21-22 grudnia, piątek-sobota
Muzyka
Minęło dokładnie pięćdziesiąt trzy minuty od oświadczenia rodziców o urodzinowej niespodziance oraz trzydzieści siedem minut od kiedy wkurzona Faith wybiegła z domu i skierowała się do mieszkania swojego chłopaka. Dwadzieścia minut potem zjawili się pozostali. Gdy młodsza Martin powiedziała im o kolejnym ,,wspaniałym" pomyśle jej rodziców, rozległy się krzyki oburzenia. Oczywiście najgłośniejszy był John.
-Co?! - wrzasnął tak donośnie, że wszyscy umilkli - Jak to wyjeżdżasz jutro?!
- Tak to - warknęła Faith.
- A co z naszą imprezą urodzinową? - spytała smutno Alice.
- Nie będzie - odparła sztywno dziewczyna.
- Będzie - rzekł w tym samym czasie Mason.
- Ta jasne. Ciekawe jak. Chyba w Paryżu - brunetka spojrzała na niego wilkiem.
- Nie pojedziesz - odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz pod słońcem.
- Czy ty do reszty ogłuchłeś? - Faith wywróciła oczami - Nie słyszałeś co powiedziałam? Muszę jechać.
- Bo?
- Bo nie mam wyboru!
- A czy przypadkiem nasza wielka niezwyciężona Faith Martin nie boi się powiedzieć rodzicom ,,nie"? - zakpił chłopak. Dziewczyna błyskawicznie do niego podeszła i, zanim ktokolwiek zdołał zareagować, wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Pieprz się! - krzyknęła - Nie boję się niczego, a tym bardziej moich starych!
- Tak? - uśmiechnął się złośliwie - To udowodnij to. Idź do domu i powiedz im, że nigdzie nie jedziesz.
- Mówiłam im to!
- A gdy powiedzieli, że musisz jechać pokornie schyliłaś głowę i zamknęłaś się w pokoju, by wylać parę łezek? - szydził John.
- Zamknij się, Mason!
- Bo co? Jesteś nieszkodliwa jak owieczka. Nic mi nie zrobisz. Jesteś tchórzem, F. I wszyscy to wiedzą.
- Uspokójcie się - Sam próbowała złagodzić sytuację. Lecz nie wiele to dało. Brunetka rzuciła się na Johna z pięściami. W ostatniej chwili silne ręce Kevina ją zatrzymały.
- Puszczaj! - krzyczała, podczas, gdy Culcin przemawiał do niej spokojnym głosem:
- Spokojnie. Już. Uspokój się.
- Nie wtrącaj się! - warknęła Faith głosem ociekającym jadem.
- Zostaw ją, Kevin - rzekł John - Niech pokaże na co ją stać.
Chłopak niechętnie odsunął się od brunetki, która od razu pobiegła do Masona i zamachnęła się. Jednak jej ręka nigdy nie dotarła do celu. Atakowany błyskawicznie ją złapał i wykręcił tak, że dziewczyna chcąc czy nie chcąc usiadła mu na kolanach. Próbowała się wyrwać, lecz był za silny.
- I co teraz zrobisz, kotku? - wyszeptał jej do ucha i zaśmiał się demonicznie - Widzisz jak łatwo cię unieruchomić. Myślisz, że jesteś nieustraszona, a boisz się powiedzieć starym ,,nie".
- Nie wszyscy są tacy jak ty - warknęła w odpowiedzi.
- Tak, masz rację. Nie wszyscy. Wolą być słabi, pozwalać by kierowały nimi emocje. Tak jak ty. Gdybyś chciała, mogłabyś się uwolnić. Ale nie chcesz. Wolisz, by ktoś miał nad tobą władzę, lecz nie przyznajesz się do tego. Dlatego jesteś słaba.
- Nie jestem słaba i nigdy nie będę! - krzyknęła zła na siebie, że on ma rację.
- Wiesz, że mam rację - zaskrzeczał złośliwie - I zawsze będę.
- W takim razie, skoro jesteś taki wszechwiedzący i uważasz, że jestem śmieciem, to po co ciągnąć to dalej? Po co mamy udawać, że jest wszystko okej, jak nie jest? Po co mamy być razem?
Wszyscy zamarli. Nawet ona zdziwiła się, że takie coś powiedziała. Przecież wcale tak nie uważała. Wypowiedziała je pod wpływem złości, która nią zawładnęła. Lecz było już za późno. Kości zostały rzucone. Próbowała się odwrócić, by zobaczyć minę Josha. Udało jej się to z łatwością, ponieważ chłopak nagle ją puścił. Mason jednak nie patrzył na nią. Usta zacisnął w małą kreskę. Po chwili powiedział głosem bez emocji:
- Więc nie ma sensu tego ciągnąć.
Faith powoli wstała z jego kolan i popatrzyła na niego z góry. Gdy ich oczy się zetknęły, ujrzała w nich zdecydowanie i determinację. Wiedziała, że już nie ma powrotu. Odwróciła się i wybiegła z mieszkania, nie patrząc na nikogo. Jak tylko drzwi się za nią zatrzasnęły, z oczu poleciały jej słone łzy. Łzy, które ostatnio wylewała w wieku 6 lat. Łzy smutku i rozpaczy. Ze złością wytarła je rękawem swojego płaszcza, lecz one płynęły dalej. Nagle usłyszała jak ktoś ją woła. Zignorowała to i biegła dalej, ale ta osoba nie dała za wygraną i zatrzymała ją na środku chodnika. Okazało się, że była to Sam, która patrzyła na nią z troską w oczach. Za nią dobiegli pozostali i otoczyli ją wianuszkiem.
- F...- szepnęła Alice i próbowała przytulić przyjaciółkę, ale ona odsunęła się.
- N-nie - wyjąkała łamiącym się głosem - Z-zostawcie m-mnie.
-Ale... - zaczął Alec, lecz zielonooka mu przerwała:
- Powiedziałam, dajcie mi święty spokój! - krzyknęła i pobiegła w stronę parku. Tym razem nikt za nią nie pobiegł. Została sama. Dobiegła do pierwszej ławki i usiadła sztywno. Nie była w stanie nic więcej zrobić. Pozwoliła nawet, by łzy spływały jej po policzkach i kapały na spodnie. Nie myślała o niczym. Rozpacz ogarnęła ją całą. Nie czuła zimna, głodu, niczego. Nie miała pojęcia ile tak siedziała. Pewnie siedziała by tak jeszcze dłużej, gdyby Hayley jej nie zobaczyła.
- Matko boska! Gdzieś ty była! Rodzice się... - zaczęła, lecz na widok siostry urwała i wzięła ją za rękę. Faith nie protestowała, było jej wszystko obojętne. Potulnie szła za dziewczyną nie odzywając się słowem. Hayley też nic nie mówiła, bo wiedziała, że brunetka i tak nie odpowie. Gdy doszły do domu młodsza Martin od razu udała się do swojego pokoju, totalnie ignorując rodziców, i padła na łóżko, nawet się nie rozbierając. Po jakimś czasie łzy tak ją wymęczyły, że zapadła w bardzo niespokojny sen.
***
- Chcesz gumę? - spytała Hayley. Faith po raz kolejny nie odpowiedziała. Gdy tylko wsiadły do samolotu siostra bezskutecznie próbowała ją zagadać. Lecz brunetka całkiem ją ignorowała. Nie odzywała się do nikogo od samego rana. Przyrzekła sobie, że uroni już ani jednej łzy. Nie dla tego idioty. Tego, który traktował ją jak śmiecia. Który tylko ją wykorzystywał. Który... Ugh... Kogo ona oszukuje. Nieważne jakim byłby głupkiem, ona i tak go kochała. Te jego kruczoczarne włosy wpadające do szmaragdowych oczu. Ten olśniewający uśmiech... ,,Fuck, Faith! Ogarnij się!" zbeształa siebie w myślach, czując napływające łzy. Zacisnęła ręce na fotelu wbijając w niego paznokcie. Widząc to Hayley, lekko zmarszczyła brwi.
-Coś się stało? - spytała. Jednak, gdy znów nie uzyskała odpowiedzi, wzruszyła ramionami i powróciła do czytania. Faith prychnęła, widząc tytuł: ,,Budowa motoru i podstawowe zasady jazdy". Jej siostra była naprawdę głupia, jeśli myślała, że nauczy się jeździć na takim czymś, na podstawie książki. Była zbyt grzeczna, zbyt poukładana. Jazda na motorze była dla złych ludzi, tych którzy nie mają nic do stracenia, bo przekroczyli już wszystkie granice. Takich jak ona i John. On na pewno... STOP. Znowu o nim myśli! NIE!
Gdy Hayley spojrzała na nią dziwnym wzrokiem, zorientowała się, że wykrzyknęła to na głos. Posłała siostrze spojrzenie mówiące ,,Co się tak gapisz?!" i odwróciła wzrok. Nie jej wina, że on tak bardzo namieszał jej w głowie. Wszystko jej się z nim kojarzyło. Nawet ten chłopak siedzący obok niej i... Zaraz... Chłopak?! Faith błyskawicznie się odwróciła i spojrzała przenikliwym wzrokiem na bruneta, który wpatrywał się w nią zdziwiony i trochę jakby...przestraszony? Faktycznie był do niego podobny. Te same czekoladowe tęczówki. Jego lekko przydługie włosy miał roztrzepane, jakby wcale się nie czesał, lecz to dodawało mu uroku tak samo jak Masonowi. Delikatny zarost im obu dodawał męskości. Jedyne czym się różnili to te wesołe iskierki w oczach nieznajomego. John nigdy takich nie miał. Brakowało mu tej dziecinności. Jego kopia najwyraźniej nie miała z tym problemu.
Po chwili pełnej napięcia chłopak uśmiechnął się nieśmiało i pomachał do niej. Nie wiedzieć czemu zielonooka odwzajemniła te gesty i odwróciła się z powrotem ignorując zmartwione spojrzenie siostry.
-Faith, dobrze się czujesz? - spytała z troską.
-A niby czemu miałoby być inaczej?! - odwarknęła zachrypniętym głosem.
-Najpierw zaciskasz pięści, potem krzyczysz na cały samolot, a później...
-Zamknij się, dobra?! - wrzasnęła dziewczyna, zwracając uwagę starszej kobiety, która popatrzyła na nią z dezaprobatą.
- Co też to się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą - pokręciła głową z niesmakiem.
-A co cię to obchodzi?! - wykrzyknęła brunetka, zapominając o zwrotach grzecznościowych, zdenerwowana, że kobieta się wtrąca.
-Faith! - oburzyła się Hayley i poczęła przepraszać staruszkę - Bardzo panią przepraszam za jej zachowanie. To się więcej nie powtórzy.
-Och, kochaniutka, nic się nie stało! Nie zamartwiaj się niepotrzebnie. Proszę to dla ciebie - kobieta wyciągnęła z pudełka ciastko i podała blondynce, która z lekkim uśmiechem zaczęła je jeść. Po chwili wdały się w miłą pogawędkę. Faith słuchała tego z lekką nienawiścią. Denerwowała ją ta ,,starucha", a najbardziej zachowanie jej siostry. Jak mogła ją, swoje własne rodzeństwo, tak potraktować?! To ta baba pierwsza ją zaczepiła, a ona zaczęła jeszcze ją przepraszać, jakby zrobiła coś złego nagadując tej kobiecie, żeby się nie wtrącała w nie swoje sprawy. Tak zamyślona nie zauważyła nawet, że ktoś coś do niej mówi. Dopiero gdy ta osoba pomachała jej przed oczami, odzyskała jasność widzenia. Ujrzała duże czekoladowe oczy, wpatrujące się w nią z zaciekawieniem.
-Co? - odburknęła.
-Spokojnie! Co ty taka nerwowa? - odpowiedział nieznajomy.
Faith, o dziwo, zamiast powiedzieć coś niemiłego, westchnęła i rzekła:
- Po prostu mam gorsze dni - szybko umilkła, zaskoczona swoją wypowiedzią.
- No co? - spytał chłopak z rozbawieniem, widząc jej minę.
-Nic, nieważne - odparła szybko i odwróciła wzrok. Jednak, gdy po chwili znów na niego spojrzała, ten dalej na nią patrzył. Nagle obydwoje parsknęli śmiechem. Brunetka natychmiast umilkła zdziwiona swoim zachowaniem. ,,Coś ty ćpała?" spytała siebie samą.
-Ben - chłopak wyciągnął rękę w jej kierunku i uśmiechnął się szeroko.
-Faith - odparła i odwzajemniła te gesty. Zielonooka poczuła dziwną sympatię do tego osobnika. Zresztą, czym tu się dziwić? W końcu był pierwszą osobą, na którą nie nakrzyczała w przeciągu paru minut.
Po chwili stewardesa zakomunikowała, że zaraz będą na miejscu. Moment później wylądowali. Faith odpięła pasy i wstała z fotela. Nagle odwróciła się i spojrzała na Bena.
-To ten... -zaczęła - Miło było cię poznać.
-Mnie ciebie również, Faith - odparł i wyszedł z samolotu. Potem dziewczyna poszła w jego ślady. Na szczęście nie zauważyła zdziwionego spojrzenia siostry, która przyglądała się tej scenie z szeroko otwartymi oczami.
-Coś się stało? - spytała. Jednak, gdy znów nie uzyskała odpowiedzi, wzruszyła ramionami i powróciła do czytania. Faith prychnęła, widząc tytuł: ,,Budowa motoru i podstawowe zasady jazdy". Jej siostra była naprawdę głupia, jeśli myślała, że nauczy się jeździć na takim czymś, na podstawie książki. Była zbyt grzeczna, zbyt poukładana. Jazda na motorze była dla złych ludzi, tych którzy nie mają nic do stracenia, bo przekroczyli już wszystkie granice. Takich jak ona i John. On na pewno... STOP. Znowu o nim myśli! NIE!
Gdy Hayley spojrzała na nią dziwnym wzrokiem, zorientowała się, że wykrzyknęła to na głos. Posłała siostrze spojrzenie mówiące ,,Co się tak gapisz?!" i odwróciła wzrok. Nie jej wina, że on tak bardzo namieszał jej w głowie. Wszystko jej się z nim kojarzyło. Nawet ten chłopak siedzący obok niej i... Zaraz... Chłopak?! Faith błyskawicznie się odwróciła i spojrzała przenikliwym wzrokiem na bruneta, który wpatrywał się w nią zdziwiony i trochę jakby...przestraszony? Faktycznie był do niego podobny. Te same czekoladowe tęczówki. Jego lekko przydługie włosy miał roztrzepane, jakby wcale się nie czesał, lecz to dodawało mu uroku tak samo jak Masonowi. Delikatny zarost im obu dodawał męskości. Jedyne czym się różnili to te wesołe iskierki w oczach nieznajomego. John nigdy takich nie miał. Brakowało mu tej dziecinności. Jego kopia najwyraźniej nie miała z tym problemu.
Po chwili pełnej napięcia chłopak uśmiechnął się nieśmiało i pomachał do niej. Nie wiedzieć czemu zielonooka odwzajemniła te gesty i odwróciła się z powrotem ignorując zmartwione spojrzenie siostry.
-Faith, dobrze się czujesz? - spytała z troską.
-A niby czemu miałoby być inaczej?! - odwarknęła zachrypniętym głosem.
-Najpierw zaciskasz pięści, potem krzyczysz na cały samolot, a później...
-Zamknij się, dobra?! - wrzasnęła dziewczyna, zwracając uwagę starszej kobiety, która popatrzyła na nią z dezaprobatą.
- Co też to się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą - pokręciła głową z niesmakiem.
-A co cię to obchodzi?! - wykrzyknęła brunetka, zapominając o zwrotach grzecznościowych, zdenerwowana, że kobieta się wtrąca.
-Faith! - oburzyła się Hayley i poczęła przepraszać staruszkę - Bardzo panią przepraszam za jej zachowanie. To się więcej nie powtórzy.
-Och, kochaniutka, nic się nie stało! Nie zamartwiaj się niepotrzebnie. Proszę to dla ciebie - kobieta wyciągnęła z pudełka ciastko i podała blondynce, która z lekkim uśmiechem zaczęła je jeść. Po chwili wdały się w miłą pogawędkę. Faith słuchała tego z lekką nienawiścią. Denerwowała ją ta ,,starucha", a najbardziej zachowanie jej siostry. Jak mogła ją, swoje własne rodzeństwo, tak potraktować?! To ta baba pierwsza ją zaczepiła, a ona zaczęła jeszcze ją przepraszać, jakby zrobiła coś złego nagadując tej kobiecie, żeby się nie wtrącała w nie swoje sprawy. Tak zamyślona nie zauważyła nawet, że ktoś coś do niej mówi. Dopiero gdy ta osoba pomachała jej przed oczami, odzyskała jasność widzenia. Ujrzała duże czekoladowe oczy, wpatrujące się w nią z zaciekawieniem.
-Co? - odburknęła.
-Spokojnie! Co ty taka nerwowa? - odpowiedział nieznajomy.
Faith, o dziwo, zamiast powiedzieć coś niemiłego, westchnęła i rzekła:
- Po prostu mam gorsze dni - szybko umilkła, zaskoczona swoją wypowiedzią.
- No co? - spytał chłopak z rozbawieniem, widząc jej minę.
-Nic, nieważne - odparła szybko i odwróciła wzrok. Jednak, gdy po chwili znów na niego spojrzała, ten dalej na nią patrzył. Nagle obydwoje parsknęli śmiechem. Brunetka natychmiast umilkła zdziwiona swoim zachowaniem. ,,Coś ty ćpała?" spytała siebie samą.
-Ben - chłopak wyciągnął rękę w jej kierunku i uśmiechnął się szeroko.
-Faith - odparła i odwzajemniła te gesty. Zielonooka poczuła dziwną sympatię do tego osobnika. Zresztą, czym tu się dziwić? W końcu był pierwszą osobą, na którą nie nakrzyczała w przeciągu paru minut.
Po chwili stewardesa zakomunikowała, że zaraz będą na miejscu. Moment później wylądowali. Faith odpięła pasy i wstała z fotela. Nagle odwróciła się i spojrzała na Bena.
-To ten... -zaczęła - Miło było cię poznać.
-Mnie ciebie również, Faith - odparł i wyszedł z samolotu. Potem dziewczyna poszła w jego ślady. Na szczęście nie zauważyła zdziwionego spojrzenia siostry, która przyglądała się tej scenie z szeroko otwartymi oczami.
***
- Spójrz tylko! - szepnęła z zachwytem Hayley. Podbiegła do czerwonego sznura i zaczęła wpatrywać się w tabliczkę z historią ,,Mona Lisy". Faith, powłócząc nogami, stanęła obok niej. Spojrzała na obraz i przewróciła oczami. Od samego rana zwiedzały najznamienitsze muzea w Paryżu. Brunetka powoli zaczynała tracić cierpliwość. Jeśli tak miałby wyglądać cały ten wyjazd, to prędzej stąd ucieknie i zdąży wrócić do Londynu na swoje urodziny.
Po chwili dziewczyny udały się do następnej sali i gdy zielonooka ujrzała jej wielkie rozmiary, aż jęknęła głośno. Nie! Koniec! Faith miała tego już po dziurki w nosie. Kiedy Hayley była zajęta kolejną ekspozycją, dziewczyna cicho wycofała się i skręciła w stronę wyjścia. Niezatrzymana przez nikogo, wybiegła na ulicę i skręciła w pierwszą-lepszą ulicę. Nagle wpadła na kogoś i prawie by się przewróciła, gdyby czyjeś silne ręce jej nie przytrzymały.
-Sorry - powiedziała i już chciała pobiec dalej, lecz nieznajomy ją zatrzymał.
-Gdzie tak pędzisz? - spytał.
-Nie twoja sprawa - odparła i już miała go wyminąć, kiedy wpadła na pewien pomysł.
-Znasz może jakiś fajny klub w Paryżu z dobrą muzyką?
-Co taka piękna dziewczyna, jak ty, robi sama w takim miejscu? - zapytał. Faith miała wrażenie, że gdzieś go już widziała, ale nie miała pojęcia gdzie. Stwierdziła, że to pewnie alkohol mieszał jej w głowie i odpowiedziała uwodzicielskim głosem:
-Bawię się - po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła na parkiet. Zaczęła tańczyć kręcąc biodrami i co chwila ocierając się o chłopaka.
Po jakimś czasie podeszli do baru i zamówili kolejnego drinka. Gdy wypili, dziewczyna powiedziała:
-A tak w ogóle jestem Faith.
-Wyatt - odparł tamten i z powrotem zaciągnął ją na parkiet.
Przepraszam przepraszam przepraszam, że tak późno dodaję ten rozdział. Po prostu nie miałam kiedy usiąść i go napisać, a gdy już znalazłam chwilkę to pisałam jedno zdanie i nagle wszystkie moje pomysły gdzieś uciekały. Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to mam nadzieję, że wybaczy mi ten haniebny czyn. Razem z Hayley spróbujemy dodawać te rozdziały częściej, lecz nie chcemy obiecywać, żebyście się nie zawiedli.
Tak więc wstawiam Wam ten oto rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Komentujcie proszę. Wtedy wiemy, czy ktoś w ogóle czyta te nasze wypociny. Jeśli są jakieś błędy powiadomcie nas o tym. Spróbujemy je naprawić.
Faith i Hayley <3
-Gdzie tak pędzisz? - spytał.
-Nie twoja sprawa - odparła i już miała go wyminąć, kiedy wpadła na pewien pomysł.
-Znasz może jakiś fajny klub w Paryżu z dobrą muzyką?
***
Klub La Parisiene znajdował się niedaleko muzeum toteż Faith szybko do niego dotarła. Przy wejściu stał ochroniarz, który spojrzał na nią podejrzliwie. Dziewczyna posłała mu promienny uśmiech i szybko wepchnęła mu do ręki 20 euro w banknocie. Mężczyzna uniósł brew, wzruszył ramionami i ją wpuścił. Wbiegła po schodach i otworzyła ciężkie metalowe drzwi. Klub urządzono w starym magazynie. Ogromny parkiet pomieściłby co najmniej pięćset osób. Przy lewej ścianie, nieco oddalonej od wejścia, urządzono bar. Brunetka podeszła do niego i zamówiła drinka. Rozejrzała się. Mimo że była dopiero siódma wieczorem w klubie tańczyło jakieś 100 osób, a około 10 było już pijanych. Barman postawił przed nią drinka. Uśmiechnęła się i wypiła duszkiem. Koło niej ktoś zamówił kieliszek wódki. Odwróciła się i zmierzyła stojącego obok blondyna od stóp do głów. On również na nią spojrzał i po chwili uśmiech rozjaśnił jego twarz.-Co taka piękna dziewczyna, jak ty, robi sama w takim miejscu? - zapytał. Faith miała wrażenie, że gdzieś go już widziała, ale nie miała pojęcia gdzie. Stwierdziła, że to pewnie alkohol mieszał jej w głowie i odpowiedziała uwodzicielskim głosem:
-Bawię się - po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła na parkiet. Zaczęła tańczyć kręcąc biodrami i co chwila ocierając się o chłopaka.
Po jakimś czasie podeszli do baru i zamówili kolejnego drinka. Gdy wypili, dziewczyna powiedziała:
-A tak w ogóle jestem Faith.
-Wyatt - odparł tamten i z powrotem zaciągnął ją na parkiet.
Przepraszam przepraszam przepraszam, że tak późno dodaję ten rozdział. Po prostu nie miałam kiedy usiąść i go napisać, a gdy już znalazłam chwilkę to pisałam jedno zdanie i nagle wszystkie moje pomysły gdzieś uciekały. Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to mam nadzieję, że wybaczy mi ten haniebny czyn. Razem z Hayley spróbujemy dodawać te rozdziały częściej, lecz nie chcemy obiecywać, żebyście się nie zawiedli.
Tak więc wstawiam Wam ten oto rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Komentujcie proszę. Wtedy wiemy, czy ktoś w ogóle czyta te nasze wypociny. Jeśli są jakieś błędy powiadomcie nas o tym. Spróbujemy je naprawić.
Faith i Hayley <3
Hej, chciałabym cię zaprosić na mojego nowo powstałego bloga.
OdpowiedzUsuńPoznaj bliżej Gabby, która szuka swojego miejsca na ziemi. Specjalnie by osiągnąć ten cel wyjeżdża z Nowego Jorku i zostaje dziennikarką.
Jeszcze raz cię zapraszam i mam nadzieje, że zostaniesz ze mną na dłużej ♥♥
http://how-i-found-myself.blogspot.com/
Podoba mi się dobór postaci. Uwielbiam Kayę i Alexa <3 Opowiadanie też cudowne. Pisz szybko następny i proszę, informuj mnie o kolejnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do siebie http://another-complicated-story.blogspot.com/
Sporo się dzieje, ale wszystko jest logiczne i mam nadzieję, że dalej będzie tak samo. Naprawdę wielki podziw za styl. Nie wiem czy należy się jednej czy dwóm autorkom, ale nie umniejsza to jego siły :)
OdpowiedzUsuń