28 grudnia, piątek
Muzyka
Faith wpatrywała się z osłupieniem w zamykające się z trzaskiem drzwi. Skłamałaby, mówiąc, że nie zabolały ją jej słowa. ,,Ona też o niczym nie ma pojęcia" pomyślała ,, Też nie wie, co ja czuję"
- To porozmawiaj z nią - kiedy usłyszała cichy głos Bena, zorientowała się, że powiedziała swoje myśli na głos. Zwykle odparłaby coś niegrzecznego, a wręcz wulgarnego, ale ze zdziwieniem spostrzegła, że wcale tego nie chce. Zamiast tego wybrała drugą opcję, która nasunęła jej się po chwili myślenia.
- Nie posłucha mnie. Pewnie teraz jeszcze bardziej mnie nienawidzi - wyszeptała. Chłopak podszedł do niej i objął ramieniem. O dziwo, nie strząsnęła go,a wręcz wtuliła się w jego tors.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. To mądra dziewczyna. Będzie starała się ciebie zrozumieć.
Nagle, nie wiedzieć czemu, agresywna natura Faith wzięła górę i dziewczyna szybko wstała, strącając jego ramię ze swoich barków.
- A ty skąd możesz to wiedzieć, co?! - warknęła - Znasz nas ledwo kilka dni, a uważasz, że wiesz o nas wszystko! Wymądrzasz się , jakbyś był nie wiadomo kim! Ale ja tego nie chcę! Nie potrzebuje twojej pomocy! Sama sobie poradzę! Tak jak zawsze!
Przez chwilę mierzyła go wściekłym spojrzeniem, a on patrzył na nią przenikliwym wzrokiem. Jej klatka unosiła wysoko. W następnym momencie ciszę przerwał szorstki głos bruneta.
- Nie zawsze da się robić wszystko samemu. Czasem potrzebna jest pomocna dłoń. A gdy ktoś ją podaje, nie należy jej odtrącać.
To mówiąc wyminął ją i wyszedł z kantorka. Faith została sama. Myślała, że ją to zadowoli, lecz nagle poszła w sercu przedziwną pustkę. Ben od początku był dla niej miły. Jako jednemu z nielicznych pokazała swą dobrą naturę. A teraz gdy chciał jej pomóc, ona go odtrąciła. Wkurzona mocno uderzyła pięścią w ścianę. Dłoń od razu ją zapiekła, ale nie przejmowała się tym. Czuła wściekłość. Lecz w przeciwieństwie do tego, co odczuwała zazwyczaj, teraz była zła na samą siebie. Tak. Pierwszy raz w życiu Faith Martin miała wyrzuty sumienia.
***
- A! Tu się ukrywasz! - głos Wyatta wyrwał ją z otępienia, w które wpadła po odejściu Hayley i Bena. Znużona podniosła głowę, którą położyła na kolanach, opierając się o ścianę.
- No i? - warknęła.
- Wszędzie cię szukamy. Nie ładnie tak się chować przed nami, skarbie - chłopak z dezaprobatą pokręcił głową. Faith zignorowała go i znów powróciła do poprzedniej pozycji. Jednak chłopak nie dał jej spokoju.
- Wstawaj! - rozkazał, a gdy nie ruszyła się z miejsca ani o milimetr, przewrócił oczami i złapał ją za ramiona, podnosząc do góry. Dziewczyna od razu wyszarpnęła się z uścisku blondyna., który uśmiechnął się zwycięsko.
- Coś ty taka inna? - spytał, unosząc palcem jej podbródek, by popatrzyła mu w oczy. Brunetka wykrzesała z siebie odrobinę energii i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiesz, tak sobie myślę - wyszeptała, wodząc palcem po jego torsie - że świat już naprawdę zwariował - stanęła na palcach i pochyliła się do jego ucha - Nawet nie można w spokoju pomyśleć, bo jakiś palant zawsze musi ci przeszkodzić.
O ile początek mówiła miłym, pełnym pożądania głosem, to końcówkę wypowiedziała oschłym, zimnym tonem, po czym natychmiast się od niego odsunęła, patrząc na niego z widocznym obrzydzeniem. Gdy próbowała go wyminąć, chłopak złapał ją za ramiona i przyszpilił do ściany, jak to jeszcze niedawno zrobił Ben. Zielonooka próbowała się wyrwać, lecz Wyatt był silniejszy. Pogładził jej palcem po policzku, tym samym zmuszając, by na niego spojrzała, co niechętnie zrobiła.
- Podobasz mi się - wyszeptał jej do ucha - Zadziorna i seksowna. Lubię takie. Musisz być niezła w łóżku.
Faith zauważyła swoją okazję, dotyczącą planu Bena. Wprawdzie nie powiedziała, że się zgadza, ale takie coś mogło się już nie powtórzyć. Owszem, nienawidziła go za to, co jej zrobił, lecz zawsze mogła wyobrazić sobie, że jest kimś całkiem innym.
Zaśmiała się cicho.
- Chciałbyś - odparła i wywinęła się z jego objęcia, które nie było już takie silne. Jednak zanim wyszła całkiem z kantorka, zmysłowym gestem przejechała po jego torsie i umięśnionych barkach. Nie zapomniała także o seksownym kroku.
Kiedy skręciła w stronę swojego pokoju, po jej prawej pojawił się Wyatt z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie tak szybko, kochanie - powiedział - Niestety, nie po to cię tak długo szukałem.
To mówiąc złapał ja za ramiona i odwrócił w przeciwnym kierunku.
-Co ty robisz? - warknęła Faith.
- Powadzę cię do ,,świetlicy", gdzie będziecie spędzać każdą wolną chwilę, zaraz po porannej robocie.
Brunetka zmarszczyła brwi.
- Że kurwa co proszę?!
Chłopak zaśmiał się głośno.
- Wiedziałem, że taka będzie twoja reakcja! Wiedziałem!
- No i? - spytała jadowicie.
Jednak chłopak jej nie odpowiedział. Zamiast tego stanął przed małymi drewnianymi drzwiami i otworzył je. Tym razem nie wpuścił jej pierwszej, co zauważyła z zaskoczeniem. Weszła za nim i jej oczom ukazał się przestronny salon. Wzdłuż ścian znajdowały się kanapy, podobne do tych na promach. Natomiast na samym środku stał okrągły stół przytwierdzony na stałe do podłogi. Dziewczyna ze zdziwieniem spostrzegła, że naprzeciw niej znajduje się duże okno. Dopiero gdy je ujrzała zorientowała się jak dawno nie widziała niczego poza ścianami statku. Pogoda za szybą była słoneczna. Nieliczne mewy przelatywały w pobliżu, co jakiś czas nurkując w odmętach oceanu. Wprost idealny dzień na spędzenie czasu z rodziną i przyjaciółmi. ,,Szkoda tylko, że ich nie mam" pomyślała z goryczą Faith, lecz i tak widok za oknem ją zachwycił. Dopiero po chwili ujrzała Bena sztywno siedzącego na kanapie, Hayley żywo gestykulującą ze Scottem i Lanę, która przyglądała się swoim paznokciom, do momentu, aż ujrzała Wyatta i rzuciła się w jego stronę, jak to zwykle miała w zwyczaju. Brunetka przewróciła oczami i usiadła na kanapie w odpowiedniej odległości od Bena. Próbowała ignorować natarczywe spojrzenia z jego strony, lecz, chcąc, czy nie, co jakiś czas ukradkowo mu się przyglądała. Wtedy on też odwracał wzrok. Powili zaczynało ją to irytować. Starając się nie zwracać na to uwagi, skupiła się na rozmowie Hayley i Scotta.
- ... I wtedy okazało się - mówiła żywym głosem blondynka - że do sosu dodali orzeszki ziemne, na które miała uczulenie. Całą twarz miała spuchniętą! Wyglądała jak pączek!
Faith zacisnęła ręce ze złości, kiedy rozpoznała historię, opowiadaną przez siostrę, która przytrafiła się jej podczas wesela kuzynki Charlotty. A gdy usłyszała śmiech nie tylko Scotta, ale i Wyatta, miała ochotę mocno przywalić pięścią w twarz Hayley. Zaraz potem poczuła, jak czyjeś silne ramiona oplatają ją w pasie i mimowolnie się spięła.
- A więc masz uczulenie na orzeszki, tak? - usłyszała tuż przy swoim uchu.
- Spierdalaj, Wyatt - warknęła w odpowiedzi, lecz nie ruszyła się z miejsca. Chłopak zaczął lekko wodzić swoim nosem po jej policzku.
- Twoja siostra opowiada bardzo ciekawe historyjki - szepnął - Nie sądziłem, że boisz się węży.
Dziewczyna zamarła. Nikt o tym nie wiedział. Nawet jej przyjaciele... Za każdym razem, gdy w dzieciństwie rodzice zabierali ją do zoo, szybko mijała akwaria z różnego rodzaju gadami, a gdy ktoś kazał jej wrócić, wykręcała się, że musi do toalety. Kiedy dorosła zawsze starała się opanować to drżenie na całym ciele , który czuła na widok obślizgłego, zgniłozielonego gada. Myślała... Nie. Była pewna, że nikt poza nią nie ma o tym pojęcia. Aż tu nagle nie dość, że Hayley ją przejrzała, to jeszcze mówi o tym wszem i wobec. W tym momencie poczuła wściekłość. Złość opanowała jej ciało od czubka głowy, aż do końca placów u nóg. Błyskawicznie wstała, wyrywając się z objęć chłopaka, i ruszyła w stronę niczego niespodziewającej się dziewczyny. Jednak zanim tam dotarła, na jej drodze stanęła Lana, która wykazała się zadziwiającą siłą, zatrzymując rozjuszoną brunetkę.
- Co ty robisz z MOIM Wajusiem? - syknęła i mocno dźgnęła ją placem w pierś.
- Spieprzaj - odparła Faith, próbując wyminąć tlenioną blondynkę, która jednak nie dała się tak zbyć.
- To ty spieprzaj od niego. On jest MÓJ - warknęła.
- A czy ja ci go kurwa zabieram? - zirytowała się zielonooka - To on się do mnie klei - znów próbowała przejść obok niej, lecz ta złapała ją dość mocno za ramię.
- Masz go zostawić w spokoju, czaisz?
Faith korzystając z emocji ją opętujących, błyskawicznie się odwróciła i mocno złapała Lanę za włosy, na co ta głośno pisnęła.
- Zejdź mi z drogi, dziwko - odparła głosem przepełnionym jadem.
W tym momencie do akcji wkroczyli Scott i Ben, oddzielając dziewczyny na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy Faith zorientowała się, że ich krótka sprzeczka, spowodowała niemałe zamieszanie w pokoju. Tylko Wyatt wydawał się rozluźniony, z szerokim uśmiechem na twarzy przyglądając się kłótni. Gdy je rozdzielono z dezaprobatą pokręcił głową.
- Musieliście przerwać w najlepszym momencie - powiedział z miną dziecka, któremu zabrano lizaka, po czym wybuchnął śmiechem.
- Mógłbyś mi pomóc, a nie śmiać się jak głupek - skrzywił się Scott, który ledwo co utrzymywał wyrywającą się Lanę. Chłopak pokręcił głową i podszedł do blondynki, która natychmiast się uspokoiła, po czym wpił się w jej wargi z dzikością jakiej nawet Faith jeszcze nie widziała. Scott z obrzydzeniem odszedł od nich, po czym stanął przed zielonooką.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską wymalowaną na twarzy. Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć z pewnością wulgarnie, wyprzedził ją Ben:
- Tylko się troszkę wkurzyła. Przejdzie jej - powiedział, popychając ją na kanapę w rogu pomieszczenia. Oczywiście Faith próbowała się wyrwać, lecz jego uścisk był silny.
- Zostaw mnie! - warknęła - Muszę jej powiedzieć, jaką jest szmatą!
- Już jej to mówiłaś - odparł Gray, siłą sadzając ją na kanapie i przytrzymując ramionami - Poza tym jest teraz zbyt zajęta z Wyattem.
- Nie o nią mi chodzi. Chcę jej wygarnąć, jaką jest kłamliwą zdzirą, która zdradza własną rodzinę - odparła, po czym ponownie próbowała wstać, co niestety znów uniemożliwił jej brunet.
- Uspokój się, Faith! - krzyknął donośnym głosem - Co ci da, że jej to powiesz? Jeszcze bardziej będzie o tobie opowiadać, a może wręcz mieszać z błotem! Nie tak powinnaś to rozwiązać! Najwidoczniej miała rację, że w przypływie złości najpierw robisz, potem myślisz!
Ostatnie zdanie sprawiło, że dziewczyna zamarła. Nie chciała, naprawdę nie chciała przyznawać jej racji, ale niestety tym razem Hayley się nie pomyliła. Zaskoczyło ją, jak wiele o niej wie. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek z jej rodziny mógł się nią zainteresować w takim stopniu, żeby wiedzieć o niej takie rzeczy, jakie wiedziała jej siostra. W przeciwieństwie do blondynki, ona sama nie wiedziała o niej prawie nic Nigdy nie chciała zagłębiać się w życie Hayley, które uważała za zbyt nudne i monotonne. Nie miała pojęcia, że starsza Martin od lat, przypatrywała się siostrze, próbując znaleźć z nią nić porozumienia. Zaskoczyło ją to. Blondynka miała o niej mnóstwo informacji, podczas gdy Faith nie chowała żadnego asa w rękawie.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Bena:
- Halo? Faith? - pomachał jej ręką przed oczami - Wszystko okej?
- Tak... chyba tak - odpowiedziała cicho. Dopiero po chwili zauważyła, że przeszła jej cała złość. Czuła po prostu wszechogarniającą pustkę. Barnes z westchnięciem usiadł koło niej i złapał ją za rękę.
- Wiesz, Faith - zaczął - ja naprawdę nie gryzę. Chcę ci tylko pomóc. Siedzę w tym tak samo jak ty. I ja też czuję tą bezradność. Ale, wiesz co? Nie poddaję się. Nie mogę - chwilę patrzył na ich złączone dłonie, a jego kciuk lekko masował jej zewnętrzną część - Moja matka by tego ode mnie oczekiwała. Mimo iż nieczęsto to okazuje, to wiem, że znaczę dla niej wszystko. Trochę mi ją przypominasz... Ona też zawsze topiła wszystkie smutki w alkoholu, a o jej uczuciach wiedziała tylko ściana w jej pokoju. Zawsze stawiała na swoim. Niewielu było w stanie jej się przeciwstawić. A kiedy ja to zrobiłem wpadła we wściekłość - mocno złapał jej dłoń i zacisnął oczy. Faith nie wiedziała co ma o tym myśleć. Pierwszy raz w życiu ktokolwiek tak się przed nią otworzył. Czuła się z tym bardzo dziwnie.
- Nie musisz...
- Ale ja chcę! - krzyknął - Już nie potrafię trzymać tego w sobie! Chcę, żebyś wiedziała, że mi także nie jest łatwo! I żebyś znalazła kogoś, którego obraz będzie ci dawał motywację do dalszej walki!
Dziewczyna odwróciła wzrok. Pierwszym, który przyszedł jej do głowy, był John. Ale ich związek stał się już przeszłością. Owszem wciąż go kochała nad życie, ale nie sądziła, żeby on ją także. Wątpiła nawet, by ucieszył się z jej powrotu. Szukała w głowie osób, które znaczyły dla niej wiele. Kevin. Alice. Sam. Jej trójka najlepszych przyjaciół. David i Alec. Ale żaden z nich nie znaczył dla niej tak wiele. Z rozpaczą spostrzegła, że nie ma nikogo. Nikt nie potrafiłby dać jej tej motywacji do powrotu do domu.
- Ja... - zawahała się - nie mam nikogo.
Gdy nie dostała odpowiedzi, odważyła się zerknąć na Bena. Wpatrywał się w nią intensywnie, jakby doszukując się potwierdzenia słów, które wypłynęły z jej ust. Najwyraźniej go znalazł, bo mocniej ścisnął jej rękę. Faith spuściła wzrok na swoje stopy. Czuła się tak okropnie samotna, jak nigdy w całym swoim dotychczasowym życiu. A przecież nic się prawie nie zmieniło. Jej relacje z przyjaciółmi były takie same, podobnie z rodziną. Ale dopiero teraz dotarło do niej to, co skrzętnie ukrywała przed całym światem, a później i przed sobą. Ta myśl sprawiła, że zgarbiła się jeszcze bardziej, próbując znaleźć choć odrobinę ciepła, w odmętach zimnego oceanu, do którego wrzucono ją wbrew jej woli.
Ben ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała. Powoli pogładził jej palcem po policzku.
- To zrób to dla mnie. Nie poddawaj się. Walcz do końca. I wiedz, że będę tuż za tobą, gotowy podnieść cię, gdy upadniesz i nakłonić do kolejnej bitwy. Razem uda nam się wszystko. Musimy tylko przetrwać.
To mówiąc przybliżył jej twarz do swojej i delikatnie pocałował ją w policzek. Faith poczuła, jakby mały, zwiewny motyl musnął ją swoimi lekkimi, jak pióro skrzydłami. Mimo iż przygnębienie jej nie odpuściło, kąciki jej ust poruszyły się nieznacznie.
- Dziękuję - wyszeptała cicho, a Ben skinął niezauważalnie głową i odsunął się.
- To co gramy w chińczyka? - spytał, ni z gruszki, ni z pietruszki. Brunetka zmarszczyła brwi. Chłopak wskazał jej gry, przyniesione prawdopodobnie przez Scotta i pociągnął ją za sobą. Faith zaśmiała się cicho i pomogła mu rozpakować grę. Stwierdziła, że dobrze zrobi jej chwilowe odcięcie od problemów i z zaangażowaniem włączyła się do zabawy.
- Bo oszukiwałeś! - wygarnęła mu.
- Jasne, jasne. Po prostu jesteś słaba i tyle - odparł Gray, wystawiając do brunetki język. Jednak w następnej chwili automatycznie się spiął, widząc, jak dziewczyna zaciska ręce ze złości.
- Nigdy nie mów do mnie, że jestem słaba - warknęła. Po chwili jednak jej twarz złagodniała i nabrała skruszonego wyrazu. ,,Ale z ciebie debil, F" pomyślała ,,Musisz tak reagować na każdy komentarz rzucony w twoją stronę?" - Przepraszam, Ben - wyszeptała - Ja po prostu...
- Nie, to ja przepraszam - przerwał jej chłopak - Wciąż zapominam, że tak działają na ciebie słowa krytyki.
Młodsza Martin uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym rozejrzała się po ,,świetlicy". Ze zdziwieniem zauważyła, że na zewnątrz jest już ciemno. Tak zabsorbowała ją dziecięca gra, że aż straciła poczucie czasu. W jednym rogu pomieszczenia leżeli Wyatt z Laną, złączeni w namiętnym uścisku i wydający z siebie nieprzyzwoite głosy. Kiedy blondyn zszedł z jej szyi na dekolt, Faith z obrzydzeniem odwróciła wzrok. ,,Mogliby sobie gdzieś pójść, a nie robić tego w miejscu publicznym" pomyślała z niesmakiem.
Po drugiej stronie siedziała z podkulonymi nogami Hayley, patrząca z zamyśleniem z okno. Włosy opadały jej na twarz, a światło księżyca odbijało się od pojedynczych kosmyków, sprawiając, że wyglądała jak porcelanowa lalka. Faith poczuła niewyobrażalny rozgoryczenie. To zawsze jej siostra była tą najlepszą i najpiękniejszą. Uwielbiana przez rodziców i nauczycieli, niezauważalnie spychała brunetkę na dalszy plan. Już jako mała dziewczynka była karcona za każdy błąd, podczas gdy blondynce wybaczano każde niedociągnięcie, uważając ją za wspaniałego potomka rodu. Wszyscy ją kochali i wielbili jej niesamowite osiągnięcia, kiedy to zielonooką uważali za czarną owcę. Nic dziwnego, że stała się zgorzkniała i niegrzeczna dla każdego, kto wypominał jej błędy. Swoje troski przepijała z alkoholem i narkotykami, które pomagały jej choć na chwilę zapomnieć o tym, jaka jest beznadziejna. Uważano ją za bezuczuciowego śmiecia, w rzeczywistości jednak schowała swoje emocje głęboko w sobie, by nikt już jej więcej nie zranił. Otoczyła się nieprzenikalną barierą, przez którą prawie nikt nie zdołał się przebić. Było jej z tym dobrze do czasu, gdy mocne przeżycia, zrujnowały ten mur na malutkie kawałki, pozbawiając ją jedynej ochrony. Czuła się niesprawiedliwie z tym, że jej idealna siostrzyczka najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, a nawet zachowywała się jeszcze wspanialej niż na co dzień, powodując, że każdy ją polubił, podczas gdy na nią patrzono z dezaprobatą i złością.
Jej przemyślenia przerwał Scott, który nagle zdenerwowany wpadł do pokoju i oznajmił głośno:
- Dobra, koniec tego. Wracajcie wszyscy do swoich pokoi. Szybko! - dodał, gdy nikt nie wykonał żadnego ruchu. Pierwsza, oczywiście, potulnie wstała Hayley i skierowała się do drzwi wyjściowych. Gdy mijała Scotta, uśmiechnęła się do niego delikatnie, a on to odwzajemnił, jednak bardziej nerwowo. Następnie wstał Ben i spojrzał na Faith.
- Idź beze mnie. Zaraz dojdę - odpowiedziała, wciąż wpatrzona w chłopaków. Wyatt widząc blondyna od razu zrzucił z siebie Lanę, nie zważając na jej jęk niezadowolenia, i teraz stał przed Scottem, wysyłając mu spojrzenia, które rozumieli tylko oni. Lana wstała z podłogi i ze wkurzoną miną, opuściła pomieszczenie, szeroko kołysząc biodrami. Jednak bracia wcale na nią nie patrzyli, wciąż pogrążeni w niemej ,,rozmowie". W pewnym momencie odwrócili się w kierunku brunetki i popatrzyli na nią porozumiewawczo. Dziewczyna udając obojętność podniosła się i wyszła za drzwi, jednak gdy tylko je minęła kucnęła przy ścianie, udając, że wiąże sznurowadło, w rzeczywistości jednak uważnie wsłuchując się w głosy dobiegające ze ,świetlicy".
- ...mówiłem, że tak będzie - pomimo ściszonego tonu mówiącego, Faith bez trudu rozpoznała głos Wyatta - Powinniśmy byli poczekać.
- Teraz już za późno. Jeśli On się dowie... - Scott mówił tak cicho, że ledwo mogła cokolwiek usłyszeć.
- Nie dowie się.
- A jeśli...
- Powiedziałem, nie dowie się! - głos Wyatta lekko się uniósł.
Potem nie było już nic. Chwilę zajęło brunetce zorientowanie się, że rozmowa została zakończona. Próbowała szybko się ewakuować, lecz nie zdążyła i gdy była w połowie korytarza usłyszała okrzyk:
-Hej!
Przyspieszyła kroku, lecz zanim udało jej się zniknąć za winklem, ktoś mocno złapał ją za nadgarstek i brutalnie odwrócił ku sobie. Jej przerażone oczy spotkały się z zimnymi tęczówkami Wyatta.
- Nieładnie tak podsłuchiwać, wiesz?- szepnął złowrogo.
- O czym gadaliście?- wyrwało jej się, a po chwili sapnęła z bólu, gdyż chłopak mocniej wykręcił jej rękę.
-Nasz mały króliczek wciska nos w nieswoje sprawy- pokręcił głową z udawaną dezaprobatą- A wiesz, co się dzieje z takimi króliczkami?
Faith pokręciła głową.
- To!- warknął, po czym przekręcił jej głowę na tyle , by mogła ujrzeć, jak wbija nóż w wielkiego pająka pełzającego po ścianie. Zwierzę zamarło w pół kroku, po czym rozpadło się na dwie części, a po krawędzi ostrza spłynęła czarna, obślizgła ciecz. Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę i odwróciła wzrok, nawet nie zastanawiając się skąd wziął to narzędzie. Jednak Wyatt złapał ją na podbródek i zmusił, by popatrzyła na niego.
- Ostrzegam cię. Jeszcze jeden taki wybryk, a bardzo tego pożałujesz.
To mówiąc, szybko ją puścił, a brunetka pozbawiona nacisku, zachwiała się lekko na nogach. Gdy spojrzała w dół, zauważyła, jak bardzo trzęsą jej się ręce. Nigdy nie przypuszczała, że ktoś mogłby spowodować u niej takie odczucia. Zawsze to ona miała wszystko pod kontrolą i to ona onieśmielała każdego, kto ważył jej się przeciwstawić. Tymczasem stanął jej na drodze tajemniczy blondyn, który nie cofnąłby się przed niczym, sprawiając, że zaczynała rozumieć, co to strach.
Gdy w miarę unormował jej się oddech, odważyła się spojrzeć ponad swoje drżące dłonie. Ze zdziwieniem zauważyła, że Wyatt wciąż stał przed nią, przypatrując się jej z zaciekawieniem... a może i rozbawieniem?
-Boisz się mnie?- spytał po chwili. Nie odpowiedziała. Nie była w stanie. Jeszcze niedawno, tylko na samo stwierdzenie, że cię czegoś boi, wpadłaby w ogromny gniew i rzucałaby mięsem na prawo i lewo. Jednak teraz pierwszy raz nadeszła ją ochota, by móc schować się do małej mysiej dziury i przeczekać wielkiego, złego kota. Ale znalazła w sobie dosć odwagi, by udać obojętną i podniosła wzrok na jego zimne teczówki.
- ... I wtedy okazało się - mówiła żywym głosem blondynka - że do sosu dodali orzeszki ziemne, na które miała uczulenie. Całą twarz miała spuchniętą! Wyglądała jak pączek!
Faith zacisnęła ręce ze złości, kiedy rozpoznała historię, opowiadaną przez siostrę, która przytrafiła się jej podczas wesela kuzynki Charlotty. A gdy usłyszała śmiech nie tylko Scotta, ale i Wyatta, miała ochotę mocno przywalić pięścią w twarz Hayley. Zaraz potem poczuła, jak czyjeś silne ramiona oplatają ją w pasie i mimowolnie się spięła.
- A więc masz uczulenie na orzeszki, tak? - usłyszała tuż przy swoim uchu.
- Spierdalaj, Wyatt - warknęła w odpowiedzi, lecz nie ruszyła się z miejsca. Chłopak zaczął lekko wodzić swoim nosem po jej policzku.
- Twoja siostra opowiada bardzo ciekawe historyjki - szepnął - Nie sądziłem, że boisz się węży.
Dziewczyna zamarła. Nikt o tym nie wiedział. Nawet jej przyjaciele... Za każdym razem, gdy w dzieciństwie rodzice zabierali ją do zoo, szybko mijała akwaria z różnego rodzaju gadami, a gdy ktoś kazał jej wrócić, wykręcała się, że musi do toalety. Kiedy dorosła zawsze starała się opanować to drżenie na całym ciele , który czuła na widok obślizgłego, zgniłozielonego gada. Myślała... Nie. Była pewna, że nikt poza nią nie ma o tym pojęcia. Aż tu nagle nie dość, że Hayley ją przejrzała, to jeszcze mówi o tym wszem i wobec. W tym momencie poczuła wściekłość. Złość opanowała jej ciało od czubka głowy, aż do końca placów u nóg. Błyskawicznie wstała, wyrywając się z objęć chłopaka, i ruszyła w stronę niczego niespodziewającej się dziewczyny. Jednak zanim tam dotarła, na jej drodze stanęła Lana, która wykazała się zadziwiającą siłą, zatrzymując rozjuszoną brunetkę.
- Co ty robisz z MOIM Wajusiem? - syknęła i mocno dźgnęła ją placem w pierś.
- Spieprzaj - odparła Faith, próbując wyminąć tlenioną blondynkę, która jednak nie dała się tak zbyć.
- To ty spieprzaj od niego. On jest MÓJ - warknęła.
- A czy ja ci go kurwa zabieram? - zirytowała się zielonooka - To on się do mnie klei - znów próbowała przejść obok niej, lecz ta złapała ją dość mocno za ramię.
- Masz go zostawić w spokoju, czaisz?
Faith korzystając z emocji ją opętujących, błyskawicznie się odwróciła i mocno złapała Lanę za włosy, na co ta głośno pisnęła.
- Zejdź mi z drogi, dziwko - odparła głosem przepełnionym jadem.
W tym momencie do akcji wkroczyli Scott i Ben, oddzielając dziewczyny na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy Faith zorientowała się, że ich krótka sprzeczka, spowodowała niemałe zamieszanie w pokoju. Tylko Wyatt wydawał się rozluźniony, z szerokim uśmiechem na twarzy przyglądając się kłótni. Gdy je rozdzielono z dezaprobatą pokręcił głową.
- Musieliście przerwać w najlepszym momencie - powiedział z miną dziecka, któremu zabrano lizaka, po czym wybuchnął śmiechem.
- Mógłbyś mi pomóc, a nie śmiać się jak głupek - skrzywił się Scott, który ledwo co utrzymywał wyrywającą się Lanę. Chłopak pokręcił głową i podszedł do blondynki, która natychmiast się uspokoiła, po czym wpił się w jej wargi z dzikością jakiej nawet Faith jeszcze nie widziała. Scott z obrzydzeniem odszedł od nich, po czym stanął przed zielonooką.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską wymalowaną na twarzy. Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć z pewnością wulgarnie, wyprzedził ją Ben:
- Tylko się troszkę wkurzyła. Przejdzie jej - powiedział, popychając ją na kanapę w rogu pomieszczenia. Oczywiście Faith próbowała się wyrwać, lecz jego uścisk był silny.
- Zostaw mnie! - warknęła - Muszę jej powiedzieć, jaką jest szmatą!
- Już jej to mówiłaś - odparł Gray, siłą sadzając ją na kanapie i przytrzymując ramionami - Poza tym jest teraz zbyt zajęta z Wyattem.
- Nie o nią mi chodzi. Chcę jej wygarnąć, jaką jest kłamliwą zdzirą, która zdradza własną rodzinę - odparła, po czym ponownie próbowała wstać, co niestety znów uniemożliwił jej brunet.
- Uspokój się, Faith! - krzyknął donośnym głosem - Co ci da, że jej to powiesz? Jeszcze bardziej będzie o tobie opowiadać, a może wręcz mieszać z błotem! Nie tak powinnaś to rozwiązać! Najwidoczniej miała rację, że w przypływie złości najpierw robisz, potem myślisz!
Ostatnie zdanie sprawiło, że dziewczyna zamarła. Nie chciała, naprawdę nie chciała przyznawać jej racji, ale niestety tym razem Hayley się nie pomyliła. Zaskoczyło ją, jak wiele o niej wie. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek z jej rodziny mógł się nią zainteresować w takim stopniu, żeby wiedzieć o niej takie rzeczy, jakie wiedziała jej siostra. W przeciwieństwie do blondynki, ona sama nie wiedziała o niej prawie nic Nigdy nie chciała zagłębiać się w życie Hayley, które uważała za zbyt nudne i monotonne. Nie miała pojęcia, że starsza Martin od lat, przypatrywała się siostrze, próbując znaleźć z nią nić porozumienia. Zaskoczyło ją to. Blondynka miała o niej mnóstwo informacji, podczas gdy Faith nie chowała żadnego asa w rękawie.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Bena:
- Halo? Faith? - pomachał jej ręką przed oczami - Wszystko okej?
- Tak... chyba tak - odpowiedziała cicho. Dopiero po chwili zauważyła, że przeszła jej cała złość. Czuła po prostu wszechogarniającą pustkę. Barnes z westchnięciem usiadł koło niej i złapał ją za rękę.
- Wiesz, Faith - zaczął - ja naprawdę nie gryzę. Chcę ci tylko pomóc. Siedzę w tym tak samo jak ty. I ja też czuję tą bezradność. Ale, wiesz co? Nie poddaję się. Nie mogę - chwilę patrzył na ich złączone dłonie, a jego kciuk lekko masował jej zewnętrzną część - Moja matka by tego ode mnie oczekiwała. Mimo iż nieczęsto to okazuje, to wiem, że znaczę dla niej wszystko. Trochę mi ją przypominasz... Ona też zawsze topiła wszystkie smutki w alkoholu, a o jej uczuciach wiedziała tylko ściana w jej pokoju. Zawsze stawiała na swoim. Niewielu było w stanie jej się przeciwstawić. A kiedy ja to zrobiłem wpadła we wściekłość - mocno złapał jej dłoń i zacisnął oczy. Faith nie wiedziała co ma o tym myśleć. Pierwszy raz w życiu ktokolwiek tak się przed nią otworzył. Czuła się z tym bardzo dziwnie.
- Nie musisz...
- Ale ja chcę! - krzyknął - Już nie potrafię trzymać tego w sobie! Chcę, żebyś wiedziała, że mi także nie jest łatwo! I żebyś znalazła kogoś, którego obraz będzie ci dawał motywację do dalszej walki!
Dziewczyna odwróciła wzrok. Pierwszym, który przyszedł jej do głowy, był John. Ale ich związek stał się już przeszłością. Owszem wciąż go kochała nad życie, ale nie sądziła, żeby on ją także. Wątpiła nawet, by ucieszył się z jej powrotu. Szukała w głowie osób, które znaczyły dla niej wiele. Kevin. Alice. Sam. Jej trójka najlepszych przyjaciół. David i Alec. Ale żaden z nich nie znaczył dla niej tak wiele. Z rozpaczą spostrzegła, że nie ma nikogo. Nikt nie potrafiłby dać jej tej motywacji do powrotu do domu.
- Ja... - zawahała się - nie mam nikogo.
Gdy nie dostała odpowiedzi, odważyła się zerknąć na Bena. Wpatrywał się w nią intensywnie, jakby doszukując się potwierdzenia słów, które wypłynęły z jej ust. Najwyraźniej go znalazł, bo mocniej ścisnął jej rękę. Faith spuściła wzrok na swoje stopy. Czuła się tak okropnie samotna, jak nigdy w całym swoim dotychczasowym życiu. A przecież nic się prawie nie zmieniło. Jej relacje z przyjaciółmi były takie same, podobnie z rodziną. Ale dopiero teraz dotarło do niej to, co skrzętnie ukrywała przed całym światem, a później i przed sobą. Ta myśl sprawiła, że zgarbiła się jeszcze bardziej, próbując znaleźć choć odrobinę ciepła, w odmętach zimnego oceanu, do którego wrzucono ją wbrew jej woli.
Ben ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała. Powoli pogładził jej palcem po policzku.
- To zrób to dla mnie. Nie poddawaj się. Walcz do końca. I wiedz, że będę tuż za tobą, gotowy podnieść cię, gdy upadniesz i nakłonić do kolejnej bitwy. Razem uda nam się wszystko. Musimy tylko przetrwać.
To mówiąc przybliżył jej twarz do swojej i delikatnie pocałował ją w policzek. Faith poczuła, jakby mały, zwiewny motyl musnął ją swoimi lekkimi, jak pióro skrzydłami. Mimo iż przygnębienie jej nie odpuściło, kąciki jej ust poruszyły się nieznacznie.
- Dziękuję - wyszeptała cicho, a Ben skinął niezauważalnie głową i odsunął się.
- To co gramy w chińczyka? - spytał, ni z gruszki, ni z pietruszki. Brunetka zmarszczyła brwi. Chłopak wskazał jej gry, przyniesione prawdopodobnie przez Scotta i pociągnął ją za sobą. Faith zaśmiała się cicho i pomogła mu rozpakować grę. Stwierdziła, że dobrze zrobi jej chwilowe odcięcie od problemów i z zaangażowaniem włączyła się do zabawy.
***
- Jest! Wygrałem! - wykrzyknął Ben, skacząc w górę jak małe dziecko. Faith pokręciła głową z dezaprobatą.- Bo oszukiwałeś! - wygarnęła mu.
- Jasne, jasne. Po prostu jesteś słaba i tyle - odparł Gray, wystawiając do brunetki język. Jednak w następnej chwili automatycznie się spiął, widząc, jak dziewczyna zaciska ręce ze złości.
- Nigdy nie mów do mnie, że jestem słaba - warknęła. Po chwili jednak jej twarz złagodniała i nabrała skruszonego wyrazu. ,,Ale z ciebie debil, F" pomyślała ,,Musisz tak reagować na każdy komentarz rzucony w twoją stronę?" - Przepraszam, Ben - wyszeptała - Ja po prostu...
- Nie, to ja przepraszam - przerwał jej chłopak - Wciąż zapominam, że tak działają na ciebie słowa krytyki.
Młodsza Martin uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym rozejrzała się po ,,świetlicy". Ze zdziwieniem zauważyła, że na zewnątrz jest już ciemno. Tak zabsorbowała ją dziecięca gra, że aż straciła poczucie czasu. W jednym rogu pomieszczenia leżeli Wyatt z Laną, złączeni w namiętnym uścisku i wydający z siebie nieprzyzwoite głosy. Kiedy blondyn zszedł z jej szyi na dekolt, Faith z obrzydzeniem odwróciła wzrok. ,,Mogliby sobie gdzieś pójść, a nie robić tego w miejscu publicznym" pomyślała z niesmakiem.
Po drugiej stronie siedziała z podkulonymi nogami Hayley, patrząca z zamyśleniem z okno. Włosy opadały jej na twarz, a światło księżyca odbijało się od pojedynczych kosmyków, sprawiając, że wyglądała jak porcelanowa lalka. Faith poczuła niewyobrażalny rozgoryczenie. To zawsze jej siostra była tą najlepszą i najpiękniejszą. Uwielbiana przez rodziców i nauczycieli, niezauważalnie spychała brunetkę na dalszy plan. Już jako mała dziewczynka była karcona za każdy błąd, podczas gdy blondynce wybaczano każde niedociągnięcie, uważając ją za wspaniałego potomka rodu. Wszyscy ją kochali i wielbili jej niesamowite osiągnięcia, kiedy to zielonooką uważali za czarną owcę. Nic dziwnego, że stała się zgorzkniała i niegrzeczna dla każdego, kto wypominał jej błędy. Swoje troski przepijała z alkoholem i narkotykami, które pomagały jej choć na chwilę zapomnieć o tym, jaka jest beznadziejna. Uważano ją za bezuczuciowego śmiecia, w rzeczywistości jednak schowała swoje emocje głęboko w sobie, by nikt już jej więcej nie zranił. Otoczyła się nieprzenikalną barierą, przez którą prawie nikt nie zdołał się przebić. Było jej z tym dobrze do czasu, gdy mocne przeżycia, zrujnowały ten mur na malutkie kawałki, pozbawiając ją jedynej ochrony. Czuła się niesprawiedliwie z tym, że jej idealna siostrzyczka najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, a nawet zachowywała się jeszcze wspanialej niż na co dzień, powodując, że każdy ją polubił, podczas gdy na nią patrzono z dezaprobatą i złością.
Jej przemyślenia przerwał Scott, który nagle zdenerwowany wpadł do pokoju i oznajmił głośno:
- Dobra, koniec tego. Wracajcie wszyscy do swoich pokoi. Szybko! - dodał, gdy nikt nie wykonał żadnego ruchu. Pierwsza, oczywiście, potulnie wstała Hayley i skierowała się do drzwi wyjściowych. Gdy mijała Scotta, uśmiechnęła się do niego delikatnie, a on to odwzajemnił, jednak bardziej nerwowo. Następnie wstał Ben i spojrzał na Faith.
- Idź beze mnie. Zaraz dojdę - odpowiedziała, wciąż wpatrzona w chłopaków. Wyatt widząc blondyna od razu zrzucił z siebie Lanę, nie zważając na jej jęk niezadowolenia, i teraz stał przed Scottem, wysyłając mu spojrzenia, które rozumieli tylko oni. Lana wstała z podłogi i ze wkurzoną miną, opuściła pomieszczenie, szeroko kołysząc biodrami. Jednak bracia wcale na nią nie patrzyli, wciąż pogrążeni w niemej ,,rozmowie". W pewnym momencie odwrócili się w kierunku brunetki i popatrzyli na nią porozumiewawczo. Dziewczyna udając obojętność podniosła się i wyszła za drzwi, jednak gdy tylko je minęła kucnęła przy ścianie, udając, że wiąże sznurowadło, w rzeczywistości jednak uważnie wsłuchując się w głosy dobiegające ze ,świetlicy".
- ...mówiłem, że tak będzie - pomimo ściszonego tonu mówiącego, Faith bez trudu rozpoznała głos Wyatta - Powinniśmy byli poczekać.
- Teraz już za późno. Jeśli On się dowie... - Scott mówił tak cicho, że ledwo mogła cokolwiek usłyszeć.
- Nie dowie się.
- A jeśli...
- Powiedziałem, nie dowie się! - głos Wyatta lekko się uniósł.
Potem nie było już nic. Chwilę zajęło brunetce zorientowanie się, że rozmowa została zakończona. Próbowała szybko się ewakuować, lecz nie zdążyła i gdy była w połowie korytarza usłyszała okrzyk:
-Hej!
Przyspieszyła kroku, lecz zanim udało jej się zniknąć za winklem, ktoś mocno złapał ją za nadgarstek i brutalnie odwrócił ku sobie. Jej przerażone oczy spotkały się z zimnymi tęczówkami Wyatta.
- Nieładnie tak podsłuchiwać, wiesz?- szepnął złowrogo.
- O czym gadaliście?- wyrwało jej się, a po chwili sapnęła z bólu, gdyż chłopak mocniej wykręcił jej rękę.
-Nasz mały króliczek wciska nos w nieswoje sprawy- pokręcił głową z udawaną dezaprobatą- A wiesz, co się dzieje z takimi króliczkami?
Faith pokręciła głową.
- To!- warknął, po czym przekręcił jej głowę na tyle , by mogła ujrzeć, jak wbija nóż w wielkiego pająka pełzającego po ścianie. Zwierzę zamarło w pół kroku, po czym rozpadło się na dwie części, a po krawędzi ostrza spłynęła czarna, obślizgła ciecz. Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę i odwróciła wzrok, nawet nie zastanawiając się skąd wziął to narzędzie. Jednak Wyatt złapał ją na podbródek i zmusił, by popatrzyła na niego.
- Ostrzegam cię. Jeszcze jeden taki wybryk, a bardzo tego pożałujesz.
To mówiąc, szybko ją puścił, a brunetka pozbawiona nacisku, zachwiała się lekko na nogach. Gdy spojrzała w dół, zauważyła, jak bardzo trzęsą jej się ręce. Nigdy nie przypuszczała, że ktoś mogłby spowodować u niej takie odczucia. Zawsze to ona miała wszystko pod kontrolą i to ona onieśmielała każdego, kto ważył jej się przeciwstawić. Tymczasem stanął jej na drodze tajemniczy blondyn, który nie cofnąłby się przed niczym, sprawiając, że zaczynała rozumieć, co to strach.
Gdy w miarę unormował jej się oddech, odważyła się spojrzeć ponad swoje drżące dłonie. Ze zdziwieniem zauważyła, że Wyatt wciąż stał przed nią, przypatrując się jej z zaciekawieniem... a może i rozbawieniem?
-Boisz się mnie?- spytał po chwili. Nie odpowiedziała. Nie była w stanie. Jeszcze niedawno, tylko na samo stwierdzenie, że cię czegoś boi, wpadłaby w ogromny gniew i rzucałaby mięsem na prawo i lewo. Jednak teraz pierwszy raz nadeszła ją ochota, by móc schować się do małej mysiej dziury i przeczekać wielkiego, złego kota. Ale znalazła w sobie dosć odwagi, by udać obojętną i podniosła wzrok na jego zimne teczówki.
-Nigdy- odparła pewnie, choć pod koniec głos jej lekko zadrżał.
-O, czyżby?- zapytał zaczepnie, po czym uniósł rękę i pogładził ją po policzku, na co lekko się skrzywiła. Wyatt zaśmiał się cicho- Przerażam cię i obydwoje dobrze o tym wiemy. Jak to jest z drapieżnika z dnia na dzień stać się ofiarą, co?
W jej ciele wezbrał gniew. Cały niepokój gdzieś wyparował. Liczyło się tylko to, że znów ją obraził. A Faith Martin nigdy nikt nie obraża. Zamachnęła się i, zanim zdążył zareagować, mocno uderzyła go w policzek, na którym od razu pojawiła się czerwona plama. Chłopak zareagował błyskawicznie i brutalnie przyparł ją do ściany, powodując, że aż straciła dech w piersiach. Jego oczy wyrażały istną wściekłość. Nagle uderzyły ją obrazy, jakże podobne do sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
Stała w ciemnej, zminej uliczce na wprost grupki mężczyzn, schowanych w cieniu kapturów.
- Co to za ślicznotka wałęsa się tak sama po ciemku, co, skarbie? - zakpił jeden z nich, wysuwając się naprzód, a pozostali zaśmiali się gardłowo.
- Zejdź mi z drogi- syknęła, z zamiarem wyminięcia natręta. Jednak ten, złapał ją za nadgarstek i mocno przyszpilił do muru. Próbowała sie wyrwać, lecz to sprawiło, że przycisnął ją jeszcze mocniej, tak, że nie mogła złapać oddechu.
- Nie utrudniaj, maleńka- szepnął jej na ucho. Poczuła okropny odór alkoholu i skrzywiła się lekko. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się szeroko, pokazując żłóte, zniszczone zęby.
-Odwal się- odpowiedziała, czując jak powoli ogarnia ją strach.
- Najpierw troszkę się zabawimy, kwiatuszku- to mówiąc wepchnął jej swój język do ust, a jego ręce zaczęły zjeżdżać w dół. W tym momencie, poczuła przepływ siły i odepchnęła go od siebie, po czym mocno uderzyła w twarz, sprawiając, że mężczyzna odsunął się trochę, łapiąc się za bolące miejsce.
-Ty kurwo!- krzyknął, po czym spojrzał na nią wzrokiem przepełnionym nienawiścią i złością- Jak śmiesz?!
Złapał ją za szyję i przyparł do muru, przyciskając mocno, co spowodowało, że zaczynała się dusić.
-Jak już z tobą skończę, będziesz mnie błagać o przebaczenie, dziwko.
Powoli zaczynało brakować jej powietrza. Złapała go obiema dłońmi za przedramie, próbując odciągnąć jego rękę, ale nie ustąpił. Wiedziała, że powoli kończy jej się czas. Czuła, że to już koniec. Oczy zapiekły ją od powstrzymywanych łez, które jednak po chwili wypłynęły, zamazując jej obraz przed sobą. Nagle usłyszała zimny głos.
-Zostaw ją, Max.
Automatycznie poczuła jak uścisk na jej szyi zelżał, a po chwili już go nie było. Padła na kolana i zaczęła łapczywie chwytać powietrze pełnym chaustem. Słyszała odgłosy biegu, milknące z każdą sekundą. Drżała na całym ciele, a serce niemiłosiernie kołatało jej się w piersi. Gdy w końcu zniknęły jej mroczki przed oczami, ujrzała przed swoją twarzą, wyciągniętą dłoń, którą po chwili niepewnie chwyciła. Moment później stała naprzeciwko nieznanego mężczyzny.
-Wszystko dobrze? - spytał. Pokiwała głową, chociaż nogi dalej jej drżały.
-John - dodał, po czym uśmiechnął się delikatnie.
Wtedy pomógł jej John, lecz teraz nie było nikogo, kto mógłby ją uratować. Była sama i musiała sobie radzić samodzielnie. Oczyszczając swój umysł z niepotrzebnych myśli, zrobiła jedyną rzecz, którą mogła, nie patrząc co z tego wyniknie. Gdy Wyatt pochylił głowę, patrząc na nią zimnymi tęczówkami, ona zbliżyła swoją twarz i złączyła ich usta, całując intensywnie. Początkowo chłopak zamarł bez ruchu zaskoczony, lecz z czasem, z nieznanych jej powodów, zaczął oddawać pocałunki, przy okazji zmniejszając nacisk na jej ciało. Jego język namiętnie badał wnętrze jej ust, a ręce gorączkowo błądziły po jej ciele. Kiedy Faith lekko pociągnęła go za wargę, warknął gardłowo. W końcu oderwali się od siebie. Ich klatki piersiowe unosiły się w górę, jak po intensywnym biegu. Z oczu Wyatta zniknęła cała wściekłość. Patrzył teraz na nią pełnym pożądania wzrokiem. Po chwili złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Chodź- rozkazał, a brunetka bez sprzeciwu podążyła za nim.
_________________________________________________________________________________
No więc mamy kolejny rozdział. Planujemy teraz z Hayley dodawać je w miarę regularnie, co tydzień. Miejmy nadzieję, że nam się uda. U nas rozpoczynają się teraz ferie (no w końcu! xd), więc spróbujemy napisać ich trochę do przodu, na wypadek gdyby zaczęli nas męczyć w szkole i nie byłoby czasu na naszego bloga :)
Komentujcie i oceniajcie naszą twórczość. Wszelkie komentarze bardzo nam pomagają, no i sprawiają, że mamy dla kogo pisać.
Tak więc tego do następnego
Faith i Hayley <3
-O, czyżby?- zapytał zaczepnie, po czym uniósł rękę i pogładził ją po policzku, na co lekko się skrzywiła. Wyatt zaśmiał się cicho- Przerażam cię i obydwoje dobrze o tym wiemy. Jak to jest z drapieżnika z dnia na dzień stać się ofiarą, co?
W jej ciele wezbrał gniew. Cały niepokój gdzieś wyparował. Liczyło się tylko to, że znów ją obraził. A Faith Martin nigdy nikt nie obraża. Zamachnęła się i, zanim zdążył zareagować, mocno uderzyła go w policzek, na którym od razu pojawiła się czerwona plama. Chłopak zareagował błyskawicznie i brutalnie przyparł ją do ściany, powodując, że aż straciła dech w piersiach. Jego oczy wyrażały istną wściekłość. Nagle uderzyły ją obrazy, jakże podobne do sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
Stała w ciemnej, zminej uliczce na wprost grupki mężczyzn, schowanych w cieniu kapturów.
- Co to za ślicznotka wałęsa się tak sama po ciemku, co, skarbie? - zakpił jeden z nich, wysuwając się naprzód, a pozostali zaśmiali się gardłowo.
- Zejdź mi z drogi- syknęła, z zamiarem wyminięcia natręta. Jednak ten, złapał ją za nadgarstek i mocno przyszpilił do muru. Próbowała sie wyrwać, lecz to sprawiło, że przycisnął ją jeszcze mocniej, tak, że nie mogła złapać oddechu.
- Nie utrudniaj, maleńka- szepnął jej na ucho. Poczuła okropny odór alkoholu i skrzywiła się lekko. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się szeroko, pokazując żłóte, zniszczone zęby.
-Odwal się- odpowiedziała, czując jak powoli ogarnia ją strach.
- Najpierw troszkę się zabawimy, kwiatuszku- to mówiąc wepchnął jej swój język do ust, a jego ręce zaczęły zjeżdżać w dół. W tym momencie, poczuła przepływ siły i odepchnęła go od siebie, po czym mocno uderzyła w twarz, sprawiając, że mężczyzna odsunął się trochę, łapiąc się za bolące miejsce.
-Ty kurwo!- krzyknął, po czym spojrzał na nią wzrokiem przepełnionym nienawiścią i złością- Jak śmiesz?!
Złapał ją za szyję i przyparł do muru, przyciskając mocno, co spowodowało, że zaczynała się dusić.
-Jak już z tobą skończę, będziesz mnie błagać o przebaczenie, dziwko.
Powoli zaczynało brakować jej powietrza. Złapała go obiema dłońmi za przedramie, próbując odciągnąć jego rękę, ale nie ustąpił. Wiedziała, że powoli kończy jej się czas. Czuła, że to już koniec. Oczy zapiekły ją od powstrzymywanych łez, które jednak po chwili wypłynęły, zamazując jej obraz przed sobą. Nagle usłyszała zimny głos.
-Zostaw ją, Max.
Automatycznie poczuła jak uścisk na jej szyi zelżał, a po chwili już go nie było. Padła na kolana i zaczęła łapczywie chwytać powietrze pełnym chaustem. Słyszała odgłosy biegu, milknące z każdą sekundą. Drżała na całym ciele, a serce niemiłosiernie kołatało jej się w piersi. Gdy w końcu zniknęły jej mroczki przed oczami, ujrzała przed swoją twarzą, wyciągniętą dłoń, którą po chwili niepewnie chwyciła. Moment później stała naprzeciwko nieznanego mężczyzny.
-Wszystko dobrze? - spytał. Pokiwała głową, chociaż nogi dalej jej drżały.
-John - dodał, po czym uśmiechnął się delikatnie.
Wtedy pomógł jej John, lecz teraz nie było nikogo, kto mógłby ją uratować. Była sama i musiała sobie radzić samodzielnie. Oczyszczając swój umysł z niepotrzebnych myśli, zrobiła jedyną rzecz, którą mogła, nie patrząc co z tego wyniknie. Gdy Wyatt pochylił głowę, patrząc na nią zimnymi tęczówkami, ona zbliżyła swoją twarz i złączyła ich usta, całując intensywnie. Początkowo chłopak zamarł bez ruchu zaskoczony, lecz z czasem, z nieznanych jej powodów, zaczął oddawać pocałunki, przy okazji zmniejszając nacisk na jej ciało. Jego język namiętnie badał wnętrze jej ust, a ręce gorączkowo błądziły po jej ciele. Kiedy Faith lekko pociągnęła go za wargę, warknął gardłowo. W końcu oderwali się od siebie. Ich klatki piersiowe unosiły się w górę, jak po intensywnym biegu. Z oczu Wyatta zniknęła cała wściekłość. Patrzył teraz na nią pełnym pożądania wzrokiem. Po chwili złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Chodź- rozkazał, a brunetka bez sprzeciwu podążyła za nim.
_________________________________________________________________________________
No więc mamy kolejny rozdział. Planujemy teraz z Hayley dodawać je w miarę regularnie, co tydzień. Miejmy nadzieję, że nam się uda. U nas rozpoczynają się teraz ferie (no w końcu! xd), więc spróbujemy napisać ich trochę do przodu, na wypadek gdyby zaczęli nas męczyć w szkole i nie byłoby czasu na naszego bloga :)
Komentujcie i oceniajcie naszą twórczość. Wszelkie komentarze bardzo nam pomagają, no i sprawiają, że mamy dla kogo pisać.
Tak więc tego do następnego
Faith i Hayley <3
Dobry styl, ciekawe postacie, wciągająca akcja... Podoba mi się, oby tak dalej (y) ;)
OdpowiedzUsuńDżizas Krajst! Będą segzy? *o*
OdpowiedzUsuńWybaczcie mi ten początek, ale nie mogłam się powstrzymać! Mówiłam już, że kocham tą historię? Jeśli nie to właśnie to robię :3 Kocham to opowiadanie! Masakra, kiedy kolejny rozdział?
Buźka!
xoxo
PS. Macie ferie nie? Jeśli tak to w wolnej chwili zapraszam do mnie, zbliżamy się powoli do finału i końca (?) :3
Wszystkiego dowiesz się za dwa rozdziały, gdyż następny będzie z perspektywy Hayley :)
UsuńNastępny rozdział, jeśli dobrze pójdzie pojawi się w ten weekend, a jeśli nie - możesz bez problemu ukatrupić Hayley xD albo może lepiej nie, bo nie będzie miał kto pisać rozdziałów :D
Właśnie czytam twój ostatni rozdział xd Taki smutek, że już powoli się kończy ;c Zaraz skomentuję ;3
Pozdrawiam Faith
Gdzie ciąg dalszy? Ja się pytam gdzie on? :> Wiedziałam, po prostu od samego początku byłam na 100% pewna, że ostatni opublikowany rozdział pozostawi mnie z mega niedosytem i we wkurzającej niepewności. Mówi się trudno, ale już apeluje do Was o dalszy ciąg!
OdpowiedzUsuńKilka słówek podsumowania po nadrobieniu lektury:
To, że bardzo mi się podoba - już wiecie.
To, że styl jest bardzo dobry - pisałam
To, że dialogi są bez zarzutu - było
To, że bohaterowie mają przeinteresujące charaktery - to jasne jak słońce
To, że gramatyka, ortografia i interpunkcja są na odpowiednim poziomie - na pewno wiecie.
To, że dodaję tego bloga do ulubionych i będę tu zaglądać, by dalej rozkoszować się przygodami tych niesamowitych ludzi - mówię Wam teraz :)
Podziękowania dla Faith za zaproszenie mnie do przeczytania tej historii.
Gratulacje dla Hayley za stworzenie postaci, którą wręcz pokochałam.
Uściski i słowa motywacji do dalszej pracy dla Was obu.
I wreszcie prośba o kolejne rozdziały - naprawdę gorąca :)
I na koniec jeszcze tylko mała rada - nie zabiegajcie o fanów, bo fan często fascynuje się czymś tylko, gdy jest na to moda. Zabiegajcie o prawdziwych czytelników, bo to oni będą z Wami na dobre i na złe. Jestem pewna, że nie jestem pierwsza, ale deklaruje się już jako stała, prawdziwa i oddana czytelniczka tego opowiadania.
Buźki i mam nadzieję, że te moje komentarze Was nie zamęczyły :)
Venetiia Noks
Nawet nie wiesz ile sprawiało mi radości czytanie twoich komentarzy. Te emocje, którymi się z nami podzieliłaś i twoje zaangażowanie w tą historię, sprawiały, że aż skakałam po pokoju ze szczęścia, widząc co wyprawiamy z czytelnikami.
UsuńNaprawdę baardzo cię dziękuję za takie miłe słowa. Nawet nie wiesz jak wspaniale usłyszeć, że komuś się podoba historia naszego autorstwa.
I taka radosna nowinka dla ciebie - jeśli dobrze pójdzie następny rozdział powinien pojawić się w ten weekend. A jeśli nie, to cóż.. nie będziesz jedyną osobą, która będzie chciała ukatrupić Hayley xD
Pozdrowienia
Faith
Dopiero tu trafiłam i podoba mi się, naprawdę :-)
OdpowiedzUsuńObie bohaterki są świetne mają charakter, akcja jest dosyć wartka i ciekawa ogólnie jest naprawdę fajnie :-)
Pozdrawiam
Moon Rose
super!naprawdę genialne
OdpowiedzUsuń