poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 7

Z perspektywy rodziców, przyjaciół Hayley i samej Hayley
26-27 grudnia, środa-czwartek
Muzyka


Ivone po raz kolejny tej nocy przewracała się z boku na bok. Nie mogła zasnąć już od kilku godzin. Leżąc na plecach słuchała spokojnego oddechu Thomasa, śpiącego u jej boku. Nie rozumiała, jak on mógł spać. Przecież jego córki...Ivone gwałtownie odrzuciła kołdrę i usiadła na skraju łózka. Przycisnęła dłonie do skroni usiłując choć odrobinę uśmierzyć ból głowy. Na niewiele jej się to zdało. Wstała powoli i zeszła na dół, do salonu. Otworzyła zabytkowy kredens, kupiony na aukcji w Madrycie, i wyciągnęła butelkę whiskey. Rzadko kiedy piła alkohol, jednak teraz wypiła duszkiem pół szklanki i od razu nalała sobie kolejna porcję. Musiała czymś zająć myśli. Czuła, że strach niszczy ją od środka. Spojrzała na okno i uniosła szklankę:
-Za wolność-przez łzy wzniosła toast do własnego odbicia.
-Na zdrowie-usłyszała za swoimi plecami i odwróciła się.
-Och to ty-powiedziała patrząc na opartą o framugę drzwi Rachel-Drinka?-zapytała.
-Chętnie-odparła Rachel siadając na kanapie. Kobieta podała jej kryształową szklankę, a ona stuknęła nia o jej. Jednocześnie podniosły drinki do ust.
-Powiedz-zaczęła Ivone odstawiając szklankę-Dlaczego Ben rzucił studia? Wybacz, że o to pytam, ale... Z tego co pamiętam zawsze był bardzo spokojny.
-Och tak, tak. Wyjątkowo spokojny-powiedziała szybko Rachel, odwracając wzrok. Westchnęła- Nie chciał iść na medycynę. Chciał...On chciał podróżować. Ale powiedziałam, że jeżeli nie zacznie studiować to go wydziedziczę-nerwowo bawiła się palcami, było widać, że jest jej bardzo ciężko- Zanim wyjechał w ogóle ze mną nie rozmawiał. Całymi dniami siedział zamknięty w pokoju. Ale potem na dworcu...Powiedział...-głos jej się załamał.
-Tak?-ponagliła Ivone, która mimo wszystko nie potrafiła opanować swojej ciekawości.
-Powiedział, że nie chce się ze mną rozstawać w gniewie. Pogodziliśmy się. Wszytko było w porządku. Skończył pierwszy rok. Nie byłam pewna, ale miałam cichą nadzieję, że jednak polubił te studia. W trakcie roku, powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Że przywiezie ja na wakacjach. Wiesz co przywiózł?
Kobieta tylko pokręciła głową, a Rachel uśmiechnęła się.
-Przywiózł książkę. Każdego dnia pisał na starej maszynie jeden rozdział. Pisał o wszystkim tym co ukrywał, przez ten rok. Jeszcze nigdy nie czytałam czegoś tak przepełnionego nienawiścią. Pisał, że nienawidzi wykładowców, uśmiechniętych studentów, akademika, książek, budynku w którym odbywały się zajęcia. Nienawidził tego wszystkiego, a mimo to uczył się. Uczył się dla mnie-po jej policzkach popłynęły łzy. Otarła je gniewnym ruchem-Robił to wszystko po to, bym była z niego dumna. To było jedyne czego chciał. Dał mi tak wiele. A co ja mu dałam?-zapytała patrząc z bólem na swoją rozmówczynię, lecz ona nie odpowiadała- To smutne, że orientujemy się jak bardzo kogoś kochamy, dopiero gdy coś się tej osobie stanie, nie sądzisz?- z oczu znów popłynęły jej łzy, jednak tym razem ich nie otarła.
-Ja...-wyjąkała Ivone.
-Jestem beznadziejną matką-powiedziała Rachel znów opadając na poduszki i chowając twarz w dłoniach.
-Nie nie-kobieta pochyliła się i złapała przyjaciółkę za ręce-Posłuchaj-powiedziała czekając, aż tamta spojrzy jej w oczy- Ben wychowywał się bez ojca. Dałaś mu wszystko czego potrzebował. On cię kocha, Rachel. Tak jak ty kochasz jego.
-Ktoś go porwał-oznajmiła pustym głosem kobieta. Ivone spuściła wzrok.
-Przykro mi.
-Tobie jest przykro, mi jest przykro, wszystkim jest przykro-powiedziała gniewnie Rachel wyszarpując dłonie z rąk kobiety. Wstała z kanapy- Ale nikt nie potrafi mi pomóc-po tych słowach szybko wyszła z salonu. Oszołomiona Ivone wzdrygnęła się, gdy ciszę rozerwał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

***
Dzwonek do drzwi.
-Pete otwórz!-chłopak przewrócił oczyma słysząc głos swojej siostry. Zwlekł się z kanapy i powoli ruszył w stronę drzwi. Dzwonek rozległ się jeszcze raz. I kolejny.
-Idę już idę!-zawołał zirytowany-Kelly?-zapytał zdziwiony, gdy zobaczył swoją przyjaciółkę ma progu.
-Chodzi o Hayley-powiedziała ze łzami w oczach i weszła do środka. 
-Ale...Zaraz. Kelly co się stało?-zapytał Pete zamykając drzwi i ruszając za dziewczyną. Znalazł ją w salonie. Niespokojnie chodziła w ta i z powrotem lekko przygryzając kciuk, jak zawsze gdy się denerwowała.
-Kelly-zaczął spokojnie Pete-Spokojnie. Od początku. Co się stało?
Dziewczyna stanęła, odgarnęła włosy do tyłu, przełknęła ślinę i zaczęła:
-Dziś poszłam do domu Hayley, żeby sprawdzić, czy już wróciła i zapytać, dlaczego tak długo nie dzwoniła. Otworzyła mi zapłakana pani Martin, która właśnie wróciła z pogrzebu byłego chłopaka Faith, John'a.
-No dobrze, ale...Co to ma...?
-Pete ona została porwana!-wybuchła nagle blondynka, a jej ciałem wstrząsnął tak potężny szloch, że upadła na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
-Że co?!-krzyknął zszokowany chłopak. Nie mógł w to uwierzyć. Jak to...Porwana? Ale...Ale dlaczego? zacisnął dłonie w pięści, aby opanować ich drżenie. Spojrzał na szlochającą na podłodze Kelly, podszedł do niej i przytulił do siebie.
-No już-powiedział cicho, modląc się, aby jego głos nie zadrżał-Już dobrze.
-Ups! Ja nie w porę?-podniósł wzrok i zobaczył swoją siostrę, ubraną zdecydowanie za skąpo jak na grudzień. Dziewczyna wyciągnęła z torebki szminkę i lusterko i znów pomalowała usta.
-Nie za dużo tego makijażu?-zapytał sucho Pete, głaszcząc Kelly po włosach. Siostra spojrzała na niego z niechęcią.
-Zamknij się-schowała kosmetyki i zasunęła torebkę-Wychodzę. I... Nie wiem kiedy wrócę. No kiedyś tam wrócę-posłała mu słodki uśmiech i ruszyła do drzwi-Narka!-zawołała i wyszła. Chłopak przewrócił oczyma.
-Kelly-zaczął spokojnie-Już dobrze. Chodź-pomógł jej wstać i posadził ją na kanapie, po czym podał jej chusteczkę i kucnął przed nią.
-Dz-dziękuję-wychlipała, mnąc chusteczkę w dłoniach. Po chwili spojrzała na niego i pociągnęła nosem- M-myślisz, że... Że już jej nie zobaczymy?
-Nie. Nie mów tak.
-Boję się Pete-powiedziała, spuszczając wzrok.
-Wiem. Ja też się boję-przyznał chłopak. Nie potrafił dłużej powstrzymywać łez.
-Co my zrobimy? Co my zrobimy bez Hayley?
-Przestań. Znajdą ją. Wróci tu. Przecież ją znasz. Hayley nie odchodzi tak po prostu.
-Ale tym razem nie zależy to od niej-powiedziała blondynka, znów pociągając nosem-N-nie rozumiem tego. D-dlaczego ona?
-Tego nikt nie mógł przewidzieć-odparł Pete kręcąc głową i ocierając łzy. Kelly spojrzała na niego i chwyciła go za rękę. Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością i uśmiechnął się. Nagle zadzwonił telefon. Pete zerwał się na równe nogi.
-Halo?
-Pete?
-Pani Martin? Czy... Czy coś się stało?
-Nie. Wybacz, że dzwonię tak późno. Jak mniemam Kelly już opowiedziała, co się stało?
-Tak. Czy policja ma jakiś ślad?
-Nie-na chwilę zapadła cisza-Pete...Dzwonię, ponieważ mam do ciebie prośbę.
-Och-chłopak usiadł na fotelu naprzeciwko przyjaciółki i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczyma. Tamta zmarszczyła brwi i cicho zapytała o co chodzi.
-Halo? Pete? Jesteś tam?-odezwała się pani Martin.
-Ach, tak. Przepraszam. Zamyśliłem się. Co to za prośba?
Kelly jeszcze bardziej zmarszczyła brwi i pochyliła się do przodu.
-Ty i Kelly znaliście Hayley lepiej niż ktokolwiek inny. Chciałam tylko zapytać...Czy może znała, lub...No nie wiem...Czy...Czy utrzymywała kontakty z kimś podejrzanym?
-Co ma pani na myśli?
-No nie wiem. Może jakiś... jakiś dilerów?-podsunęła kobieta. Pete prawie upuścił telefon.
-Pani Martin. Jeżeli sądzi pani, że Hayley, która jeszcze nigdy w życiu nie wzięła do ust alkoholu, nie mówiąc o innych podejrzanych substancjach, to przykro mi, ale muszę stwierdzić, że nie znała pani własnej córki-oznajmił poważnie chłopak.
-Och. P-przepraszam-wyjąkała wyraźnie zszokowana kobieta-No cóż. Dziękuję Pete. Dobranoc-po tych słowach bezzwłocznie się rozłączyła. Chłopak odłożył telefon.
-Nie do wiary-powiedział sam do siebie.
-Co się stało?-zapytała Kelly. Przyjaciel zrelacjonował jej całą rozmowę.
-Wiesz, myślę, że nie powinieneś na nią tak napadać. Ta kobieta straciła własnie dwójkę dzieci. Chwyta się każdej możliwości. Choćby była niewyobrażalnie nieprawdopodobna.
-Może masz rację...-odparł chłopak zatapiając się w myślach. Choć miał ogromną ochotę, aby pogrążyć się we wspomnieniach i pozwolić otulić się melancholii, wiedział, że nie powinien. Powinien myśleć o tym jak pomóc Hayley, jednak nie potrafił się skoncentrować. Wyjątkowo rozpraszała go bliskość Kelly. Nie chodziło bynajmniej o to, że mu przeszkadzała, wręcz przeciwnie. W pewien sposób czuł się podekscytowany tym, że jest z dziewczyną sam na sam. Nie umiał tylko określić dlaczego. Przecież ustalili już, że jest, delikatnie mówiąc, inny. Lecz teraz gdy patrzył na jej zamyślony wyraz twarzy nie myślał o niej jak o przyjaciółce. I nagle do niego dotarło, że Kelly zawsze była dla niego kimś szczególnym. Od dnia, w którym ją poznał. Zawsze lepiej się z nią dogadywał. Mimo że to Hayley znał dłużej.
-To co teraz robimy?-zapytał nie mogąc już znieść ciszy, która zapanowała miedzy nimi.
Dziewczyna podniosła na niego oczy i najzwyczajniej w świecie powiedziała:
-Nie wiem.
W jej oczach pojawiła się niemal namacalna niemoc. Dziewczyna westchnęła ciężko i wstała z kanapy. Podeszła do okna i oparła czoło o chłodna szybę. Pete obserwował każdy jej ruch. Nie wiedział jak się zachować, jak ją pocieszyć. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zwykłe "będzie dobrze" nie wystarczy. Nie w tej sytuacji.
***
"Zamknięta w klatce,
bezgłośnie wołam o pomoc
choć wiem, że i tak nie nadejdzie..."
Hayley zamknęła sfatygowany zeszyt i schowała go pod materacem w swoim łóżku. Nie chciała, aby ktokolwiek go znalazł. Nie chciała, aby ktokolwiek się o nim dowiedział. Dzięki tym kilku kartkom i staremu ołówkowi, udało jej się jeszcze nie załamać, aczkolwiek z każdym dniem było jej coraz trudniej. Nie mogła narzekać na złe traktowanie, wręcz przeciwnie: wnętrze statku przypominało Titanica. Jej pokój miał ściany wyłożone czerwono-złota tapetą. Meble były wykonane z mocnego dębowego drewna, a łóżko było niezwykle wygodne. Jednak po kilku dniach siedzenia w tym pokoju praktycznie bez przerwy, Hayley miała ochotę wymiotować całym tym luksusem. W dodatku już od dawna nie widziała się z Faith. Nie miała pojęcia jak się ma, ani gdzie w ogóle mieszka. Westchnęła ciężko i mocniej otuliła się kołdrą. W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wszedł ciemnowłosy chłopak.
-Przyniosłem ci herbatę-powiedział, uśmiechając się ciepło. Dziewczyna nie odpowiedziała. Wpatrywała się w niego chłodno, aż z jego twarzy znikł uśmiech. Scott zmarszczył brwi patrząc na nią- Coś się stało? 
Blondynka uśmiechnęła się.
-Nie no co ty. Tylko zostałam porwana, od kilku dni nie widziałam się z siostrą i najprawdopodobniej już nigdy nie zobaczę moich rodziców i przyjaciół, nie wspominając, że zostanę niewolnicą. Jest super-powiedziała złośliwie mordując chłopaka wzrokiem.
Brunet zmieszał się. Zamknął za sobą drzwi, postawił kubek z napojem na stoliku nocnym i usiadł na skraju łóżka. Blondynka patrzyła na niego z wysoko uniesioną głową.
-Posłuchaj-zaczął, nerwowo bawiąc się palcami-Naprawdę mi przykro-Hayley prychnęła i odwróciła wzrok-Uwierz mi, gdybym miał wybór, nigdy bym tego nie robił-nieśmiało wyciągnął rękę i położył ja na szczupłej dłoni dziewczyny, która spojrzała na niego zszokowana. Znów ciepło się uśmiechnął- Postaram się załatwić ci spotkanie z siostrą.
Po tych słowach chciał wstać, ale Hayley chwyciła jego dłoń.
-Ja... Dziękuję ci-powiedziała. Scott po raz kolejny obdarzył ja przyjaznym uśmiechem, po czym puścił jej rękę.
-Drobiazg-powiedział, zamykając drzwi.
***

-Zaczekaj tu- szepnął Scott, zostawiając Hayley przy jednym ze stolików w wielkiej jadalni. Dziewczyna jeszcze nigdy tu nie była, posiłki były przynoszone do jej pokoju. Wystrój tego wnętrza, jeszcze bardziej utwierdził ja w przekonaniu, że ten statek to wierna kopia Titanica- przynajmniej od środka.
Po chwili do środka wrócił Scott w towarzystwie Faith. Brunetka szła z założonymi rękoma i nadąsaną miną. Gdy zauważyła swoją siostrę na jej twarzy wymalowało się zdziwienie, szybko zastąpione przez irytację.
-Faith!-zawołała blondynka i rzuciła się siostrze na szyję- Tak się bałam! Nic ci nie jest?
-Nie-oznajmiła sucho brunetka, unikając wzroku Hayley. Dziewczyna przekrzywiła głowę.
-Coś się stało? Martwiłam się. Tak dawno cie nie widziałam...
-I?-przerwała jej Faith, podnosząc na nią wzrok. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Hayley cofnęła się przestraszona tak obojętnym zachowaniem siostry.
-Ale... Faith, ja...
-Ty co? Martwiłaś się? I co z tego? To nie ma żadnego znaczenia! Utknęłyśmy tu, na tym pieprzonym statku! Mam tego dosyć! Mam dosyć ciebie i wszystkich wokół! Słyszysz?! Mam dość!- krzyknęła, po czym obróciła się na pięcie i wybiegła z jadalni. Blondynka patrzyła za siostrą, a gdy drzwi się za nią zatrzasnęły wzdrygnęła się.
-Uła-powiedział Scott, który obserwował całą sytuację stojąc oparty o ścianę- Zawsze jest taka nerwowa?
-N-nie-powiedziała Hayley łykając łzy. Przeniosła wzrok na chłopaka- Ta sytuacja ją przerosła. Może nie chce się do tego przyznać, ale... Ale po prostu się boi.
Brunet podszedł do niej.
-Przypomina mi mojego brata-uśmiechnął się pod nosem-Wiecznie niepokorny. Zawsze robi co chce i nie dba o nikogo, ale w głębi duszy jest zupełnie inny.
-Nie rozumiem dlaczego... Dlaczego to robisz? Dlaczego twój ojciec to robi? Dlaczego porywa ludzi i sprzedaje jako niewolników? Przecież, ty nie jesteś taki. Dlaczego musisz być mu posłuszny?
Chłopak spuścił głowę i westchnął ciężko.
-Zawsze trzymaliśmy się razem. Nie wyobrażam sobie życia bez ojca i Wyatta. A mój ojciec... On... Został zraniony. W przeszłości. I może to dlatego...-urwał nagle, a potem roześmiał się i podniósł na blondynkę rozbawiony wzrok- Zresztą nieważne. Nie będę cię zanudzał moim życiem. No!-klasnął w dłonie- Czas wracać do pokoju. Chodźmy!
Skierował się do wyjścia, a Hayley za nim. Ledwo przekroczyła próg ktoś złapał ją za rękę, pociągnął do tyłu i przyparł do ściany. Wpatrywała się w Wyatta, którego twarz zdobił złośliwy uśmieszek.
-Cześć piękna. Masz chwilę?
-Wyatt? Co ty wyrabiasz na litość boską?!-krzyknął Scott stając koło brata.
-Zbieram ekipę-odparł i znów wlepił spojrzenie w twarz Hayley- Kapitan zaprasza do siebie, mademoiselle- powiedział bawiąc się kosmykiem blond włosów dziewczyny. Martin przełknęła ślinę i przeniosła wzrok na Scotta, szukając w nim wsparcia. Jednak teraz jego twarz wyrażała jedynie bezsilność.
-Idziemy-powiedział Wyatt i pociągnął ją za sobą.

_________________________________________________________________________________

Uhuhuhu ostatni post w tym roku! ^^ Chciałam dodać go już w święta, ale no cóż, nie wyszło. Jak zwykle xD Mam nadzieję, że ten rozdział się do czegoś nadaje. Proszę was, starajcie się nie zwracać uwagi, jeżeli któryś z gifów nie będzie działał. Bo powiem szczerze, że szlag mnie trafia, jak potem przeglądam sobie nasz blog ze świeżutkim rozdziałem, a tam nie ma gifów, których zazwyczaj szukałam godzinami -.-
Życzymy wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! <3
Kochamy was
Hayley i Faith


KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

7 komentarzy:

  1. Och, jaki kochany ten Scott! Niech on sie w końcu zbunuje. Naprawdę go polubilam, jest taki dobry i miły, tylko bezsilny. Czemu jest taki bezsilny?! Niech się postawi, pokaże swoją wartość! Kurde, naprawdę genialny.
    Super motyw też z tym, że Pete jednak nie jest gejem, tylko niech przestanie malować paznokcie! :p Ciekawe jak to będzie z nim i z Kelly.
    A Hayley ma być ze Scottem, albo kolegą tancerzem(kochany!).
    Ciekawe co Wyatt chce z nią zrobić? Jest taki trochę pociągający,a taki frajer. Cżyżby chciał ją zgwałcić, hm hm? Niech Scoti ją uratuje!
    I Faith. Zachowała się jak lamuska, zamiast pomóc siostrze przejść te chwile. No ale cóż, w pewnym sensie ją rozumiem. CZEKAM i pozdrawiam:)
    Zapraszam też do siebie, potrzebuję bardzo czytelników, może Wam się spodoba?
    ponizej-poziomu.blogspot.com
    granger-land.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mam zamiaru ukrywać, że mój komentarz polega na zwykłym rozpowszechnieniu nowo powstałego opowiadania :)
    PEOPLE IN NEW YORK
    Każdy będąc dzieckiem marzył o wielkiej fortunie i sławie.
    Wszyscy chcieli mieć miliard dolarów na koncie, luksusowe domy w każdym państwie, oryginalne ubrania od najlepszych projektantów oraz najszybsze i najdroższe wyścigowe samochody.
    Jednak dla niektórych osób jest to codzienność, bez której nie wyobrażają sobie chociażby jednego dnia.
    Grupa najlepszych przyjaciół od najmłodszych lat zamieszkuje Upper East Side, czyli jedną z ulic nowojorskiego Manhattanu.
    Są zamożni, rozrywkowi, pewni siebie lecz mimo wszystko pieniądze rodziców to nie wszystko co się dla nich liczy – oczywiście są małe wyjątki.
    Wydawać by się mogło, że każdy chciałby być na ich miejscu, jednak nie jest tak kolorowo, jak każdy sądzi.
    Niechciany romans, problemy rodzinne, rozterki miłosne i zakazana miłość, o której od dłuższego czasu ktoś stara się zapomnieć – to tylko mała część ich problemów.
    Czy wszyscy poradzą sobie z powstałymi na ich drodze problemami? Czy każdy wybór będzie słuszny?
    Tego dowiecie się czytając People in New York.

    Może Ci się wydawać, że ta historia będzie pustą historią o nieszczęśliwej miłości, po części tak będzie, lecz razem ze współautorką - Charlie - będziemy starać się pokazać, że mimo pieniędzy wszystkich ludzi spotyka nieszczęście.
    Bardzo przepraszam za SPAM lecz po prostu staram się rozpowszechnić nowe opowiadanie. Jeśli mój wpis Ci przeszkadza po prostu go zignoruj i usuń. Naprawdę bardzo przepraszam.
    Pozdrawiam Katie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałam! przeczytałam całe!
    zacznę od treści, jest niesamowicie oryginalna i pomysłowa. każda postać jest dopracowana, żywa i prawdziwa. to jak piszesz, to wow, niesamowite (zaczynam lubić to słowo). rzadko u bloggerek spotykane jest, żeby nie było błędów, żeby treść powalała także pod kątem języka, a u Ciebie właśnie tak jest. jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ;) aha no i opisy, które są takie prawdziwe i naturalne :)
    co do wyglądu bloga: bardzo fajne są gify obok treści, pokazują bohaterów tak jak ich widzisz i pomagają jeszcze bardziej wczuć się w treść, świetnie dobrana muzyka do rozdziałów!
    w skrócie: brak zarzutów, tak trzymaj! no i czekam na więcej :))
    xoxo Raven

    ps. opis tańca na początku *o* wow! szacun dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię nieścicłości, więc od razu powiem, że jest nas dwie. Jedna wciela się w Faith, a druga w Hayley, chociaż w sumie i tak do każdego rozdziału coś dopisujemy razem.
      Dziękuję za miłe słowa. To naprawdę fajne jak ktoś docenia naszą pracę :)

      Usuń
    2. jak to miło, że przybywa nam "fanów" xD cieszę się, że podobał ci się opis tańca, włożyłam w niego naprawdę dużo serca :) ale tak jak mówi Faith jesteśmy we dwie i zawsze pomagamy sb w tworzeniu nowych rozdziałów ;D zazwyczaj to ja jestem od czarnej roboty, co oznacza godziny na poszukiwaniu odpowiednich gifów i muzyki, ale szczerze, to zawsze sprawia mi to przyjemność ;D mam nadzieję, że nasze opowiadanie nadal będzie ci się podobać :)

      Usuń
    3. jestem ciekawa co z tego wyniknie dalej i czekam na kolejny rozdział, a jednocześnie zapraszam do siebie :3
      http://i-cant-love-you-but-i-love.blogspot.com/

      Usuń
  4. Blog się rozwija, autorki są dumne i wszystko układa się tak, jak powinno. Fabuła jest wciąż ciekawa i nieszablonowa, a dialogi również napisane tak, by intrygować. Mam nadzieję, że nie usiądziecie na laurach po pierwszych sukcesach, bo to mnie bardzo rozczarowuje, a niestety nie raz miałam już z tym styczność. Zobaczymy co dalej :)

    OdpowiedzUsuń