś tego zrobić bez przyciskania mnie do ściany?- zadrwiła, lecz zabrakło w jej głosie zwykle towarzyszącemu mu jadu.
-To na wypadek, gdyby ktoś nas śledził- odparł i z wahaniem poluzował ucisk na nadgarstkach dziewczyny, która powoli opuściła je w dół, kładąc dłonie na umięśnionym torsie chłopaka.
Ben uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na jej twarz. Zielonooka ujrzała w nich dziwny błysk, zanim wziął oddech i powiedział:
- Wiem, jak stąd uciec.

_________________________________________________________________________________

Wiecie co? Jestem zadowolona. Naprawdę. W końcu udało mi się skończyć rozdział w miarę szybko, a na dodatek wena dopisuje mi wyśmienicie. Jako jedno z postanowień noworocznych obiecałam sobie, że będę częściej dodawać rozdziały. No i jest. Według mnie wyszedł całkiem nieźle. To chyba nawet jeden z najdłuższych, jakie dodałyśmy. Podoba mi się i jestem z niego dumna <taka tam skromna ja xD> No, ale przecież trzeba cieszyć się z każdych osiągnięć, a dla mnie jest to właśnie ten oto rozdział. Tak, więc pozdrawiamy was cieplutko.
Kochamy was
Faith i Hayley <3

5 komentarzy:

  1. No to pisz częściej rozdziały w takim razie! Genialny! Już myślę sobie, kurde, co ten Ben odwala, taki nigerzeczny, a tu o. Strateg jak się patrzy. Jak się nazywa ten gość, którego gify wstawiacie jako Wyatta?XD Szkoda, że Ben nie polubił Hayley, przecież też jest fajna. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. huhu, trochę mnie nie było i pacz jak się rozwinęły! no dziewczynki gratulacje ;* lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No rozdział, jak najbardziej może przysporzyć powodów do dumy. Dużo mam pytań po jego przeczytaniu, ale nie ma sensu ich zadawać, skoro nie znam ciągu dalszego :) Krótko i prawdziwie powiem tylko, że mam dziś miły wieczór przy dobrej lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super długi co mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń