czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 1

Z perspektywy Faith
20 grudnia, czwartek
Muzyka


-F,wstawaj - obudził ją męski głos, a właściciel rzucił w nią poduszką.
- Spadaj! Głowa mnie boli! Daj spać człowiekowi! - jęknęła w odpowiedzi  i odwróciła się na drugą stronę. Po chwili poczuła jak coś ciężkiego kładzie się obok niej i przytula od tyłu.
- Faith - ciepły oddech połaskotał ją po szyi - Jak nie wstaniesz, to ja idę.
- Nie - szepnęła dziewczyna i obróciła się z powrotem. Chłopak położył się na niej, podpierając się na łokciach i pocałował ją w usta. Faith zaczęła się bawić jego naszyjnikiem.
- Chodź, bo się spóźnimy - rzekł, po czym wstał i podniósł swoje ubrania z podłogi. Dziewczyna zaśmiała się.
-Niby gdzie, do szkoły? Od kiedy to zależy ci na szkole?
- Christopher ma przynieść nowy towar - odpowiedział ubierając czarna koszulkę - Jak się spóźnię to sprzeda wszystko Seanowi.
Martin z zaciekawieniem podniosła się. Kołdra, która ja okrywała, lekko się osunęła, ukazując jej jędrny biust. Chłopak uśmiechnął się na ten widok.
- Jaki?
-Coś mówił o kuzynie z Francji. Ponoć bardzo mocny. Nada się idealnie na twoje urodziny.
Faith błyskawicznie wstała i zaczęła się ubierać. Chłopak zaśmiał się gardłowo.
- Wystarczy tylko wspomnieć o dragach, a Faith Martin od razu jest zwarta i gotowa.
- Zamknij się, John - warknęła i ruszyła do garderoby. Brunet zignorował ją, otworzył okno i przełożył nogi przez parapet.
- Widzimy się za 5 min - rzekł i skoczył. Sekundę potem do drzwi ktoś zapukał.
- Wstawaj - usłyszała beznamiętny głos swojej siostry - Mama woła na śniadanie.
,,Oto kolejny, nudny dzień w rodzinie Martin" pomyślała i sięgnęła po czarną torbę. Wychodząc z pokoju rozpuściła włosy związane w niechlujny kok i udała się do kuchni, gdzie siedziała już cała rodzina.
- Witaj kochanie! - od progu przywitała ja matka. Faith zignorowała ją i skierowała się do lodówki - Jak minęła noc?
Dziewczyna ponownie nic nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła sok pomarańczowy, schowała do torby i zwróciła się w kierunku wyjścia.
- Zjedz może coś pożywnego. Marniejesz nam w oczach.
Brunetka powoli odwróciła się i przesłodzonym głosem rzekła:
- Daj se siana - po czym zostawiła oniemiałą matkę i wyszła, z przedpokoju zabierając płaszcz.
***
-Jak ja ich nienawidzę - warknęła Faith zapinając  pasy w samochodzie Johna.
-To się wyprowadź do mnie - odparł chłopak ruszając z piskiem opon.
- Już ci przecież mówiłam, że na razie nie mogę.
- Bo co? - Mason zirytowany popatrzył na nią - Bo nie skończyłaś jeszcze 18 lat? Bo oni ci nie pozwolą? Słyszę to zawsze. A może jest jakiś inny powód? Może wielka Faith Martin boi się bycia niezależną? Może boi się uciec od rodziców, bo jest tchórzem?
Zielonooka uderzyła ze złości w deskę rozdzielczą.
- Zamknij gębę, Mason! Znowu musisz się kłócić?! Nie jestem tchórzem i ty dobrze o tym wiesz!!!
- Właśnie nie wiem. Może byś mi z łaski swojej to udowodniła? - zadrwił chłopak, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Nie mam zamiaru ci nic udowadniać!!! - warknęła Faith. 
- No bo jakby inaczej! W końcu jesteś tchórzem! - ironia w jego głosie dolała oliwy do ognia. Dziewczyna, korzystając z krótkiego postoju przed światłami, szybko otworzyła drzwi i wyszła z samochodu, odwracając się tylko po to, by pokazać swojemu chłopakowi środkowy palec. Ruszyła biegiem w stronę szkoły, nie zważając na liczne kałuże. Po dziesięciu minutach dostała zadyszki i zwolniła kroku. Wkurzona, kopnęła leżącą na ziemi puszkę. Przechodząca obok staruszka popatrzyła na nią z wyrzutem, jednak Faith zignorowała ją. Nienawidziła, gdy John zaczynał taką rozmowę. Zawsze kończyło się tym samym. Jedno, albo drugie wychodziło z pomieszczenia i udawali obrażonych, aż do momentu kolejnego spotkania, na którym zachowywali się jak gdyby nigdy nic. A ostatnio działo się tak coraz częściej. Praktycznie ciągle gdy byli sami ktoś z nich wspominał o rodzicach Faith i automatycznie zaczynała się wojna. Brązowowłosa  warknęła ze złości. Wszyscy jej znajomi, jak i nieznajomi wiedzieli, że lepiej jej nie denerwować, bo może się to źle skończyć. Właśnie tak zyskała miano szkolnej gwiazdy. Nikt nie był na tyle odważny, żeby się jej przeciwstawić, oprócz najbliższych przyjaciół, którzy i tak woleli z nią nie zadzierać. Podobało jej się to. John nie miał racji mówiąc na nią tchórz. Bo tchórz nie byłby szkolną przywódczynią. Była niezależna i w każdej chwili mogła by zamieszkać sama, ale nie mogła. John by tego nie zrozumiał. Nikt by nie zrozumiał. Wszyscy by pomyśleli, że to żart, gdyby poznali prawdziwy powód. Był to, a raczej była to Margaret Martin, babcia Faith, jedyna osoba, przed którą dziewczyna się otworzyła całkowicie.Kobieta, jako jedyna znała prawdziwą młodszą Martin. Gdy umarła, podarowała wnuczce cały swój majątek, a miała go niemało. Jako jedna z najbardziej znanych śpiewaczek operowych lat 60. zyskała wielką sławę. Wielu krewnych, było zaskoczonych jej testamentem. Podarowanie całego dobytku aroganckiej dziewczynie, która pewnie wyda go na alkohol i narkotyki, było szaleństwem. Faith uśmiechnęła się złowrogo. Tak, to właśnie była jej rodzina, uważająca ją za piąte koło u wozu, niepotrzebną potomkinię Martinów, która tylko niszczy im wizerunek. Jedni próbowali ją wydziedziczyć, inni zmienić. Ale tak naprawdę, tylko Margaret udało się to niej dotrzeć. I przez to nie mogła opuścić rodziców, którzy na razie opiekowali się całym majątkiem babci, aż do ukończenia przez Faith 18-tych urodzin. Gdyby uciekła, sąd miałby kolejny powód na przekazanie dobytku komuś bardziej odpowiedniemu. Faith wiedziała, że babcia pragnęła, by to właśnie ona go dostała, a ona nie chciała jej zawieść. Jednak nie mogła powiedzieć tego Johnowi. Wyśmiałby ją prosto w twarz. Nieczuła, arogancka Faith Martin, jednak ma uczucia. Już słyszała ten jego głos przepełniony drwiną. Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła pozwolić sobie na zniszczenie reputacji. Znała Masona bardzo dobrze i wiedziała, że nie ośmieliłby się tego opowiedzieć całej szkole. Bo on jako jedyny umiał wywrzeszczeć jej prawdę prosto w oczy nie bojąc się o własne życie. Czemu tak było? To proste. Faith, pomimo coraz częstszych kłótni, kochała go na życie i on o tym dobrze wiedział. Dziewczyna natomiast nie miała pojęcia jakim uczuciem darzy ją John. Zwykle się tym nie przejmowała, nie lubiła utrudniać sobie życia. Jednak tym razem zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno była miłość. Jednak po chwili dotarła do szkoły i zaniechała tej myśli. Przed szkołą bowiem stały jej przyjaciółki, Samantha oraz  Alice, i żywo gestykulowały. Kiedy ją zobaczyły, pomachały do niej i znów powróciły do konwersacji. Faith podeszła do nich i spytała:
- O czym to tak rozmawiacie co?
Dziewczyny zarumieniły się i popatrzyły po sobie. Lecz z tarapatów uratowało je trzech chłopaków, którzy właśnie do nich podeszli. Pierwszy z nich podszedł do Sam i objął ją w pasie, szepcząc jej coś na ucho. Dziewczyna zaśmiała się i pocałowała go w usta.
- A ci się znowu mizią - rzekł z niesmakiem Kevin, wysoki mulat z niebieskimi oczami i zrobił gest, jakby miał zwymiotować. Wszyscy się zaśmiali.
- Trzeba było nie zrywać z Kate, to byś był zajęty nią - odparła Sam, na chwile odrywając się od swojego chłopaka - Prawda, David?
Chłopak mruknął coś w odpowiedzi i znów wpił się w usta Samanthy. Pozostali zostawili ich samych i powolnym krokiem zaczęli iść do budynku. Nagle trzeci chłopak uśmiechnął się mocno.
- Alice! Patrz! - krzyknął wskazując na cukiernię naprzeciwko, pod którą stała ciężarówka - Przywieźli nową dostawę! Chodź! - po czym pociągnął dziewczynę w stronę sklepu.
- Zaraz, Alec! Poczekaj! Mam obcasy! - zaprotestowała czerwonowłosa i powolnym krokiem poszła za przyjacielem. Faith i Kevin zostali sami. Jednak nie przeszkadzało im to. Wręcz przeciwnie, lubili swoje towarzystwo. Wielu ludzi uważało, że powinni być razem, bo pasują do siebie idealnie. Ale obydwoje się z tego śmiali. Wiedzieli, że to nie miałoby przyszłości. Wystarczyło im to co było teraz -  przyjaźń - i nic więcej.
- Coś ty taka zdenerwowana? - spytał Kevin, przerywając ciszę.
- Pokłóciłam się z Johnem - odparła dziewczyna.
- Znowu? - chłopak przewrócił oczami - O co tym razem?
- O to samo.
Przez chwilę szli nic nie mówiąc.
- Słuchaj... - zaczął, lecz nie było mu dane skończyć. Bowiem podeszła do nich czarnowłosa dziewczyna, w za krótkiej bluzce i uwiesiła się na ramieniu Kevina.
-Witaj, skarbie - powiedziała przesłodzonym głosem.
- Cześć, Kate - chłopak spojrzał błagalnym głosem na przyjaciółkę. Faith zaśmiała się pod nosem i rzekła:
- Chodź Kevin. Musimy coś załatwić - i wyrwała bruneta z objęć dziewczyny - Pa, Kate.
Jednak szatynka nie dała się od razu zwieść.
- Poczekaj - krzyknęła i znów złapała się ramienia Culcina - To zajmie tylko chwilę.
Chłopak westchnął i odsuwając się na bezpieczną odległość, powiedział:
- Co chcesz, Kate?
- Chcę z tobą pogadać. NA OSOBNOŚCI - odparła dokładnie wymawiając ostatnie zdanie i popatrzyła wymownie na Faith. Dziewczyna wzruszyła ramionami i odeszła, kierując się do szkoły. Uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc jaką minę ma teraz Kevin. Kate kochała się w nim od dawna. Kiedy w końcu się z nią  umówił, stała się strasznie upierdliwa, więc w końcu z nią zerwał. Początkowo miał spokój, lecz najwyraźniej nie na długo.
Faith weszła do szkoły i udała się do swojej szafki. Niestety po drodze napotkała Johna. Złość na niego jeszcze nie minęła, a wprost wzrosła, gdy zobaczyła go rozmawiającego jak gdyby nigdy nic z Tiną, jedną z ,,przyjaciółeczek" Kate. Gdy chłopak ją zauważył, podszedł do niej z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Witaj, kochanie - rzekł, pochylając się, by ją pocałować. Jednak dziewczyna odsunęła się od niego.
- Nie dotykaj mnie - warknęła. Wiedziała, że gdyby spotkali się po południu, udawaliby, że wszystko jest dobrze, jednak teraz minęło zbyt mało czasu.
- Dalej wielce obrażona? - zadrwił chłopak.
- Spieprzaj - rzekła spokojnie, jednak w środku aż się gotowała ze złości. John nic nie powiedział, tylko zaśmiał się z ironią w głosie. Nagle Faith usłyszała głos swojej przyjaciółki:
- F! Alec... - przerwała, czując napięcie między jej znajomymi. Popatrzyła raz na Martin, raz na Masona - W czymś wam przerwałam? - spytała niepewnie.
- Nie, Alice - odpowiedziała brunetka - Chodźmy już.
Po czym odwróciła się i poszła do klasy, udając, że nie widzi chłopaka.
***
-Panno Martin! - z zamyślenia wyrwał ją głos pana Hopkinsa, nauczyciela historii - Może ty odpowiesz mi na pytanie?
Faith przewróciła oczami.
- Po co, skoro pan zna odpowiedź? - zapytała słodkim głosem. Klasa parsknęła śmiechem.
- Cisza! - zagrzmiał mężczyzna, a uczniowie natychmiast się uciszyli - A ty panno Martin zostaniesz po lekcjach!
- Żeby mógł mnie pan wymacać? - zakpiła dziewczyna. Wszyscy zamarli.
- Słucham? - zdziwił się nauczyciel.
- Daj pan spokój. Wszyscy wiedzą, co pan robi z dziewczynami, które zostają po lekcji.
- Jak...! - pan Hopkins zrobił się czerwony ze złości - Jak śmiesz!!!
- Normalnie. Ja rozumiem, że ze względu na pana wygląd nie może sobie pan znaleźć dziewczyny i jest pan niewyżyty, ale, wie pan, zawsze mogę panu pomóc pójść z tym do psychologa. On pomoże - dziewczyna mówiła poważnym tonem, jednak ledwo widocznie się uśmiechała. Wiedziała, że zagoniła go w kozi róg. Nauczyciel nie mógł jej nic zrobić, bo gdyby poszedł z nią do dyrektora, który również był psychologiem, Faith wszystko by wygadała, a on straciłby pracę. Jednak jeśli nic nie zrobi, straci posłuch wśród uczniów. Uwielbiała robić tak ze swoimi ,,ofiarami''. Gdy traciła nad sobą kontrolę, zawsze wracała do równowagi poprzez znęcanie się nad innymi. Bawiło ją to przerażenie w ich oczach. Przypadek sprawił, że po kłótni z Johnem, miała lekcję historykiem, o którym od dawna latały plotki o jego przygodach z uczennicami.
Zanim nauczyciel zdołał coś odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek i Faith szybko wyszła z klasy, nie chcąc by ktoś ją zatrzymał. Postanowiła pójść do swojej szafki, jak to planowała, zanim spotkała Johna. Wpisała kod i otworzyła drzwiczki. W środku powiesiła swój płaszcz i przyjrzała się sobie w lustrze. Poprawiła włosy i stwierdzając, że wygląda dobrze wyciągnęła książki i zamknęła szafkę. Udała się na następną lekcję, czyli biologię. Uczyła ją niejaka pani White, do której nazwisko pasowało jak ulał. Kobieta bowiem była wysoka, chuda i wciąż nosiła białe ubrania, a na jej biurku nie było ani pyłka kurzu. Na lekcji zazwyczaj kazała czytać podręcznik i robić notatki, a sama czyściła wszystko, co było według niej należało wyszorować do białości. Uczniowie na jej lekcji zawsze udawali, że są cicho, jednak w rzeczywistości wszyscy pisali SMS-y lub karteczki. Nauczycielka nie reagowała dopóki nikt nie gadał. Faith siedziała na tej lekcji obok Samanthy. Gdy weszła do klasy, jej przyjaciółka już tam siedziała. Uśmiechnęły się na swój widok. Zielonooka usiadła obok Thompson , wyciągnęła telefon i  napisała wiadomość.
,,O czym rozmawiałaś z Alice dzisiaj rano?"
,,O niczym. Co to było dzisiaj z Johnem?"
,,Nic. Mów o czym!''
,,Cała szkoła o tym gada! Mówią, że zerwaliście, a on znalazł kolejną, chyba Tinę. Ale przecież dalej chodzicie, prawda? Powiedziałabyś mi."
Faith popatrzyła na wiadomość i zazgrzytała zębami. Szybko wystukała odpowiedź.
,,Jeszcze jedno słowo o tej szmacie, a rozwalę twój telefon na milion kawałków!!!"
,,Dobra, dobra, spokojnie. Już nic nie mówię. Pogadajmy o czymś innym. Popatrz na Williams. Znowu ubrała się w ten żałosny sweterek od babci."
Martin odwróciła się i spojrzała na przyjaciółkę swojej siostry, która siedziała dwie ławki za nimi. Gdy napotkała jej wzrok, popatrzyła na nią z politowaniem. Tamta zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Obok niej Hayley szepnęła jej coś do ucha i popatrzyła złowrogo na siostrę. Faith uśmiechnęła się złośliwie i sięgnęła po telefon.
,,Co za idiotka. Nie mam pojęcia, jak moja siostra może się z nią przyjaźnić. Przecież to jakieś niedorozwinięte dziecko."
,,Dlatego tak się polubiły."
Dziewczyny popatrzyły na siebie i przybiły sobie piątkę w powietrzu. Młodsza Martin wreszcie poczuła, że po porannych kłótniach, znów odzyskuje kontrolę na sobą.
W tym momencie zadzwonił dzwonek i uczniowie wysypali się na korytarz. Faith i Sam podążyły za nimi. Nagle brunetka stanęła jak wryta. Ujrzała bowiem Tinę opierającą się o szafkę i stojącego nad nią Johna. Chłopak pochylał się nad nią i coś jej szeptał na ucho, a dziewczyna uśmiechała się zalotnie. Martin zagotowała się ze złości. Jak on śmie zarywać do innej podczas, gdy chodzi z nią?! Faith zwinnym krokiem podeszła do Johna,  pociągnęła go za koszulkę i  przyciskając do szafki, wpiła się w jego usta. Początkowo zaskoczony chłopak oddał pocałunek, lecz po chwili oderwał się od niej i zadrwił:
- O! Nasza tygrysica już nie jest obrażona!
- Zamknij się i całuj! - warknęła dziewczyna i pocałowała go jeszcze zachłanniej niż przedtem. Ku jej zadowoleniu, John posłuchał co mówiła i przytulił ją mocniej do siebie. Tą scenę przerwał dyrektor przechodzący obok ze zniesmaczoną miną na twarzy. Kazał im przestać i dopiero wtedy Faith rozejrzała się po korytarzu. Oczy wszystkich były wlepione w nią. Gdy zauważyli, że im się przygląda, jak jeden mąż odwrócili się i udawali zajętych rozmową z kimś innym. Dziewczyna popatrzyła z wyższością na Tinę wciąż opierającą się o szafkę. Na jej twarzy malowała się agresja, gdyż właśnie została upokorzona przed całą szkołą. Wściekle oderwała się od drzwiczek i odmaszerowała machając biodrami.
- To co zrywamy się? - spytała Faith.
- Szybka i wściekła Martin wraca do gry - odparł ze śmiechem, przez co dostał mocnego kuksańca w żebra po czym objął swoją dziewczynę w pasie i skierował się do wyjścia.
***
Samochód Johna stał w jednej z wielu bocznych uliczek. Szyby zaparowały od ich ciężkich oddechów. Faith siedziała okrakiem na swoim chłopaku i wodząc palcem po jego podbródku znów go pocałowała. John gładził jej plecy i włosy. Dziewczyna ściągnęła koszulkę.
- Znowu?- zapytał brunet. Faith uśmiechnęła się i rozpięła rozporek jego spodni.
- Mhm- wymruczała znów złączając ich wargi w pocałunku. John rozłożył siedzenie, aby obojgu było wygodniej. Po chwili ich ciała złączyły się w jedno, a obydwoje pojękiwali z rozkoszy.
Gdy skończyli, dziewczyna narzuciła na siebie koszulkę i wtuliła się w nagi tors chłopaka. John podał jej swojego papierosa.
- Mam coś dla ciebie- szepnął w jej włosy. Uśmiechnęła się wydychając dym.
Posadził ja na siedzeniu pasażera i sięgnął do schowka. Wyjął z niego mały woreczek z białym proszkiem w środku.
- Najlepszego- powiedział i włożył go w jej dłoń.
- Co to jest?- zapytała z uśmiechem.
- Szczerze mówiąc, sam nie wiem, ale... - uniósł palec do góry- Zagraniczne!
Faith wybuchła śmiechem i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję.
John uśmiechnął się przelotnie.
- Tylko bądź ostrożna. Jeszcze nie wiem jak to działa.
- Nie udawaj, że się o mnie troszczysz - zaśmiała się.
- Nie troszczę się o ciebie, tylko o moją dziewczynę- odparł pociągając ją lekko za włosy.
Ubrała swoją bluzę i gdy brunet podjechał pod jej dom, szybko się pożegnała i pobiegła do swojego pokoju, nawet nie zważając na głos matki, który dobiegł ją z kuchni. Zamknęła drzwi na klucz, jak zwykle podekscytowana przed zażyciem. Wysypała zawartość saszetki na biurko i linijką uformowała ją w 2 proste linie, a pozostały narkotyk wrzuciła z powrotem do woreczka i schowała go do szuflady biurka. Zwinęła samoprzylepną karteczkę w rulonik i odetchnęła głęboko. Pochyliła się i szybko wciągnęła dwie kreski. Wygodnie rozparła się na fotelu. Niemal czuła jak jej źrenice się rozszerzają. Oddychała szybko, po jej ciele rozlała się błogość. Jej gałki oczne szybko przesuwały się pod przymkniętymi powiekami, przed oczami miała obrazy niczym w kalejdoskopie.
Nagle jej ciałem szarpnął dreszcz. Przyciskając dłoń do ust pobiegła do łazienki połączonej z jej pokojem i pokojem Hayley. Opadła na kafelki i zwymiotowała. Gdy wreszcie znalazła chwilę na zaczerpnięcie oddechu otworzyły się drzwi po drugiej stronie i do środka weszła jej siostra. Spojrzała na Faith.
- Boże, co się stało?!- zapytała.
Brunetka otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale znów zwymiotowała. Hayley podbiegła do niej i podtrzymała jej głowę i włosy. W tej chwili Faith dziękowała Bogu za swoją siostrę. Moment potem dziewczyna poczuła jak okrywa ją ciemność.

_________________________________________________________________________________

No i mamy rozdział 1. Wybaczcie, że trochę z opóźnieniem, ale Hayley wolała oglądać film... No cóż jakoś mi się udało dokończyć go w tygodniu, co nie było  proste zważywszy na wiele prób do przedstawienia. Ale skończyłam i jestem z siebie dumna ;D


Jeszcze notka dla komentujących (a raczej spamujących)
Prosimy was przynajmniej o ocenę naszej twórczości choćby coś w stylu: ,,fajne" a potem zapraszajcie na swój blog, gdyż to wydaje mi się nieuczciwe. Prosicie o odwiedzenie waszego bloga nawet nie spojrzawszy na naszego...

No więc to tyle co mam do powiedzenia. Do następnego! :)


9 komentarzy:

  1. Narkotyki, narkotyki, narkotyki...
    Mam nadzieję, że się z tego wygrzebie !
    Mason nie jest jej wart ! Co za śmieć ! Po choinkę się z nim trzyma ! Na pewno ma inną na boku, a ona... Głupia z niej istota.
    Dobra siostra ? Dlaczego tylko wtedy, jak jej trzyma głowę nad kiblem ?
    Wszystkiego najlepszego Martin!
    Ciekawie był, czekam na nn.
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniało mi się ! Nie ma czegoś takiego jak 'maska rozdzielcza', tylko 'deska rozdzielcza' xD

      Usuń
    2. oj... no trudno xd
      jedno słowo każdy się skapnie o co chodzi ;)
      ale zaraz poprawię ;)

      Usuń
  2. Więc tak, blog fajny, tzn masz fajny pomysł. Tylko powinnaś bardziej opisywać uczucia wewnętrzne bohaterów, wtedy będzie łatwiej wczuć się w całą historię:)

    Pojawił się już drugi rozdział na blogu ->http://everything-from-something.blogspot.com mam nadzieję, że przeczytasz i skomentujesz jak się spodoba to zaobserwujesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak na wszelki wypadek uprzedzę, że nas jest dwie więc piszcie w liczbie mnogiej ;)

      Usuń
  3. Macie OGROMNY talent, czego bardzo wam zazdroszczę. Intrygujące opowiadanie, na pewno zostanę stałym gościem tego bloga *.*

    Zapraszam przy okazji:
    http://www.najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. zapowiada sie fajnie zobaczymy co bedzie dalej czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Późno dowiedziałam się o Twoim blogu, ale strasznie mnie zaciekawiła ta historia. Naprawdę zapowiada się genialnie. Manson nie jest jej wart, ale mam nadzieję, że jeszcze trochę utrzymasz ten toksyczny związek, a potem Faith kopnie go w dupę. GENIALNE!
    Lecę czytać resztę.
    granger-land.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę wysoki styl. Bez zbędnego lizusostwa czyta się jak dobrą książkę. Świetna główna bohaterka, ani trochę nie nudna fabuła i bardzo mocne dialogi. Swoim zwyczajem mogłabym się przyczepić do trochę zbyt oklepanych i pretensjonalnych imion bohaterów, ale z drugiej strony dodają one realizmu, nie każdy przecież może nazywać się jakoś wybitnie oryginalnie :)

    OdpowiedzUsuń