26 grudnia, środa
Muzyka
Piątka nastolatków stała przed grobem obłożonym kwiatami. Mimo iż każdy z nich zareagował inaczej na tą okropną wiadomość, wszyscy czuli tą samą rozpacz. Wiedzieli, że bez Johna, jak i Faith nic nie będzie już takie same. To dzięki nim cała grupa trzymała się razem. Gdy ich zabraknie, powoli zaczną się od siebie odsuwać. Bolała ich strata dwóch najlepszych przyjaciół. Zgarbieni i smutni wspominali chwile spędzone z tą parą. Kevin znał Faith od dziecka. Razem bawili się w piaskownicy. Razem chodzili do szkoły. Razem pili pierwsze piwa i palili pierwsze papierosy. Znał ją tak dobrze, jak mało kto. Wiedział, jak zareaguje, gdy ktoś ją obrazi, a jak, gdy pochwali. To on często ratował ją z kłopotów. Była dla niego ukochaną siostrą, jakiej od dziecka pragnął. Kiedy zapoznała go z Johnem, nie za bardzo go polubił. Uważał, że ten gościu nie jest jej wart. Sądził, że ją zrani. Lecz widząc jej szczęśliwą twarz na widok chłopaka, udawał, że jest wszystko okej. Przysiągł sobie, że jeśli faktycznie ją skrzywdzi, to własnoręcznie dopilnuje, by zapłacił jej za to. A teraz patrzył jak jego ojciec obejmuje matkę John'a ramieniem i odciąga ją od grobu jej syna. Żałował tylko, iż to wszystko musiało się tak skończyć. Jak Romeo i Julia, pomyślał z goryczą, po czym spojrzał na pozostałych. Alice jako jedyna nie kryła łez. Jej policzki były mokre, a ona sama mocno przytulała się do Aleca, który niedawno stał się jej chłopakiem. To właśnie dzięki ostatnim wydarzeniom, tak się do siebie zbliżyli. Jak na ironię, gdy jedna miłość została niszczona, na jej zgliszczach powstawała nowa. Czerwonowłosa nie mogła pojąć, jak można być tak okrutnym, by porywać jej ukochaną przyjaciółkę. Z całej grupy ona jako druga zaprzyjaźniła się z Faith. Poznała ją w pierwszy dzień szkoły. Mała Martin miała wtedy złamaną nogę i siarczyście przeklinała wchodząc po schodach. Stuart była zaskoczona takim różnorodnym słownictwem. Nigdy nie słyszała, by ktokolwiek znał tak wiele brzydkich słów. Wbrew pozorom, zaimponowało jej to. Podeszła do niej i zaproponował swoją pomoc. Początkowo brunetka odmówiła, lecz po chwili, rozglądając się czy nikt nie widzi, ujęła dłoń dziewczyny, która pomogła jej wejść na samą górę. Bez słowa podziękowań udała się dalej. Alice uważała wtedy, że Faith nie jest zbyt dobrze wychowana, lecz po latach przyjaźni, wiedziała, że dziewczyna rzadko używała tych ,,magicznych słów". Rodzice nastolatki uważali, że Martin ma bardzo zły wpływ na ich córkę, lecz Stuart miała to gdzieś. To dzięki Faith stała się bardziej odważniejsza i otwarta na ludzi. Wspominała ich liczne nocowania wspólnie z Samanthą w jej domku na drzewie, kiedy to bawiły się lalkami, wymyślając coraz to dziwniejsze historie, a potem zwierzając się z wszystkich tajemnic. To właśnie tam Faith oznajmiła im, że poszła do łóżka Johnem, a Sam przyznała się, że podoba jej się David. To dzięki młodszej Martin blondynce udało się spełnić swoje marzenie. I właśnie o tym dniu myślała Thompson. Kiedy przyznała się do swojej miłości do Browna, brunetka tylko kiwnęła głową i sięgnęła po telefon. Następnego dnia David podszedł do niej i jak gdyby nigdy nic zaprosił na randkę, chociaż wcześniej zamienili ze sobą tylko kilka słów. Do teraz są jedną z najdłużej utrzymujących się par w szkole. Natomiast John był jej sąsiadem. Jako mała dziewczynka jej ulubioną zabawą było śledzenie Masona. David nie znał za dobrze ich obydwojga. Wiedział, że byli niezłą szychą w szkole. Każdy chciał być wśród nich, lecz wszyscy się ich bali. To dzięki Sam, a właściwie młodszej Martin poznał ich bliżej. Zrozumiał, że pod plakietką, jaką nadano im w liceum, byli to zwykli, normalni nastolatkowie, ze zwykłymi problemami i normalnym życiem. Zauważył, że Faith nie była taką bezwzględną suką, jak ją nazywali, a John męską dziwką. Jednak prawdę powiedziawszy, nie odczuwał, żadnego żalu z powodu ich straty. Nie znał ich na tyle dobrze, bo go odczuwać. Był przy Sam, chciał jej pomagać w tym trudnym dla niej okresie, bo wiedział ile dla niej znaczyli, lecz sam nie czuł się tak jakby zmarła cioteczna siostra prababki jego wujka, którą widział tylko raz w życiu. Smutek, ale nie rozpacz. Szarość, ale nie czerń.
Natomiast Alec bardziej odczuwał stratę Johna, niż Faith. Do dziewczyny nie czuł przywiązania. Często irytowała go swoim zachowaniem, choć o tym wiedziało niewielu. O dziwo zgadzał się z rodzicami Alice, że Martin ma na nią zły wpływ. Podobała mu się właśnie taka słodka i nieśmiała Stuart, a przez zielonooką zmieniała się w kogoś, kim nie była naprawdę. W głębi duszy cieszył się z takiego obrotu spraw. Uważał, że to wydarzenie dobrze wpłynie na jego, już, dziewczynę. Jednakże również żałował, iż nie zdążył przeszkodzić Masonowi w popełnieniu samobójstwa. Byli kuzynami, choć tak naprawdę zaczęli się traktować jak rodzina, dopiero w liceum. Ale Jung i tak boleśnie odczuwał jego stratę, mimo iż wiedziała o tym tylko jego poduszka. Przeklinał go, że postąpił jak debil, zabijając się w imię miłości.
-Moje najszczersze kondolencje-wszyscy usłyszeli ciepły, ale łamiący się głos. Odwrócili się i zobaczyli rodziców Faith. Jej mama przytulała panią Mason, a ojciec stał z boku z pełną bólu mina przy boku ojca Johna.
-Dziękuję. Jednak wiem, że państwu również jest teraz ciężko-wychlipała mama Johna po czym uścisnęła dłoń Ivone, która uśmiechnęła się słabo przez łzy. Rodzice Masona pożegnali się i odeszli, a pani Martin przytuliła się do pana Martina, który objął ja czule.
"Zadziwiające-pomyślał Alec-Jak bardzo przypominają teraz bezbronne dzieci"
-Dzień dobry-przywitali się wszyscy, gdy Ivone i Thomas podeszli do grobu z kolejnym bukietem kwiatów. Wszyscy oprócz Alice, która spojrzała na nich i z powrotem wtuliła twarz w klatkę piersiowa swojego chłopaka, a jej ramiona zatrzęsły się od płaczu. Pani Martin wyciągnęła rękę aby poklepać ją po ramieniu, ale Sam ja powstrzymała.
-Jej jest najciężej z nas wszystkich-powiedziała cicho. Mama Faith zmieszana cofnęła rękę, po czym przeżegnała się i odeszła szybko. Pan Martin posłał nastolatkom pocieszający uśmiech, złożył bukiet na grobie, przeżegnał się i pobiegł za żoną.
***
Samochód wjechał na podjazd i zatrzymał się. Pan Martin westchnął ciężko i spojrzał na żonę. Ivone przez chwilę oddychała ciężko próbując powstrzymać kolejne łzy po czym trzęsącymi się rękoma odpięła pas i otworzył drzwi.
-M-muszę sprawdzić czy może dzwonił ktoś z policji- powiedziała i wysiadła. Thomas zrobił to samo po czym wszedł za nią do domu. Chciał ją objąć i pocieszyć, ale ona odsunęła się.
-Nie...Ja...Ja muszę pomyśleć.
-Ivone...-ruszył za nią do kuchni. Zatrzymał się w drzwiach i oparł dłonie o framugę. Spojrzał na swoją żonę która stała przy blacie jedną ręką podpierając się a druga przyciskając do czoła i w jego serce wbiła się tak potężna igła żalu, że spuścił wzrok. Poczuł się bardzo zmęczony.
-A...A co jeśli, już nigdy ich nie zobaczymy?- po raz kolejny usłyszał łamiący się głos Ivone. Spojrzał na nią , lecz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Kobieta wpatrywała się w niego wyczekująco, ale po paru sekundach jęknęła i ocierając łzy poszła do salonu. Thomas znów spuścił głowę. Nie potrafił się z tym pogodzić. Nie potrafił sobie wybaczyć, że coś im się stało. Jego największym skarbom. Jego ukochanym córkom. Fala wspomnień zalała jego umysł. Te wszystkie chwile, które z nimi spędził. Zobaczył siebie z malutka Hayley na rekach. Właśnie wprowadzili się do tego domu. Ivone była bardzo zmęczona. Pamiętał jak jego pierwsza córeczka patrzyła na niego swoimi dużymi niebieskimi oczyma, a on znów poczuł jak bezgraniczna miłość zalewa jego serce. Przypomniał sobie jak Faith stawiała swoje pierwsze niezdarne kroczki. Cały czas upadała, ale od razu wstawała i próbowała dalej. A potem gdy już nauczyła się chodzić podbiegła do niego i przytuliła się. Mimo że sprawiała więcej kłopotów niż Hayley, czuł z nią silniejszą więź. Nigdy nie potrafił stwierdzić dlaczego. Pamiętał jak kiedyś zadzwoniła do niego zapłakana.
-T-tato przyjedziesz po m-mnie?-wychlipała w słuchawkę, a on od razu wyszedł z biura, mimo że musiał przygotować się do ważnej rozprawy. Jego córka wsiadła do samochodu i schowała twarz w dłoniach.
- Kochanie, co się stało?-zapytał głaszcząc ją po włosach.
- N-nic-odparła, ale po chwili dodała-Oprócz tego, że John to kretyn-skończyła mówić i jej ramiona zatrzęsły się od płaczu.
-Czy coś ci zrobił?-zapytał wtedy poważnie.
-N-nie. Po p-prostu...-odetchnęła głęboko i podniosła na niego zaczerwienione oczy-Ja go naprawdę kocham tato. Ale...Czasami on zachowuje się, jakby to mu w ogóle nie wystarczało.
-Zmusza cię do czegoś? Faith wiesz, że ci ufam. I wiesz, że nigdy nie pozwolę, aby coś ci się stało.
-Wiem-szepnęła kiwając głową.
-Nie martw się. Może nie znam John'a za dobrze, ale nie sadzę aby posunął się, aż tak daleko. Widziałem, jak na ciebie patrzy.
-Jak?-zapytała nagle zaciekawiona.
-Jak zakochany chłopak-powiedział uśmiechając się. Jego córka też się uśmiechnęła i przytuliła do niego. A teraz, prawie rok po tym wydarzeniu, Thomas siedział bezradny w swoim domu, a jego córki były Bóg wie gdzie, żywe lub... Nie. Nawet nie chciał dopuszczać do siebie takiej myśli. Z jego oczu zaczęły kapać łzy. Zacisnął zęby, próbując się uspokoić, choć na niewiele mu się to zdało. Wszystko go bolało, nie był zdolny do myślenia, bo w jego mózgu pojawiały się tylko twarze jego dzieci.
"Kto jest aż tak okrutny, aby zabierać mi cały mój świat?"-zapytał sam siebie i poczuł jak po raz kolejny tego dnia z żalu eksploduje mu serce.
-T-tato przyjedziesz po m-mnie?-wychlipała w słuchawkę, a on od razu wyszedł z biura, mimo że musiał przygotować się do ważnej rozprawy. Jego córka wsiadła do samochodu i schowała twarz w dłoniach.
- Kochanie, co się stało?-zapytał głaszcząc ją po włosach.
- N-nic-odparła, ale po chwili dodała-Oprócz tego, że John to kretyn-skończyła mówić i jej ramiona zatrzęsły się od płaczu.
-Czy coś ci zrobił?-zapytał wtedy poważnie.
-N-nie. Po p-prostu...-odetchnęła głęboko i podniosła na niego zaczerwienione oczy-Ja go naprawdę kocham tato. Ale...Czasami on zachowuje się, jakby to mu w ogóle nie wystarczało.
-Zmusza cię do czegoś? Faith wiesz, że ci ufam. I wiesz, że nigdy nie pozwolę, aby coś ci się stało.
-Wiem-szepnęła kiwając głową.
-Nie martw się. Może nie znam John'a za dobrze, ale nie sadzę aby posunął się, aż tak daleko. Widziałem, jak na ciebie patrzy.
-Jak?-zapytała nagle zaciekawiona.
-Jak zakochany chłopak-powiedział uśmiechając się. Jego córka też się uśmiechnęła i przytuliła do niego. A teraz, prawie rok po tym wydarzeniu, Thomas siedział bezradny w swoim domu, a jego córki były Bóg wie gdzie, żywe lub... Nie. Nawet nie chciał dopuszczać do siebie takiej myśli. Z jego oczu zaczęły kapać łzy. Zacisnął zęby, próbując się uspokoić, choć na niewiele mu się to zdało. Wszystko go bolało, nie był zdolny do myślenia, bo w jego mózgu pojawiały się tylko twarze jego dzieci.
"Kto jest aż tak okrutny, aby zabierać mi cały mój świat?"-zapytał sam siebie i poczuł jak po raz kolejny tego dnia z żalu eksploduje mu serce.
***
Siedziała sztywno na krześle, tępo wpatrując się telefon już od dobrej godziny. Nikt nie zadzwonił. Nikt nie zostawił wiadomości. Dlaczego? Niczego nie znaleźli? Musieli. Ludzie nie znikają tak po prostu. No własnie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale...dlaczego jej dzieci? Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Musi coś zrobić. Musi. Tu chodzi o jej córki. Jej jedyne córki. Zerwała się z krzesła i sięgnęła po telefon. Nerwowo wykręciła numer.
- No dalej, dalej- szeptała pod nosem, słuchając kolejnego sygnału.
- Scotland Yard, słucham?-usłyszała znudzony głos po drugiej stronie.
- Dzień dobry, nazywam się Ivone Martin. Zgłosiłam zaginięcie w poniedziałek...
- Ach to pani-powiedział policjant. W jego głosie wyczuła poirytowanie-Mówiłem, że pani będzie pierwsza osobą, która powiadomimy o jakimkolwiek postępie.
-Tak, ale...
-Proszę pani, śledztwo trwa. Współpracujemy z francuska policją, przesłuchujemy świadków, robimy co możemy. Ale nikt nie może przyspieszyć toku wydarzeń.
-Jednakże chciałabym...
-Proszę się nie denerwować, ta sprawa jest w dobrych rękach. Do widzenia.
-Zaraz. Niech pan pocze...-urwała, gdy mężczyzna się rozłączył. Zszokowana spojrzała na trzymany w dłoni telefon i szybko go odłożyła, jakby nagle zaczął ja parzyć. Znów usiadła na krześle. Poczuła się taka słaba. Bezradna. Nie potrzebna. Tępo wpatrywała się przed siebie. Nawet nie zauważyła kiedy po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Wzdrygnęła się, gdy otaczająca ją ciszę przeszył agresywny dźwięk dzwonka do drzwi. Otarła łzy, wstała i zaszła na dół.
-W czym mogę pomóc?-w połowie schodów usłyszała głos swojego męża.
-Przyszłam do Ivone-odparł niepodziewany gość. Ivone przyspieszyła kroku. Gdy weszła do przedpokoju mąż spojrzał na nią.
-Rachel?-zapytała pani Martin wpatrując się w kobietę w czarnym kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych na nosie. Tamta obdarzyła ja uśmiechem i rozkładając ramiona powiedziała:
-Ivone, kochanie, kopę lat!-przyciągnęła ja do siebie i ucałowała w oba policzki-Aleś ty wypiękniała! Na studiach byłaś taka szarą myszką!
-Aaaa... Tak-brunetka zakłopotana spojrzała na swojego męża-Rachel, pozwól, to mój mąż Thomas. Thomas to moja... znajoma ze studiów, Rachel.
-Znajoma? Ale co ty gadasz kochanie! Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami- oznajmiła Rachel.
-Co cię tu sprowadza?-zapytała coraz bardziej zdezorientowana kobieta.
-Ach, nieszczęście!-cały dobry humor kobiety prysł jak bańka mydlana i teraz wydawała się być naprawdę zmartwiona. Ivone zaprowadziła ją do salonu, po drodze prosząc męża, aby zaparzył herbaty.
-Więc, co się stało?-zapytała brunetka patrząc jak Rachel wydmuchuje nos.
-Pamiętasz mojego syna, Bena? Studiował medycynę i nagle w środku roku rzucił studia i wyjechał. Od paru dni nie dostałam od niego żadnej wiadomości- kobieta zapaliła papierosa i powoli wypuściła dym- Rzecz w tym-kontynuowała-że słyszałam, od kogoś, iż twoje pociechy także zniknęły. W tym samym czasie-zakończyła i znów zaciągnęła się papierosem.
-Zaginął w...
-W Paryżu-te słowa sprawiły, że Thomas, który właśnie wchodził do salonu upuścił filiżanki z herbatą. Spojrzał na swoja żonę, która płytko oddychała.
-Myślisz, że...-zaczęła powoli.
-Tak. Myślę. że te sprawy są powiązane-oznajmiła Rachel kończąc papierosa.
-Zgłaszałaś to na policję?-odezwał się nagle Thomas.
-Ach! Żeby to raz!-oznajmiła kobieta-Każde dziecko wie, że policjanci są bezradni. Szajki porywaczy są świetnie zorganizowane. Nie do wykrycia dla tych kretynów w Scotland Yardzie-zakończyła wyraźnie zirytowana.
-Ale to oznacza, że...-Ivone nie miała siły aby skończyć. Gwałtownie wstała i wybiegła z salonu. Thomas ruszył za nią i znalazł ja kulącą się pod ścianą. Ukrywała twarz w dłoniach. Mężczyzna usiadł obok niej, objął ja ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Nie bój się, kochanie-powiedział przyciskając ja do siebie-Znajdziemy je. Nieważne ile to będzie nas kosztować.
Yare, yare. Święta idą, a tu tak smutno :c No, ale cóż. Nie będę obiecywać, kiedy dodamy kolejny rozdział, jednakże mam cichą nadzieję, że pojawi się jeszcze przed świętami ;) Trocha się namęczyłam z tym rozdziałem nie ukrywam. Mam nadzieję, że ma on w ogóle jakiś sens. I strasznie przepraszamy, że nic nie pisałyśmy, przez ponad miesiąc! Może ten rozdział choć trochę wam to wynagrodzi :)
Kochamy was
Hayley i Faith <3
P.S.
Dziękujemy Rice, która skomentowała wszystkie nasze rozdziały. Ten rozdział jest dla cb! <3 ;*
P.S.
Dziękujemy Rice, która skomentowała wszystkie nasze rozdziały. Ten rozdział jest dla cb! <3 ;*
Oooo, dziękuję. Nawet nie wiecie, jak miło czytać, że tak genialny rozdział jest dla mnie.:)
OdpowiedzUsuńJuż nie raz dałam Wam do zrozumienia, że jesteście wspaniałe i teraz też dam. Uwielbiam Was i naprawdę staram się jak najczęściej wpisywać adres Waszego bloga w wyszukiwarkę. Komputer włączam bardzo rzadko, ale gdy już włączam to wiem, że muszę sprawdzić czy u Was nie pojawił się nowy rozdział.
Genialny, naprawdę dziewczyny, pokazujecie, że macie talent. Tylko tak Wam powiem, że tę kreseczkę u góry ' pisze się, gdy są dwie samogłoski. Czyli gdy jest Johna, to piszemy bez, a jak mamy np. Dumbledore'a to wtedy.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Tak baaaaardzo chciałabym się już dowiedzieć o co chodzi i dlaczego dziewczyny zostały porwane. Do tego śledzone nawet w swoim mieście. I czy rodzice zaczną szukać na własną rękę? I co z Benem? Polubiłam go bardzo. Czekam!
Życzę Wam też wesołych świąt, żeby wena Was nie opuściła i żebyście miały wiele powodów do uśmiechu! :)
granger-land.bogspot.com
na blogu http://secrets-of-human.blogspot.com/ pojawił się ostatni rozdział, który kończy historię Alison, Amandy oraz Alexa.
OdpowiedzUsuńZachęcamy do przeczytania
Alison i Amanda ♥
XDDDDD
OdpowiedzUsuńMAM BEKE Z MATKI BENA, WYGLADA JAK DZIWKA, PEWNIE JEJ DZIECKO TO EFEKT PRZYGODY Z JAKIMS NABUZOWANYM HORMONAMI NASTOLATKIEM, KTORY DZWONI Z NIEZNANEGO DO JAKICHS PRZYPADKOWCYH GOSCI Z WAWY, MIMO IZ WCZESNIEJ ZAPIERAL SIE, ZE WCALE NIE JEST GIMBUSEM XDDD
JA CHCE TUTAJ ZEBYSCIE MNIE JAKOS WJEBALY XDDD CHOC NA KROTKA SCENKE XDDD
JEZUSKU WLASNIE W TYM MOMENCIE WPADLAM NA POMYSLNIE WIEM CZY CZYTALYSCIE OSTATNIA CZESC PLL (TA NA STATKU) ALE ZROBCIE MNIE JAK TA BABKE KTORA SIE WLAMALA NIELEGALNIE NA JACHT XD
Majeczko twoje teksty rozwalają na kawałki XD
Usuńmoże cię gdzieś wciśniemy :P zobaczymy xd
ale jak już to będziesz kochanką/dziewczyną/żoną/ Joego już ja to dopilnuję xD
NEVER NIGDY :cCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCC
UsuńZnów intrygujący rozdział, choć prawdę mówiąc nie porwał mnie tak, jak poprzednie :) Za to z wielką przyjemnością przeczytam kolejny :D Nie wiem już co zrobię, jak nie będzie dalszego ciągu, ale na pewno będę pierwszą narzekającą na częstotliwość dodawania rozdziałów :D
OdpowiedzUsuńcudowne!dopiero zaczęłam czytać ale już nie moge się od tego oderwać!najbardziej podobały mi się momenty ze wspomnieniami. szczególnie ojca dziewczyn!
OdpowiedzUsuń